Narodziny Zosi (bolesne…)

Jak się Zosia rodziła..UWAGA_STRASZNE

Pojechałam sobie autobusem do szpitala na KTG. Z kapciami w torebce. Po poprzednim pobycie w szpitalu obiecałam sobie ze nie dam się już położyć na patologii ciąży tylko dlatego, że „mogę być przeterminowana”….Zatem- do szpitala z torbą- wyłącznie na poród!!!

Natomiast natura domagała się swego. Był 19 marca, – 21 miałam ostateczny termin ( jeden z pięciu, ale za to taki z OM,…)

KTG pokazywało mi całkiem fajne skurcze, w ogóle niebolesne, za to regularne.
Mijały minuty a potem godziny a one nie mijały.. Zaproponowali mi jak zwykle pozostanie w szpitalu, zgodziłam się, czułam, że to nareszcie poród.Fajny nawet- bo niebolesny.
Była godzina 17.
W tym szpitalu czas szybko leciał- na Sali badań leżałyśmy trzy ciężarówki- i każdą po kolei pan doktor- strasznie fajny i dowcipny- „przyjmował do szpitala”- i zakładał karty przyjęć.. śmiechu było przy tym dużo a jego komentarze przezabawne.. tak- poród zaczynał się całkiem miło!!!!
Ja sobie leżałam i czytałam książkę. Skurcze robiły się dotkliwsze!! Tak, jakby ktoś zapalał mi na chwilkę ognisko w środku.. O 20 zrobili mi następne KTG- i zaproponowali przejście na salę porodową. HURRRRAAA.
Oczytana, osłuchana- widziałam ze to kwestia całej nocy a może i więcej- zatem mąż posłużył wyłącznie do przyniesienia torby i buziaka- nie był mi teraz potrzebny, zwłaszcza ze akcja porodowa jeszcze się nie zaczęła a rozwarcie miałam dopiero na 3 cm.
Na porodówce zbadali mi wody, były czyste, rozwarcie- nie postępowało.. było mi szkoda- tak szkoda, ze tyle czasu już mam skurcze a tam nic!!! a i tak śmiało można powiedzieć, ze te 3 cm to i tak zręczne palce lekarzy- bo sama szyja chyba z żelaza!!!!
Podłączyli mnie do KTG- skurcze były nadal takie same- co 5-7 minut, o natężeniu ok. 60-70%. Jeśli wtedy myślałam, że to boli…cóż…ból jest względny..

Dali mi jakiś zastrzyk- chyba dolargan czy coś- w każdym razie skurcze stały się mniej odczuwalne, ale nadal były regularne. Na porodówce było przyjemnie- była noc, pogaszone światła, w tle radyjko, miłe siostrzyczki, co chwilę lekarz z pytaniem o samopoczucie- dostałam poduszkę i kocyk i leżałam sobie na tym madejowym łożu do 2 w nocy!! Okazało się bowiem, że mimo skurczy- nie zwiększa się rozwarcie. Zaproponowali mi przespanie nocy w normalnej sali, a o 6 rano kazali przyjść powrotem. Poszłam. Znajoma siostra, znajome sale. Patologia ciąży-że też im się chciało poświęcać łóżko i czystą pościel na 3 godziny?
Zastrzyk przestał działać. O spaniu nie było mowy. To taki dziwny ból- nagle szumi w uszach i coś dziwnego dzieje się w środku- takie gorące rozpierające od środka…co 5 minut jak w zegarku. Podczas skurczu zwijałam się z bólu wyczyniając figury akrobatyczne, starając się nie obudzić pozostałych dwóch pacjentek do których mnie dołączyli.
O 5 było już nie do zniesienia leżeć. Poszłam pochodzić po korytarzu. Pod prysznic- guzik pomógł. Ok. 7 chodziłam już na czworaka podczas skurczu. Tymczasem szpital się budził, przyszła nowa zmiana położnych- i wreszcie sobie o mnie przypomnieli!!! Byłam zmęczona- nie zmrużyłam oka!! i cholernie głodna, ale skoro „szłam na poród”- nie było mowy o jedzeniu.
Cała noc w boleściach(???) przyniosła jeden centymetr postępu. Miałam razem 4!!!Żałosne.
Mój zabawny doktorek postanowił przyspieszyć poród i beztrosko przebił mi pęcherz. rzeczywiście- tak jak czytałam z milion razy o tym- ciepła strużka na udach i euforia, że teraz to już naprawdę!!! !Była 7.20.
No i się zaczęło. Nie pamiętam granicy- kiedy nagle te skurcze stały się tak okrutnie nie do wytrzymania!!! Pamiętam tylko że podłączyli mnie do KTG a ja nie mogłam na skurczu uleżeć. Siostry głównie krzyczały. Potem tak już przez cały poród. Kazały się zmobilizować, bo tętno dziecka….Jak tu się zmobilizować.????
Męża nie chciałam- bolało tak bardzo, że podczas skurczu zamieniałam się. W zwierzę. Nie chciałam by mnie widział- teraz tez jestem tego pewna. Po prostu nie mógłby tego znieść, a w żaden sposób nie mógłby mi pomóc. Co chwilę dzwonioł- wreszcie wyłączyłam telefon, bo nie mogłam rozmawiać- kiedy przychodził skurcz- byłam w swoim brutalnym świecie

Niewiele pamiętam- ile było badań na skurczu, ilu lekarzy do mnie zaglądało, wiem ze już na początku wyczerpałam zasób możliwych środków znieczulających..głupi jaś, jakieś czopki – teraz z perspektywy czasu wiem, że przez to wszystko byłam taka ogłupiona- jakbym była kompletnie pijana. Może to mi pomogło, nie wiem. O ile można powiedzieć ze coś było w stanie pomóc.
Nie dałam się podłączyć do KTG. – odłączyłam się sama i od tej pory ganiałam po ścianach- skurcze, te cholerne skurcze porodowe, o których tyle czytałam i które sobie mogłam tylko wyobrazić- były tak strasznie bolesne, ze brak tutaj słów na ich opisanie. Wydawałam z siebie dźwięki podobne do skowytu psa i wycia zarzynanego zwierzęcia – nawet nie wiem po ilu takich skurczach przestała się przejmować tym, ze mam 29 lat, wyższe wykształcenie, ze mnie w tym szpitalu znają…było mi wszystko jedno ze co chwile każą mi podnosić kieckę do góry, ze mi po prostu cały czas leciała krew, ze widziało mnie tyle ludzi w sytuacji kiedy gryzę metalową ramę od łóżka i wyję. Dziś wiem, ze te wrzeszczące siostry były w porządku. Znosiły moje wrzaski, dostały za mnie opiernicz od lekarza za to ze nie jestem podłączona do KTG- a je po prostu nie mogłam uleżeć- łaziłam. klęczałam wchodziłam od łóżko, wołałam tylko „mamusiu” „mamusiu” „dlaczego” ”za co”, „zróbcie coś” ”pomóżcie mi”.
Rozwarcie się nie zwiększało-tylko masaż szyjki je powiększał- robiony na skurczu, rzecz jasna. 5 cm, a ból jak na rozciąganiu kołem. W pewnym momencie zaprotestowałam- konsylium lekarzy, zresztą nie wiem dlaczego ich tak dużo było- i gładko zaczesana p doktor- „zbadam teraz panią”- a ja czuję ze idzie skurcz i wiem ze nie mogę leżeć, ze muszę biec- bo tylko bieganie mi niosło ulgę!!!! – składam swoje rozłożone nogi i grzecznie mówię( a byłam jak pijana i w sumie to musiało być komiczne)- „obawiam się pani doktor, ze aktualnie nic z tego nie będzie bo mam skurcz!! ”Oczywiście się nie przejęła i włożyła mi nogi powrotem w te strzemionka!!!!!!!! -!”obawiam się, że ja tu jestem lekarzem”- w sumie nie mogę mieć do niej żalu, ale bolało- nie pamiętam, ale wtedy też chyba wyłam, przy tych wszystkich lekarzach…wtedy nienawidziłam tą panią doktor!!!!!!!

Kiedy poszli- siostry pozwoliły mi iść pod prysznic Tam spędziłam dosyć dużo czasu- postawiłam sobie krzesełko, trzymałam słuchawkę nad sobą i lałam niegorącą wodą- i—spałam- to prawda!! Spałam, miałam sny. A potem to ognisko w brzuchu zaczynało goreć i wylatywałam jak oparzona z kabiny i biegałam na po całej łazience. Nie przeszkadzało mi ze jestem goła!! Ze słyszy mnie cały szpital. Ze woda leje się na podłogę(dostałam opiernicz od siostry za ten syf!!!!)- biegałam po łazience i wyłam jak prosię. Potem wracałam na krzesełko, lałam się wodą.I spałam..
Przyszedł lekarz i nakrzyczał ze nie jestem podłączona do KTG!!!a jak tu uleżeć??????
siostry tak mnie podwiązały do aparatury ze miałam długie pasy i mogłam „biegać” wkoło łóżka. Przyniosły mi materac bo dużo czasu spędzałam pod łóżkiem- nie wiem dziś dlaczego….
w tym czasie poczułam, ze chce mi się..do toalety. A przecież byłam po lewatywie?? Jednak pragnienie było ogromne. Usiadłam sobie na sedesik i nic. Jednak pragnienie było ogromne. I nic nie szło. Poszłam rozżalona do siostry- żeby mi zrobiła lewatywę bo mi się chce a nie mogę zrobić..
Spojrzały po sobie znacząco i powiedziały ” Jezu może to już „parte”??” JEZU. Sprawdziły mi rozwarcie- 6 cm!!!! zrobiły mi te lewatywę na życzenie i kazały zobaczyć jaki będzie efekt. Żaden- tzn- lewatywa nie pomogła!! To były skurcze parte!! !!przy 6!!!!
Tyle się naczytałam o niebezpieczeństwie parcia przy małym rozwarciu- że się popłakałam ze strachu, a tymczasem one- te siostry kazały mi..przeć jeśli mam ochotę!!! Ja parłam a one mi masowały szyjkę. Parłam, parłam,, wyparłam sobie 9 cm,, parłam już na całego- one mnie instruowały- jak nabierać powietrza, trzy razy na skurczu przeć. A ja byłam tak zmęczona, tak skonana, ze nie miałam siły- załamałam się ze skoro tyle prę- a dziecka nie widać- znaczy ze nie dam rady- jestem za słaba żeby urodzić dziecko i je zaduszę!!! Wpadłam w histerię. „ratujecie mnie” ratujecie moje dziecko”- „ja je uduszę”.”Zróbcie mi cesarkę!!!”- w tym momencie one powiedziały masz już 10!!!! To już zaraz. Ale ja parłam i nic !!!!!!Usłyszaałm tylko kroki lekarzy i jak jedna mówi do drugiej ::”Marzena- mówimy ze ma od pół godziny 10 cm!!!!”- one mi w ten sposób pomogły!!!Inaczej lekarka kazałaby jeszcze czekać, a ja chciałam w tym momencie….. popełnić samobójstwo, albo rozpędzić się na ścianę żeby zemdleć i nic nie czuć… Gładkozaczesana zobaczyła 10 cm, brak postępów w porodzie i łaskawie zaproponowała „:Proponuję pani rozwiązanie tej ciąży poprzez cesarskie cięcie, inaczej nie urodzi pani- dziecko nie weszło w kanał rodny” W ciągu 10 min byłam gotowa, podłączyli mi cewnik, jakieś dokumenty, ogolili mnie, zaliczyłam skurcz, i już leżałam na Sali cc.
Pan anestezjolog wbił mi się b ostrożnie w plecki i NAGLE
Nagle wszystko minęło, ból, strach, rozpacz. Już za chwilę, już za chwilę…teraz dotarło do mnie ze DZIECKO. Dziecko mogło ucierpieć – naprawdę dopiero teraz pomyślałam o Zosi!!!

Zosia urodziła się duża- 4200!!i 58cm-cała wymęczona i taka….kulkowata. „Boże,”- powiedziałam, dotknęłam ją w delikatnie w ciałko…to był aksamit. Tego uczucia nie zapomnę. AKSAMIT, (postaram się zapomnieć ze mi napluła do buzi wodami płodowymi, ale aksamitu – nigdy..)
Była 13.20. ( 6 godzin ostrej jazdy co 2-3 minuty, cała noc skurczy , 9 miesięcy oczekiwania)
Całe życie dla nas teraz.

Anita i Zosia 20 03 04 .

20 odpowiedzi na pytanie: Narodziny Zosi (bolesne…)

  1. Re: Narodziny Zosi (bolesne…)

    To wcale nie było straszne, to było piękne… I oczywiście poryczałam się.

    B i maleńki grudniowy Cud

    • Re: Narodziny Zosi (bolesne…)

      Pieknie to opisałaś, szczególnie końcówka wzruszająca. Gratulacje!!!!!
      Ps. ja siem ciesze że od razu zrobilimi cc 🙂

      Kaska i Mikołaj 18.09

      • Re: Narodziny Zosi (bolesne…)

        Gratuluję ślicznej córci!!! Też się poryczałam jak to przeczytałam!
        Buziaczki, Sylwia

        • Re: Narodziny Zosi (bolesne…)

          Na końcu oczywiście się spłakałam… Zosia jest cudowna…
          Ale czemu nie prosiłaś o znieczulenie ZO? Aż mnie skręca jak pomyślę, że się tak miałbym męczyć.
          Pozdrawiam,
          Aśka (i Ola)

          • Re: Narodziny Zosi (bolesne…)

            No nie powiem – ostra jazda!!! Czytałam na wdechu, aż się zmęczyłam. Swietny opis, gratuluję przepieknej córeczki. Kochaj ja ile masz sił. Pozdrawiam Was gorąco
            Monika z Marysią 16.03.04

            • Re: Narodziny Zosi (bolesne…)

              I tak dzielnie dawalas sobie rade 😉 Ja nie mialam w ciazy ani jednego skurczu! Moja ciaza zakonczyla sie cc w umowionym dniu. Teraz to docenilam!

              Asia i Oliwierek 14.01.2004 r

              • Re: Narodziny Zosi (bolesne…)

                łół Jezu kochany…
                było ciężko, ale wytrzymałaś !
                GRATULACJE

                ps. nie myślałaś o zzo?

                Kasia + Synus (25.01)

                • Re: Narodziny Zosi (bolesne…)

                  Przypomniałam sobie dlaczego nie chcę więcej rodzić. Dlaczego dopiero teraz jak już innego wyjścia nie mam??

                  Kasia, Adam, Mateuszek i Rozbrykane Maleństwo ;-D

                  • Re: Narodziny Zosi (bolesne…)

                    Wspomnienia:) Dostałam trzy kroplówki z oksytocyną, miałam przebity pęcherz płodowy… U mnie rozwarcie zostało na 2 cm. Po 12 godzinach skurczy, masowania szyjki, wannie, piłce i innych cudach zlitowali się i zrobili cc… Kubuś miał 4250g, 59cm. Popłakałam się jak przeczytałam Twój opis- wiem przez co przeszłaś. Najważniejsze że maluszki są zdrowe.
                    Pozdrawiam Was i życzę wszystkiego najlepszego.

                    Gosia i Kubuś 18.11.2003

                    • Re: Narodziny Zosi (bolesne…)

                      Ciężko ale warto 🙂
                      Swoją drogą bardzo długo cię trzymali. W końcu wcześniej też chyba lekarz był w stanie stwoerdzić że dziecko nie zeszlo w kanał rodny. Ale cóż… to oni są lekarzami.

                      GRATULACJE.

                      Ania i Izunia (20 mies.)

                      • Re: Narodziny Zosi (bolesne…)

                        Ech… naprawdę podziwiam Cię, że to wszystko wytrzymałaś.
                        Ja jestem bardzo mało odporna na ból a tak właśnie wyobrażałam sobie zawsze poród… Lekarze w Twoim opisie wydają mi się zupełnie bez serca – to po prostu straszne tak podchodzić do pacjenta – jak po prostu do “następnej rodzącej”. Czy oni myślą, że wszyscy ludzie są tacy sami i wszyscy jednakowo odczuwają ból? To okropne… takie rutynowe podejście.
                        Co do cesarki – na szkole rodzenia położna nam opowiadała, że w naszym szpitalu też trzeba się najpierw namęczyć, żeby zrobili cesarkę – żeby – jak to określiła – wszystko się dokonało tak jak na porodzie naturalnym – żeby dzidziuś dostał odpowiednią dawkę adrenaliny, która potrzebna jest do wzięcia pierwszego oddechu… i takie tam… W każdym razie jak to określiła – nie jest tak, że ten ból i wysiłek przed cc jest “na darmo”…
                        Dzięki za opis bez upiększeń. Życzę dużo zdrówka i żebyś szybko zapomniała…bo podobno się zapomina :))
                        Pozdrawiam,

                        GUSIA2004 + Maleństwo 08.06.2004

                        • Re: Narodziny Zosi (bolesne…)

                          Anitko… ściskam serdecznie.. bardzo mi przykro, że przeszłaś tak ciężką drogę by przytulić Zosieńkę.
                          Pozdrawiam gorąco

                          ika z Igorem

                          • Re: Narodziny Zosi (bolesne…)

                            bardzo,bardzo wzruszający opis, poryczałam sie i miałam ciarki na plecach!
                            Jesteś dzielna kobitka!
                            Gratuluję córci i życzę wszystkiego najlepszego!

                            Monika i Basia (22.09)

                            • Re: Narodziny Zosi (bolesne…)

                              Dzieki za realny (baaardzo) opis. Poplakalam sie jak bobr. Kochaj mocno swoja coreczke, a ode mnie ja ucaluj. Zywie wielki podziw dla Ciebie za to, co przeszlas i gratuluje wytrwalosci i pieknej Zosi. Zycze Wam duzo zdrowka.
                              PS. Tez nosze pod serduszkiem duzego dzidziusia . Zobaczymy, jak mi pojdzie…

                              Pozdrawiam serdecznie.
                              Aga i Ktoś(7.06.04)

                              • Re: Narodziny Zosi (bolesne…)

                                pięknie to opisałaś, choć nie zazdroszczę przeżyć. Mam nadziję, że córcia zdrowa, bo że śliczna to widać i na pewno wynagrodziła ci juz dawno to co przeżyłaś aby ją ujrzeć.
                                Pozdrawiam

                                Dominika i Martynka(29.12.2002)

                                • Re: Narodziny Zosi (bolesne…)

                                  ja czytając też sie o mało nie popłakałam, ponieważ mój poród to było właśnie takie piekło- bóle nie do wytrzymania od 23, około 7 puszczenie wód, skurcze co 2-4 minuty, rozwarcie non stop na 1 cm!!!, o 12,40 wybłagane znieczulenie. przez te kilka godzin zero sny, jedzenia, bieganie, słanianie po ścianach, uczucie upojenia alkoholowego. świetnie to opisałaś, naprawdę- do dzś jestem w takim szoku poporodowym, ze do końca nie potrafię opisać niektórych rzeczy, dlatego,jak czytam, to jakkbym widziała moje piekło.
                                  po zzo czułam się jak na wczasach i wreszcie miałam siłę na oczekiwanie na narodziny córeczki:)

                                  pozdrawiamy
                                  Monika i Oliwia (08.04.04)

                                  • Re: Narodziny Zosi (bolesne…)

                                    Mialam identycznie tylko troche krocej opierniczylam wszystkich od lekarzy po salowa 🙂 Byla niezla jazda tyle ze ja juz nie moglam wytrzymac i zdecydowalam sie na narkoze…. troche zaluje ze nie widzialam mojego okruszka (4370) odrazu, ale nie bylam w stanie…
                                    Pozdrawiam.

                                    Alicja i Kacperek 10.12.2003

                                    • Re: Narodziny Zosi (bolesne…)

                                      Dopiero teraz tu weszłam i patrzę poród Miau, no to poczytam.
                                      Ojej, co mnie podkusiło
                                      Toż to prawie mój poród!!!
                                      Aż dostałam gęsiej skórki, przypomniał mi się mój ból i to, że nikt nie chciał mi pomóc czy ktokolwiek mógł pomóc?
                                      Przepraszam, że nie piszę, Anitko,że Ci współczuję, oczywiście, że Ci współczuję, nawet nie wiesz jak bardzo. O Boże, aż mnie wszystko rozbolało.

                                      Mój poród różnił się o tyle, że chodziłam (po ścianach) tylko 20 minut + prysznic bo na więcej mi nie pozwolono, przywiązano mnie do KTG, nie dawano mi żadnych leków przeciwbólowych (błagałam o zzo, ale dowiedziałam się, że już za późno), przebito mi pęcherz, dostałam kroplówkę z oksytocyną, mąż był, parłam krótko bo Uli zaczęło spadać tętno (też nie wstawiła się w kanał rodny), nie kumałam, że będę miała cc…
                                      Cały poród trwał dużo krócej niż Twój.
                                      Ale ta końcówka już na stole, ta spływająca ulga, zero bólu, BŁOGOŚĆ, wspaniałe uczucie, prawda?

                                      Ola i Ula (24.03.2004)

                                      • Re: Narodziny Zosi (bolesne…)

                                        Podziwiam Cię. Dzielna dziewczyna z Ciebie. Buziaczki dla małej.

                                        Betsi i wyśniony chłopczyk 30.06.-1.07.04

                                        • Re: Narodziny Zosi (bolesne…)

                                          Opis jest niesamowity.
                                          A zakończenie wzruszające.
                                          Gratuluję córeczki i tego, że przeżyłaś tyle cierpienia. Warto było, prawda?
                                          Powiem Ci,że zaraz mi się przypomniały moje bóle i poród i ten koszmar na oksytocynie. Tak się cieszyłam,że już się skończył i wtedy mialam to samo odczucie, dotykając zwiniętego ciałka mojego Kubusia, któego mi położyli na brzuchu – aksamit.
                                          A teraz – głupia kobieta – myślę o tym, jak byłoby cudownie mieć kolejną dzidzię. Boże, już tyle o tym piszę, że jeszcze sobie wykraczę, a przecież nie możemy…
                                          Pozdrawiam

                                          Anias + Kubuś (25.07.03)

                                          Znasz odpowiedź na pytanie: Narodziny Zosi (bolesne…)

                                          Dodaj komentarz

                                          Angina u dwulatka

                                          Mój Synek ma 2 lata i 2 miesiące. Od miesiąca kaszlał i smarkał a od środy dostał gorączki (w okolicach +/- 39) W tym samym dniu zaczął gorączkować mąż –...

                                          Czytaj dalej →

                                          Mozarella w ciąży

                                          Dzisiaj naszła mnie ochota na mozarellę. I tu mam wątpliwości – czy w ciąży można jeść mozzarellę?? Na opakowaniu nie ma ani słowa na temat pasteryzacji.

                                          Czytaj dalej →

                                          Ile kosztuje żłobek?

                                          Dziewczyny! Ile płacicie miesięcznie za żłobek? Ponoć ma być dofinansowany z gminy, a nam przyszło zapłacić 292 zł bodajże. Nie wiem tylko czy to z rytmiką i innymi. Czy tylko...

                                          Czytaj dalej →

                                          Dziewczyny po cc – dreny

                                          Dziewczyny, czy któraś z Was miała zakładany dren w czasie cesarki? Zazwyczaj dreny zdejmują na drugi dzień i ma on na celu oczyszczenie rany. Proszę dajcie znać, jeśli któraś miała...

                                          Czytaj dalej →

                                          Meskie imie miedzynarodowe.

                                          Kochane mamuśki lub oczekujące. Poszukuję imienia dla chłopca zdecydowanie męskiego. Sama zastanawiam się nad Wiktorem albo Stefanem, ale mój mąż jest jeszcze niezdecydowany. Może coś poradzicie? Dodam, ze musi to...

                                          Czytaj dalej →

                                          Wielotorbielowatość nerek

                                          W 28 tygodniu ciąży zdiagnozowano u mojej córeczki wielotorbielowatość nerek – zespół Pottera II. Mój ginekolog skierował mnie do szpitala. W białostockim szpitalu po usg powiedziano mi, że muszę jechać...

                                          Czytaj dalej →

                                          Ruchome kolano

                                          Zgłaszam się do was z zapytaniem o tytułowe ruchome kolano. Brzmi groźnie i tak też wygląda. dzieciak ma 11 miesięcy i czasami jego kolano wyskakuje z orbity wygląda to troche...

                                          Czytaj dalej →
                                          Rodzice.pl - ciąża, poród, dziecko - poradnik dla Rodziców
                                          Logo
                                          Enable registration in settings - general