może to wydać się dziwne, ale jakoś taką potrzebę czuję i wydaje mi się to najodpowiedniejsze forum… moni i Piotruś – 01.05.05, Wrześniątko – 29.09.2006 i Aniołek – 02.12.03
otóż jestem właśnie u kresu 3 ciąży (2 poród) i ostatnio wspominałam sobie przykry pobyt w szpitalu, kiedy to traciłam pierwsze dziecko… wszystko wtedy staje jak żywe przed oczami… i przypomniało mi się jak zatroszczyły się o mnie dziewczyny, które leżały ze mną na sali… same cierpiały, a okazały mi naprawdę dużo serca… jak tak teraz myślę i przypominam sobie to moje niektóre zachowania były trochę “nieracjonalne”, ale byłam w totalnym szoku i jak na prochach… z resztą która z nas by nie była…
nie pamiętam imion (bo z tym od zawsze mam problem) i jak byłam na sali (przy okazji odbioru badań) by odwiedzić koleżanki, to już na szczęście (oby na szczęście) żadnej juz nei było… pożyczyłam im w sercu wszystkiego co najlepsze i jakaś taka podbudowana (że im się poprawiło) wróciłam do domu…
w każdym razie z serca chcę podziękować za okazaną mi troskę i serce dziewczynom, które między 1-3.12.2003 leżały na patologii ciąży w sali nr 12 w szpitalu na Inflanckiej… jedną z nich była dziewczyna z krwotokiem (“stały bywalec”… długo już leżała, jak mnie przyjęto), drugą dziewczyna ze skórczami, która jeszcze podczas mojego pobytu urodziła (jadąc co prawda z domu – bo tak bardzo chciała do porodu jechać z domu a nie z patologii) i trzecia z plamieniem wywołanym nadżerką…
mam nadzieję, że udało Wam się dobrnąć szczęśliwie do końca i cieszycie się teraz ze swoich dzieciaczków…
Znasz odpowiedź na pytanie: