“Dziecko w wieku 7-8 lat nie jest świadome aspektów finansowych. Zaczyna co prawda rozumieć liczby, ale jest dopiero na etapie dochodzenia do myślenia abstrakcyjnego, a finanse to abstrakcja. Dziecko rozumuje w ten sposób: jeżeli mama może kupić mleko, dlaczego nie może kupić lalki. Dlatego aspekt finansowy nie powinien się pojawiać w takich rozmowach z dzieckiem.”
Co wy na to?
Mnie taka opinia zaskoczyła
43 odpowiedzi na pytanie: "Szkolny przedmiot pożądania"
- W tym roku po prostu nie wypada nie mieć chociaż jednej rzeczy z przystojniakiem Pattinsonem – wampirem ze “Zmierzchu”, a z Hannah Montaną chodzi się nawet do przedszkola. Dlatego córce szybko musieliśmy zmienić nowo kupiony plecak z Kucykiem Pony – śmieje się Hejnart.
A ja mam nadzieję, że to żart…
boszzzzzzz
szkoda gadac….
moje dziecko nie jest w pełni świadome aspektów finansowych, ale nie
zgadzam się, że nie powinanm z nim tego aspektu poruszać; naturlaną konsekwencją odmowy kupna “czegośtam” jest wytłumaczenie Krzysiowi dlaczego nas na to nie stać (lub nawet jak stać – nie widzimy sensu zakupu);
Figa, dlaczego jestes zaskoczona?
Myślę, że do aspektu finansowego dochodzi tutaj po prostu także inna hierarchia wartości oraz postrzeganie konsekwencji u dziecka i dorosłego… przecież to prawda, że rodzice często mają te pieniądze (odłożone na coś lub po prostu słusznie uznają, ze nie można kupowac wszystkiego, czego dziecko zapragnie), a i tak nie kupią dziecku drogiej wymarzonej rzeczy (lub rzeczy chwilowo zachciankowej) – dziecko to widzi i IMHO szybko może przestać ufać rodzicielskim wymówkom, że coś jest za drogie albo że “nas na to nie stać”.
W ogóle ludzie często mówią, że nie mają w ogóle pieniędzy i ich nie stać, a jednocześnie je wydają i widać, ze coś jednak mają 😉
Chyba lepiej i przed dziećmi, i przed rówieśnikami, przyznawać się po prostu do pewnej hierarchii wartości 😉
No właśnie,
w pełni świadomi to nie sa moim zdaniem nawet niektórzy dorośli 😉
Ale dziecko 7-8 letnie rozumie przecież pojęcie “za drogie”, czy “niewarte tej ceny”
rozumie, że pieniądze to rzecz policzalna i skończona
i sama sie nie mnoży, że w jakiejś ilości kasy trzeba się zmieścić i opłacic rachunki, kupic ubrania i wiele innych rzeczy
i że tych pieniędzy na “wszystko co sie wymarzy” nie wystarczy.
Imo tyle przeciętny 7-8latek zrozumie doskonale
A juz zalecenie unikania tego tematu to dla mnie zaskok całkowity.
Oczywiście,
ale bez rozmowy na tematy finansowe z 7 czy 8latkiem,
nie bardzo da sie to (chyba) przekazać 🙂
u nas nie ma tego problemu
dzieć wie, że czegos nie kupujemy bo nie mamy kasy
teraz wie, ze nie ma szans na trampoline bo kupilismy psa 🙂
Najbardziej jestem zaskoczona, że “aspekt finansowy nie powinien się pojawiać w takich rozmowach z dzieckiem.”
Moim zdaniem powinien się pojawiać.
8latek ma tylko 10 lat do dorosłości, to imo dobry czas, żeby się dowiedzieć (o ile jeszcze nie wie), że istnieją tzw. aspekty finansowe.
Nie przeczytalam calego artykulu (zostawiam na pozniej), ale po tym co zacytowala Lea – mam wątpliwości I w sumie widzialam kilka “fajnych” scenek w sklepach z udzialem własnie dzieci 7-8-letnich. Rozpuszczonych jak cholera – to powinnam dodac.
Czy jest tam napisane co wg autora oznacza “unikanie tematu”? Moze po prostu chodzi o to, by sprawe zalatwiać krótkim “nie moge Ci tego teraz kupić” lub umotywowac wspomnianą przez Lee hierarchią wartości, zamiast długich wywodów w stylu “wiesz ile czasu potrzebuje, by zarobić tyle i tyle” czy długimi dyskusjami o pieniądzach?
Pytanie jak głeboko nalezy to dziecku wyjasniać.
Moje dzieci liczyć potrafią. Dawid ma kieszonkowe i sam decyduje czy przejeść w sklepiku, wydać w automatach czy odkładać na dużą zabawkę (ja dokładam połowę ceny zabawki).
Wg mnie radzi sobie świetnie.
Sam może decydować o wyprawce do szkoły. Chciał wampiry i zmierzch – dostał ołówki. Chciał Star Wars – dostał zeszyty. Dołożyłam do tego, że to filmowe gadgety dosłownie kilka złotych a dziecko szczęśliwe. Zeszyt zwykły 59 groszy – zeszyt Star Wars 69 groszy. Przy drogich rzeczach typu plecak już tak łatwo by nie było Tornister to ja wybrałam model a Dawid wybrał wśród dostępnych wzorów.
Nie radzi sobie za to kompletnie z reklamami. Jeżeli widzi napis “zadzwoń to wygrasz” albo “taniej” to reaguje jak pies Pawłowa. Powoli tłumaczę, że reklamy kłamią I to ja – spec od reklam 😀 Pokazuję podwójną paczkę wafelków, w której jest “50%” gratis i liczymy, że 2 pojedyncze paczki bez “gratisa” kosztują mniej.
Nie radzi sobie też z tym, że coś jest warte swojej ceny a coś nie. Albo inaczej – jego kryteria czy jest tego warte są rożne od moich. Jeżeli czegoś chce i płaci ze swoich to kupuje to nawet jeżeli uważam że to badziewie.
u nas aspekt finansowy ostatnio czesto sie przewija w rozmowach… przy dzieciach,ale i z dzieckiem.
tak jak dziewczyny pisza – najczesciej w sytuacjach, gdy eF oczekuje że mu kupimy jakąs zabawkę. na szczęscie nie muszę mu odmawiać jedzenia.
natomiast ostatnio na luzie się smiejemy, ze od przyszłego roku z racji kredytu dzieci jedzą to, co same znajdą /upolują w lesie;) wracamy do korzeni…
tak czy siak…moim zdaniem przecietny 7 latek jest na tyle rozgarniety, ze może mieć swoją skarbonkę, male oszczednosci i znać na odpowiednim poziomie wartość pieniądza,
wiedziec na co może przeznaczyć to co ma lub ile mu brakuje. uważam,że to tez trochę uczy ‘gospodarności’ i ‘szacunku’ do pieniędzy (nie lubie tego sformułowania)…
eF np. bardzo rzadko dostaje pieniadze za nic. jesli potrzebuje na bakugana, cokolwiek o czym marzy, musi sobie te pieniadze zarobic. Ostatnio np.mył z tatą samochód:) Może zatrzymać resztę, jesli pójdzie do sklepu.
U nas jest tak, że lalka może jeść słodycze tylko w sobotę.
Ponieważ oczekiwania sobotnie sięgać zaczęły kosmosu ;), umówiliśmy się na wysokość kieszonkowego,
i umówiliśmy się, że z tego kieszonkowego sama kupuje słodycze i inne duperele.
I nagle słowo “drogie” nabrało konkretnego, namacalnego i policzalnego dla niej wymiaru.
Bo przelicza wszystkie ceny “kaprysu” na liczbę tygodni, przez które musiałaby odkładać całe kieszonkowe (czyli m.in. słodyczy się pozbawić).
I teraz nie używam już pojęcia “to jest za drogie”,
używam “to sporo kosztuje, policzmy ile to twoich kieszonkowych” lub “to x twoich kieszonkowych”,
co młoda kwituje “ojej, ale to drogie”.
I jesli coś droższego jej kupimy, cieszy się dużo bardziej niz kiedyś 😉
Temat finansów jest obecny od kilku lat conajmniej i nie bardzo umiem chyba wyobrazić sobie unikanie go aż do tego wieku, stąd pewnie moje zaskoczenie 😉
No ja bym była ostrożna w takich żatrach przy dzieciach
7 latki biorą wszystko dosłownie i gdzieś tam lęk się pojawia, nawet jak nam się wydaje, że czają żart.
Co do pytania – nie wciągam dziecka w sprawy finansowe, ma na to czas, nie tłumacze mu, że jak kupie samochodzik, to nie kupie mleka, bo go to średnio wzrusza, tzn pozornie zrozumie i przyjmie do wiadomości, ale jak kiedyś chciałam wniknąć w jego tok myślenia to nic nie zrozumiał 😀 Zgadzam się z twierdzeniem o abstrakcyjnym myśleniu a własciwie jego braku:)
u mnie tez nie 😀
a co bystrzejszy egzemplarz przeczyta ceny z kosmetyków mamy i zada kilka niewygodnych pytań 😉
Unikanie przy 7 – latku uważam za pomyłkę. Tym bardziej, że to wiek szkolny. Ktoś “mądrze” napisał. Ale jak się popełnia artykulik, w którym rodzicem wyrażającym opinię i demonstrującym postawy wobec dziecięcych zachcianek jest właściciel sklepu, który stwierdza, ze “musi” wymienić córce rzeczy na te modniejsze…
Wolę stwierdzenie “niewarte tej ceny”. “Za drogie” – wydaje mi się, ze nasuwa bezpośrednie porównania. No jak to deserek za 4 złote może być za drogi? 😉
No ale to wina rodziców, a nie wieku dzieci.
Rodziców i presji rówieśników, jeśli się trafi w takie środowisko.
ooo tak
U nas młody filuje jeszcze ceny pampersów dla Jagody i przelicza na hotwheelsy
Znasz odpowiedź na pytanie: "Szkolny przedmiot pożądania"