Zastanawiałam się jak to będzię? Gdzie mnie dopadnie? Czy w domu? Czy w piaskownicy? Czy w dzień, czy nocą? I… jak zwykle rzeczywistość okazała się o wiele barwniejsza niż wyobraźnia….
9 sierpnia, środa… do 15 absolutnie nic nie zapowiadało nagłego zwrotu wydarzeń. Czułam się jak zwykle, funkcjonowałam jak zwykle, brzuszek twardniał, Zośka naciskała na szyjkę, słowem nihil novi. Dzień był całkiem aktywny, Franek pichcił pomidorki niczym Makłowicz. Kiedy danie zostało pożarte a sprzęt zwinięty stwierdziłam, że się zmęczyłam i dziś nie pójdziemy na spacer, pół godziny później, koło 15 zaczęło mnie coś boleć w krzyżu po prawej stronie. Pomyślałam, że może Zosia na coś naciska, prześpię to razem z Frankiem i jakoś przejdzie. Ale nie przechodziło. Narastało. Z Frankiem też nie pospałam, bo w ogóle nie było mowy o tym, by się położyć…. Ból narastał, bolały mnie już całę plecy, ale nadal niczego nie podejrzewałam, w końcu do dopiero koniec 37. tygodnia! Zadzwoniłam do Sławka, mężyk również niczego nie podejrzewający, opieprzył mnie, że pewnie nie uważałam i zawiało mnie, boli mnie nerka, albo dźwignęłam coś ciężkiego i sforsowałam kręgoswłup. Byłam się w stanie zgodzić z każdą wersją…. Obiecał przyjechać wcześniej. Pół godziny później zastał mnie kucającą z bólu przy łóżku. Dalej niczego nie podejrzewając łyknęłam nospę, zapakowałam się do wanny z mocno ciepłą wodą i czekałam na ulgę, ale ta nie przychodziła! Za to po pół godzinie moczenia się w wodzie brzuszek zaczął twardnieć zdecydowanie częściej i intensywniej. Ale ten ból pleców był taki dziwny, żadnych przerw, bolało ciągle, głównie z prawej strony i z minuty na minutę ból narastał. Z wanny zapakowałam się do łóżka cała w dygotach. BÓL, BÓL, BÓL!!!!! Płakałam z bólu…. Sławek dzwoni do ginki, szczęśliwie jest środa i ginka jest osiągalna w gabinecie, z pytaniem CO TO MOŻE BYĆ I CO ROBIĆ? Co robić? Jechać na izbę przyjęć! Wtedy dopiero coś mi zaświtało, że to może jednak Zosia pcha się na świat. Dzwonimy do babci, szczęśliwie jest osiągalna, szczęśliwie ma urlop (miała się zająć Franiem w czwartek i piątek, żebym mogła sobie trochę odpocząć, a ja miałam plany fotograficzne….). Biedny Franek nie wie co się dzieje, dlaczego mam wije się z bólu i płacze… W amoku wrzucam coś do torby, bo przecież nawet się jeszcze nie przymierzałam do pakowania, jakieś ubranka, poiekuchy, koszuę, duperele. Z trudem się ubieram. W potwornej ulewie jedziemy na Żelazną, na izbie przyjęć jesteśmy koło 17. Kładą mnie pod ktg, robią badania. Skurcze są regularne, co 3 minuty, ale bardzo słabe, rozwarcie na 2 palce, jakby go nie było, tygodniami można tak chodzić. Proszę pani, to są skurcze przepowiadające, nic się nie dzieje, proszę jechać do domu. Ale mnie boli!!!!!! Proszę jechać do domu, wziąć 2 nospy i ciepłą kąpiel, skurcze przepowiadające mogą boleć, to może trwać godzinami, jeśli to nie minie za parę godzin proszę wrócić, ale powinno minąć. Wracamy do samochodu. Wcale mnie nie cieszy ta diagnoza, BOLI, BOLI, BOLI, POTWORNIE BOLI i ani myśli przestać! Nie jestem w stanie przejść przez parking, więc Sławek podjeżdża bliżej, idzie do apteki po nospę, a ja dzwonię do Ani i Agi. W straszliwym korku i ulewie wracamy do domu….45 minut męki….W domu Franuś ucieszony. Mamusia wróciła!!!! A mamusia łyka 3 nospy i do wanny, z wanny do łóżka. Powtórka z rozrywki, ból po środkach rozkurczowych rośnie zamiast słabnąć. Zaczynam nabierać przekonania, że wktrótce wrócimy na izbę przyjęć. Franiu tuli się do mnie, pociesza, całuje. Tłumaczę mu jak mogę, że Zosia zapukała w brzuszek, że chce już wyjść, że musimy jechać do szpitala, że będzie musiał być dzielny, że zostanie z babcią… Franuś nad wyraz spokojnie i mądrze to przyjmuje. Sląwek kąpie go i kładzie spać. Przychodzi babcia, a my dopakowujemy torbę i wracamy na izbę przyjęć. Jest 21, od wejścia komunikuję, że już tu dziś byłam, a teraz mam zamiar zostać! Po potwornie bolesnym badaniu tym razem przyjmują nas do porodu. Co prawda rozwarcie i skurcze bez zmian, ale próbujemy. Przychodzi po nas miła położna Marzena, trafiamy do sali wiśniowej. Wszystko podobnie jak 3 lata temu w morelowej, tylko ja czuję się zdecydowanie mniej pewna. Przebieram się w koszulinę, jestem już spokojniejsza, robimy ktg….i nagle dziwne uczucie…mam wrażenie, że ból przechodzi! Że skurcze słabną. To już nie jest ból, przy którym płaczę, tylko takie miesiączkowe dolegliwości. Słyszę zza drzwi krzyki rodzących i płacz dzieciątek i mam wrażenie, że to jednak jeszcze nie teraz, nie tej nocy…. Dostaję dożylnie glukozę? bo od obiadu nic nie jadłam i jakiś lek rozkurczowy, który ma wyciszyć ból jeśli to skurcze przepowiadające. Ale nie wycisza!!!!! Wzmacnia! Znowu BOLI, BOLI, BOLI, BOLI!!!!! Ale skurcze nadal marne i rozwarcie bez zmian. Od położnej słyszę: Jak na poród to porodu brak. Chce mi się płakać z bólu. Dostaję jeszcze 3 czopki scopolanu, bez zmian, nie działa, boli coraz bardziej. Trochę chodzę, trochę leżę, rozmawiam z mężem, zaraz zacznę bredzić z bólu…. BOLI, BOLI, BOLI, BOLI! Jestem zmęczona, nie potrafię sensownie myśleć, cała się trzęsę, dygoczę… i nie potrafię tego opanować. Ponad 8 godzin nieprzerwanego bólu, którego nic nie łagodzi. Nikt nie potrafi powiedzieć, czy to skurcze przepowiadające, czy poród bez postępów. Gdyby to był 40 tydzień bez wahania daliby mi oxytocynę, ale to 37 tydzień, a we mnie całkiem jeszcze szczupła Zosia i nie wiadomo co robić. O północy ma przyjść gin i zadecydować, czy prowokujemy poród, czy mam się kłaść na patologię. 12 staje się 1 w nocy, gin nie doszedł, nie był już potrzebny. Przy kolejnym badaniu Zosia podjęła decyzję. Czuję jak odpływają wody płodowe, ciepło, ulga, już wiem jak się zakończy dzisiejsza noc…. Nareszcie coś drgnęło! 3 cm i porażające skurcze (no i ból pleców bez zmian). Przenoszę się na piłkę, jes nawet śmiesznie, między skurczami jest, bo skurczyki skurczybyki bolą nieludzko!!!!! Proszę o zzo, przychodzi anestezjolog, przy parszywym skurczu gmera mi w plecach a ja mam chęć zabić!!! Ale 5 minut później jestem mu głęboko wdzięczna, czuję błogość….. Cholerne plecy przestają w końcu boleć! Skupiam się na skurczach, na rozwarciu. 2.30 9 cm! Zaczynają się skurcze parte! Znowu nie ejst fajnie, znowu się telepię! Krzyczę, wbijam Sławkowi paznokcie w rękę. Zmieniamy pozycję, absurdalna pozycja na czworakach, wypinam się, wrzeszczę, sapię, ale czuję jak wychodzi ze mnie małe ciepłe ciałko… Całą w mazi kruszynkę położna podaje mi pod brzuchem, klękam, przytulam, całuję, Sławek przytula nas obie. Nareszcie! Witaj na świecie córeńko! Zosia jest malutka i filigranowa, kładę się na plecach, przytulam kruszynkę, napływ szczęścia i spokoju, Sławek robi nam zdjęcia. O dziwo wcale nie jestem zmęczona… Położna mnie ceruje, a ja już nie pamiętam, że bolało, nie obchodzi mnie czy poród trwał 2 godziny czy 12, to już nie ważne. Ważna jest nasza maleńka Zosia. 10 sierpnia, godzina 2.50 w nocy. Mam dwa Lwy, dwoje nocnych dzieci, choć każde zupełnie inne. Zosia jest jak Calineczka. 2300g, 47cm, ale 10 punktów. Cudo nasze…..
Effcia, Frań(20.08.03) i Zosia(10.08.06)
38 odpowiedzi na pytanie: jak ZOSIA nas zaskoczyła:)
Re: jak ZOSIA nas zaskoczyła:)
łomatko jaki poród!
Gartulacje wytrwałości w bólu.
aż mnie ciarki przesżły..
Re: jak ZOSIA nas zaskoczyła:)
Ale się wzruszyłam, wzruszenie tym większe bo i scenariusz porodu prawie identyczny jak mój Mateuszowy,
końcówka 37tc, ja nie spakowana, ten nieustępujący ciągły ból(ja naiwna podejrzewam czekoladę), odesłana z izby przyjęć dzwonię do męża – fałszywy alarm (był na delegacji w Hannoverze, pytam lekarza czy zdąży w razie co-bez problemu), jeszcze tego samego dnia wracam do szpitala, położna mnie opieprza, że pierwiastka i panikuję bo tu się nic nie dzieje, dostję leki na wyciszenie Relanium, Scopolan, Nospę, dzwonię do męża- Kochanie wracaj i to jak najszybciej bo ja już dłużej nie dam rady, położna kładzie sie spać, ja prawie dwie godziny snuję się po korytażu niemalże na czworaka, nikogo nie widać, noc cisza spokój, odchodzą mi wody, szybko na porodówkę,bada lekarz ten sam pyta czy mąż ma helikopter bo inaczej nie ma szans, ja załamana, mieliśmy rodzić razem w innym mieście, jestem sama ale to nieważne o 5:40 (dokładnie o wschodzie słońca) na świat przychodzi nasz pierworodny, zssapany mąż dołącza do nas niecałe dwie godziny później
Ach naszło mnie na wspomnienia….. Ciekawe jak będzie tym razem….
Wszystkiego dobrego dla całej Waszej Czwóreczki
Pozdrawiam
Ania
Mati (kwiecień 2004) i drugi SYNek (31tc)
Re: jak ZOSIA nas zaskoczyła:)
Przeczytalam na jednym wdechu ;-)))
Effciu wielkie gratulacje ze macie juz Kruszynke w ramionach :DD Czekamy teraz na fotki obu pociech 🙂
buziaki dla Was wszystkich 😀
Aga, Szym i Jula
Re: jak ZOSIA nas zaskoczyła:)
Gratuluje takiej pieknej, choc malenkiej nagrody za caly wielki trud! Niech sie dobrze chowa!
Re: jak ZOSIA nas zaskoczyła:)
ogromne gratulacje!!!!!!
fajny opis, az mi ciarki przeszly na sama mysl o skurczach
pozdrawiam i czekam na zdjecia zosienki
ania i yosik
ania & yosik
Re: jak ZOSIA nas zaskoczyła:)
Qrcze, łzy mi napłyneły do oczu… GRATULUJĘ nad wyraz dzielnej mamusi, tatusiowi i braciszkowi siostrzyczki:-)))))))
Dora 08.08.04
Wejdź: tiny.pl/tzxj
Re: jak ZOSIA nas zaskoczyła:)
Zuch dziewczyna jesteś – jak to fajnie, że Zosia już jest z Wami, zdrowa i szczęśliwa!!!
Pozdróweczki
Kinga z Kacperkiem 2l. i Kubą 5,5l.
Re: jak ZOSIA nas zaskoczyła:)
🙂 gratuluję
Izka i Zuzia 4 latka 🙂
Re: jak ZOSIA nas zaskoczyła:)
Tak się ciesze, że już Zosia jest z Wami !!! Dużo zdrówka dla malutkiej !!!
Re: jak ZOSIA nas zaskoczyła:)
Effciu tak jak pięknie robisz zdjęcia tak i pięknie opisujesz te najważniejsze chwile w życiu… Piękne, wzruszające…
Jeszcze raz gratulacje!
Wioletta i Tomek 2l. i 8 m-cy
Re: jak ZOSIA nas zaskoczyła:)
Effciu bardzo się wzruszyłam. Przepięknie opisałaś przyjście na świat Zosieńki.
Ucałuj małą
Anastazja 3,5 l. i Michał 3 m.
Re: jak ZOSIA nas zaskoczyła:)
GRATULACJE!!!
Nie wiedziałam ze już urodziłaś ale ja ostatnio miałam przerwę.
Mam nadzieję że szybko jakies super cudne foteczki zamieścisz!
Monika i Iza – 3 lata!
Re: jak ZOSIA nas zaskoczyła:)
świetny opis
gratuluję córeńki
Maleńka Istotka, a jak Wielkie Szczęście….
Juleczka (12.12.04)
Re: jak ZOSIA nas zaskoczyła:)
piękna wzruszająca opowieść. Gratuluję wytrwałości w bólu, gratuluję Calineczki
ika i Igor 01.04.04 + słoneczko
Re: jak ZOSIA nas zaskoczyła:)
Ewciu kochana, GRATULACJE ogromniaste!!! To Wam zrobiła Zosieńka niespodziankę!
Niech się zdrowo chowa Maleńka! A w ogóle jest prześliczna!
Esiowa i Igusia 19.08.03
Re: jak ZOSIA nas zaskoczyła:)
Effcia, serdeczne gratulacje :))
I życzę oczywiście wszystkiego naj naj naj!
P.s. Wiesz co, nie dość, że robisz piękne zdjecia to jeszcze świetnie piszesz-miałam ciary na plecach 🙂
Re: jak ZOSIA nas zaskoczyła:)
gratuluję
moni i Piotruś – 01.05.05, Wrześniątko – 29.09.2006 i Aniołek – 02.12.03
Re: jak ZOSIA nas zaskoczyła:)
No to się nacierpiałaś Ewka, ale najważniejsze ze kruszynka zdrowa i już z wami
…..ech……się wzruszyłam, pięknie opisałas
Mikołajuś-2,5l,
Re: jak ZOSIA nas zaskoczyła:)
Jeszcze raz gratuluję Effciu!!!
Re: jak ZOSIA nas zaskoczyła:)
z calego serducha GRATULUJE CALINECZKI 🙂
Klara
Znasz odpowiedź na pytanie: jak ZOSIA nas zaskoczyła:)