Wczoraj minął tydzień jak moja Martynka przyszła na świat.Ja jestem od 5 dni w domu i wszelkie niedogodności związane z porodem powoli mijają więc mogę wam opisać mój poród.
Jak większość forumowiczek, zwłaszcza grudniówek wie,żemój termin wypadał na 20.12.2002.Oczywiście ja byłam pewna,że urodzę wcześniej a na pewno na święta będę w domu. Niestety wyniknęły problemy ze szpitalem w którym chciałam rodzić i szybko musiałam przestawić się na poród w szpitalu w moim mieście. Nadszedł 20.12.i nic się nie działo,a ja juz mocno się niecierpliwiłam i cały czas miałam nadzieję,że do świąt To nastąpi. Tymczasem minęły święta,ja robiłam się przeterminowana i coraz bardziej zdesperowana bo nadal nosiłam dzidzię w brzuchu.Zaczęłam co dzień chodzić na ktg do szpitala no i na badania, które stwierdzały jakie i czy w ogóle mam rozwarcie. No i miałam na 1 palec ale to jeszcze nie znaczyło że tak szybko urodzę.26.12.zadzwoniłam do swojej położnej z pytaniem co dalej,bo zbliżał się tydzień po terminie. Ona kazała mi bezwzględnie 27.12. kłaść się na oddział i czekać w szpitalu na dalszy tok wydarzeń.27.12. rano stawiłam się z mężem na izbie przyjęć,potem pojechałam na położnictwo i pomaszerowałam do swojej sali. Po obchodzie wzięto mnie na badanie.Oglądało mnie grono ginekologów- położników,w tym student bardziej zawstydzony ode mnie. Pani ordynator słynąca zresztą ze swei niedelikatności zbadała mnie,narzekając,że mam za daleko szyjkę.Zleciła jednemu z panów zrobienie amnioskopi(sprawdzenie czystości wód),badanie bardzo nieprzyjemne ale wykonane z dużą delikatnością więc jakoś przezyłam.Okazało się,że wody są czyste więc pani ordynator orzekła,że czekamy. Potem przyszła do mnie moja położna i nie kazała się martwić,powiedziała,że jeśli nie urodzę sama to ona ma dyżur nocny 28.12. i wtedy mi pomoże. Oczywiście do 28.12. nic się nie wydażyło.Wieczorem przyszła do mnie położna i wzięła mnie na badanie(bardzo bolesny masaż szyjki)okazało się,że mam rozwarcie na 2 palce. Położna powiedziała,że dzis urodzę.Kazała mi dużo spacerować i szczypać sutki żeby zaczęła się wydzielać oksytocyna,która ma przyspieszyć bóle.Zrobiłam jak mi polecono,dodatkowo wzięłam jeszcze prysznic.Za jakiś czas położna wróciła z pytaniem czy się coś dzieje,nic się nie działo więc znowu mnie zbadała. Po badaniu kazała mi iść spać.Około godz.23 obudziła mnie i znowu wzięła na badanie,tym razem była z lekarzem dyżurnym i to on mnie badał(rozwarcie było na 3 palce),ale nie miałam bóli.Wspólnie zadecydowali,że czekają do rana i gdyby nic się nie wydażyło podadzą mi kroplówkę. Położyłam się do łóżka. Ponieważ miałam już nadzieję,że poród niebawem nastąpi kazałam mojemu mężowi spakować resztę potrzebnych rzeczy i czekać pod telefonem. Była chyba 23.30 jak poczułam lekkie puknięcie w środku i zalewająca mnie gorącą ciecz. Zorientowałam się,że odeszły mi wody. Moja sąsiadka pobiegła po położną dyżurną,a tamta kazała mi się spakować i zaprowadziła mnie na porodówkę.Zdążyłam jeszcze zadzwonić po męża. Na porodówce zajęła się mną już moja kochana połżna.Zaprowadziła do pokoju z łóżkiem,wc itp i tam kazała czekać na męża,licząc skórcze. NIestety na traktcie porod. odbywał się właśnie poród,słyszałam jęki i krzyki dziewczyny i bardzo mnie to dekoncentrowało choć nie wystraszyło. Skórcze się zaczęły co 5min,po chwili były juz co 3 min,a za chwilę kiedy przybiegł już mój mąż były co 1.5 min. Potem juz co min i trwały 50 sek. Mój Krzysiek liczył skórcze,ja oddychałam tak jak mnie uczono w szkole rodz.,dużo chodziłam i kucałam. W międzyczasie przychodziła położna pytała o częstotliwość skurczy,moje samopoczucie,badała mnie i sprawdzała tętno malucha. Muszę Wam powiedzieć,że te skórcze w pierwszej fazie nie były takie tragiczne,przy oddechach prawie ich nie czułam.Gdzieś ok. godz.4 rano poczułam je mocniej i juz z parciem na odbyt. Nie były to jednak jeszcze właściwe skórcze parte.Więc dalej trenowałam oddechy cały czas wspierana i wspomagana przez mojego kochanego męża.O 5 bóle parte juz właściwe stały się koszmarem.Wtedy poszłam na trakt porodowy. Ból był nie do zniesienia,skórcz za skórczem ciśnięcie na odbyt olbrzymiaste, w dodatku chciało mi sie siusiu i było mi niedobrze.Kiedy już znalazłam sie na łożu porodowym w czasie skórczy mogłam przeć. Nad oddechami nie panowałam,ale oddychałam jak tylko potrafiłam aby nie udusić maleństwa.Krzysiek ocierał mi pot, podawał wodę,trzymał rękę i cały czas dopingował. Było mi to wszystko bardzo potrzebne. Nagle okazało się,że moja czynność skórczowa zanika, z parciem jakoś sobie nie radzę,a wprzerwach między skórczami,które się nagle pojawiły przysypiam.Wtedy położna zawołała lekarza. Przy kolejnym parciu Krzysiek powiadomił mnie że widać juz kudłatą główkę ale co z tego skoro nie mogłam jej wypchnąć. Tak więc lekarz,położna i Krzysiek złapali mnie każdy z innej strony i zaczęłi krzyczeć żebym parła. Nie miałam juz siły i wydawało mi się,że zaraz umrę,chciałam to komuś powiedzieć ale też nie miałam siły.Krzysiek krzyknął jeszcze że wychodzi głowa i żebym nie przestawała.Włożyłam resztki sił jakie mi pozostały i zaczęłam pchać,poczułam rozdzierający ból między nogami i usłyszałam dalszy krzyk pchaj! nie przerywaj! Wiedziałam że to moje dziecko juz wychodzi więc parłam dalej.Za moment moja kruszyna była już na świecie,usłyszałam jej płacz głos połżnej,że to córcia i za chwilę miałam ją juz na piersi. To byłąa godzina 6 rano 29.12.2002. Martynka była cudowna i cieplutka.Jjż nic nie czułam oprócz radości a właściwie euforii. Płakałam i śmiałam się, a Krzysiek głaskał mnie po głowie. Pocałowaliśmy nasze szczęście i zabrano ją na oddział noworodków. Mnie zszyto i po godz.zawiedziono na poożnictwo. Tam juz czekała moja córeńka,którą zaraz przystawiono mi do piersi, a ona dossała się jak mały żarłoczek. Dziś jeśteśmy juz wszyscy troje w domu, zadowoleni i szczęśliwi,że to co najgorsze za nami, a co najcudowniejsze obok nas. Mąż jest zadowolony że uczestniczył przy porodzie,ja oczywiście również. Twierdzi,że przy kolejnym również by uczestniczył.
Martynka jest zdrowa i bardzo grzeczna. Na razie je, zasypia przy piersi i budzi się znowu na jedzenie.W międzyczasie jest jeszcze przewijana.Właściwie nie płacze tylko kwili kiedy się budzi co oznacza,że chce jeść:) i mam nadzieję,że to się nie zmieni.Życzę wszystkim mamusiom i tatusiom takich grzecznych dzieciątek.
Mam nadzieję kochane,że was nie zanudziłam i choć trochę zainteresowałam tym długim opisem porodu.
Pozdrawiam wszystkie mamy i przyszłe mamy Dominika i Martynka(29.12.2002)
Dominika(20.12.2002)
14 odpowiedzi na pytanie: Narodziny mojego słoneczka
Re: Narodziny mojego słoneczka
Gratulacje i pozdrowienia!
Re: Narodziny mojego słoneczka
Ogromne buziaki dla Mamusi i słoneczka…..
Julka kulka i prawie 6 miesięczny Karolek
Re: Narodziny mojego słoneczka
dominiko – wieeeeeeelgachne gratulacje…. Nie wiem jak tu sie nie powtarzac i powiedziec cos innego niz to ze znowu jestem pod wrazeniem…. Ale bylas dzielna !!!
mam nadzieje ze moj malzonek bedzie rownie dzielny co twoj…:)
buziaczki dla ciebie tatuska i oczywiscie dzieciatka w ten bialy puchaty czas…
pozdrawiamy serdecznie
kasia i 32-tyg chlopaczek
Re: Narodziny mojego słoneczka
Dominiko
Byłaś bardzo dzielna ! Brawo ! Wielkie graulacje ! Buziaki dla Sloneczka,Ciebie i Męża, spisał się na “medal” 🙂
Pozdrawiam ciepło
giasu, mama Oliwi 🙂
Re: Narodziny mojego słoneczka
Wielkie gratulacje. Swiat nie spedziliscie razem, za to Sylwester mieliscie wspanialy, juz we trojke
Renia
mama Asi (3 latka) i Ani (roczek i miesiac)
Re: Narodziny mojego słoneczka
Gratulacje!!!!!!!!!!!! I… dziewczyny jak Wy przez to przechodzicie!! Coś mnie zmroziło, zwłaszcza przy “rozdzierajacym bolu miedzy nogami” brrrrrr…
Izolda i maleństwo w 33 tyg (02.03.03)
Re: Narodziny mojego słoneczka
Bardzo dzielna dziewczyna z Ciebie. Powiem Ci, że wzruszył mnie trochę opis porodu, ale nie wiem czy chciałbym rodzić naturanie.
Całuski dla Martynki od mojej Barbary Martynki 🙂
Re: Narodziny mojego słoneczka
Gratulacje!!! Jesteś bardzo dzielna!!! Ucałowania dla całej trójki!!!
Pozdrawiam
GOHA i Dareczek
14. 04. 2003
Re: Narodziny mojego słoneczka
rewelacja….życzę szybkiego powrotu do formy
ola
Re: Narodziny mojego słoneczka
Dzielna z Ciebie kobieta.
Pozdrowienia dla Ciebie, corci i meza.
Dorotka i Chłopczyk (2.03.2003)
Re: Narodziny mojego słoneczka
Gratulacje
Az sie rozpłakałam z radości i i wzruszenia… Ja wciąz jeszcze czeka, mam pietra przed porododem, ale wiem że nic mi sie nie cofnie i będe musiała to przejśći że warto. Ciesze sie razem z Wami, ucałujcie Córeczkę i tzrymajcie kciuki za te z nas, przed którymi najgorsze (jak sama to nazwałaś)
Pozdrawiam
Bruni i Filipek
termin 22 kwietnia
Re: Narodziny mojego słoneczka
Dziękuję za ten opis, absolutnie nie za długi! Teraz każdym takim opisem mamy sprawiają mi wielką przyjemność.
Pozdrawiam Was wszystkich troje!
Ewelina i Nikola (01.04.03)
Re: Narodziny mojego słoneczka
Super… wzruszyłam się… ja miałam cc. pod narkozą i nie dostałam córeczki na piersi… 🙁
Re: Narodziny mojego słoneczka
Jeżeli dobrze zrozumiałam to urodziłaś 9 dni po terminie, tak?
Ja właśnie czekam, czekam i nic…
Naprawdę zazdroszczę Ci, że już masz to za sobą.
Ja marzę,żeby byc w domu jak najdłużej i jechać do szpitala na ostatnią chwilę, ale nie wiem czy to się uda. Ucałuj córeczkę
Znasz odpowiedź na pytanie: Narodziny mojego słoneczka