Chcielibyśmy się przywitać i powiedzieć, że jesteśmy tu dość nowi.:-)
A to będzie nasz dzienniczek.
W rolach głównych występują: Wiktorek, zwany przez nas Tusiaczkiem 🙂 Obecnie 9 miesięcy i 6 dni.
Ja – czyli mama Wiktorka. Obecnie 26 lat i 5 miesięcy. 😉
TZ – czyli Towarzysz Życia mego, zwany inaczej M. od Mąż, lub W. od Wituś.
Role drugoplanowe: Rudy i Luśka – nasze zwariowane psiuchy, przygarnięte ze schroniska 5 lat temu. Oraz Dziadkowie, Babcie, Prababcie, ciotki, wójkowie i kto tam jeszcze się napatoczy.;-)
No to zaczynamy!
Chcecie coś o porodzie?W sumie to od tego się zaczęło… No dobra, w zasadzie to zaczęło się jeszcze wcześniej, jakieś 18 miesięcy temu, w pewien gorący dzień weekendu majowego, na zielonej trawce pod sosenką na naszej działce, gdy nasz dom dopiero zaczynał się budować. W czerwcu zrobiłam test: JEST! Będziemy mieli dzidziusia! TZ był w delegacji. W sklepie z ciuszkami kupiłam parę niebiesko-białych skarpetek (wiedziałam po prostu, że to będzie chłopak!:-)) I gdy TZ wrócił z wojaży, wieczorem wręczyłam mu zapakowany ładnie mały prezencik. Nie mógł przez chwilę nic powiedzieć… Potem się bardzo wzruszyliśmy, ale też strasznie się baliśmy. Teraz wiem, że nie ma czego!
No a 11 stycznia pojechaliśmy rodzić naszego synka.
Budowę domu ukończyliśmy w 8 miesięcy, jakim cudem? do tej pory nie wiem. Więc na przyjście na świat maluszka czekaliśmy już w naszym domu. Ale po tej całej budowie byłam mocno zmęczona – do ostatniego dnia nadzorowałam co się w domu dzieje, zamawiałam materiały i użerałam się z budowlańcami. Jakby mi było mało, w weekend zarządziłam spacer przez pola i zaspy. I na spacerze dosłownie poczułam, jak brzuch mi opada o jakieś 5 cm. TZ miał w poniedziałek jechać w delegację, ale w piątek gin.powiedziała, że mam rozwarcie na 1,5 cm i może się zacząć w każdej chwili. Więc w niedzielę podjęliśmy decyzję, że TZ nie jedzie tylko zostaje w biurze (tu wielkie dzięki dla wspaniałego szefa!:-) ) W poniedziałek obudziłam się po 11-ej i jeszcze w łóżku poczułam lekkie skurcze. Odczekałam 15 minut, ból nie ustępował. Zadzwoniłam więc do TZ, że chyba się zaczyna, ale że na razie jeszcze spokojnie. Poszłam pod prysznic i już wiedziałam, że zaczęłam rodzić. No a skoro tak, to trzeba depilację wszędzie zrobić, z przerwami na skurcz. W tym czasie zadzwoniła kuzynka, ale z przejęcia już nawet nie oddzwoniłam, bo zaczynało być coraz weselej… Po prysznicu zadzwonił TZ i pyta, czy to już? No już, już, przyjeżdżaj! Wyskoczył z pracy jak oparzony, z W-wy jedzie się do nas godzinę więc próbowałam w tym czasie jakoś się ogarnąć, przygotować torbę, ale skurcze się nasiliły i jak TZ przyjechał ok.14, to już byłam chętna jechać do szpitala. W szpitalu św.Zofii w Warszawie byliśmy ok.15. Izba przyjęć, papiery, ja już cała zadowolona że pewnie za 3-4 godziny urodzę… Ale akcja zwolniła po przyjeździe do szpitala, skurcze czułam coraz żadziej… No tak, stres. Po zbadaniu okazało się, że mam rozwarcie ledwie na 3cm. W poczekalni przesiedzieliśmy ze 3 godziny, ja to w zasadzie cały ten czas przekucałam, skurcze bolały, ale jakoś nic nie szło do przodu. Położne zlitowały się i wskazały nam mały gabinet zabiegowy, żebyśmy tam sobie poczekali aż zwolni się sala. Był moment, że gdy zostaliśmy sami, poczułam się przygnębiona i w ogóle… No do dupy! Miałam rodzić w 4 godziny (tak sobie zakładałam optymistycznie, o ja glupia!), a tu co? Nic! To ja wracam do domu, bez sensu był ten przyjazd!
No ale w tym momencie weszła pielęgniara i mówi, że sala wolna, mamy się przenieść.
Na salę porodową trafiłam po ok.4 godzinach czekania, jakoś przed 19.
cdn.bo muszę syneczka kąpać!:-)
2 odpowiedzi na pytanie: 9 miesięcy…OD NARODZIN TUŚKA!!!:-) Ale zleciało!
Jeszcze kąpiesz? 😉 Od wczoraj?? 😉
Dawaj dalej
Jeszcze kąpiesz? 😉 Od wczoraj? 😉
Dawaj dalej
Znasz odpowiedź na pytanie: 9 miesięcy…OD NARODZIN TUŚKA!!!:-) Ale zleciało!