Chciałabym Wam opowiedzieć… (długie)

moją historię. Nie żeby była jakaś bardzo szczególna i wyjątkowa, ale myślę, że mogłaby niejednej z Was dodać trochę otuchy, Właściwie nadaje się niemal do każdego kącika i wahałam się, gdzie ją umieścić, ale teraz formalnie przynależę (jeśli MAMY mnie przyjmą) do tego kącika, więc piszę tutaj, a w innych umieszczę odsyłacze. Będzie tu dużo tragedii, ale to iż mówię, że należę tutaj świadczy o tym, że i dla mnie zaświeciło słońce.
Już na początku mojej znajomości z Marcinem (jeszcze nie planowaliśmy wspólnej przyszłości) dowiedzieliśmy się, że z ewentualną, mgliście zarysowaną ciążą, nie będzie łatwo. Podczas rutynowej wizyty u ginekologa dowiedziałam się że mam mięśniaki macicy.
Diagnoza była dla nas szokiem – znaliśmy się 4 miesiące, nie planowaliśmy przyszłości, nie współżyliśmy jeszcze ze sobą, a tu każą nam mieć od razu dziecko, bo potem może być już za późno… I ta wielka odpowiedzialność i poczucie winy spoczywające na mnie. Nie wiedziałam, co zrobić, nie chciałam przywiązywać Marcina do siebie (wiedziałam, że bardzo chciałby kiedyś mieć dzieci), nasza znajomość jeszcze była na tyle niezobowiązująca, że nie mogłabym mieć do niego żalu, gdyby odszedł.
Postanowiliśmy spróbować zajść w ciążę, ale (tu na pewno starające się dziewczyny mogą coś na ten temat powiedzieć) nie jest to proste kochać się na żądanie, bo się chce dziecko, a już z wizją operacji przed oczyma to już na pewno. Nie udało się. Moje miesiączki zaczęły być tak bolesne i obfite, że po kilku miesiącach postanowiliśmy skłonić się ku medycynie. Przez cztery miesiące przyjmowałam bardzo ingerujące w mój organizm, bardzo kosztowne zastrzyki. Potem była operacja z wielka niewiadomą (mogło się okazać, po otwarciu mnie, że macicę trzeba usunąć od razu, więc nici z naszych nadziei na dziecko po niej). Na szczęście, po wybudzeniu się z narkozy usłyszałam głos Marcina, którego na chwilkę wpuszczono na OIOM (traktowano go jak mojego męża, tak bardzo się zaangażował): Baśka będziemy mieli pisklaki!!! Miało to oznaczać, że macica została i jest szansa na małego człowieczka. Potem dowiedziałam się, że została, owszem, ale mimo wyłuszczenia kilku sporych mięśniaków, mam “szansę” na kolejne, bo cały mięsień jest w zawiązkach kolejnych.
Dochodziłam do siebie, pobraliśmy się i próbowaliśmy, próbowaliśmy… Moje miesiączki stały się krwotoczne, potrafiły trwać dwa tygodnie, moja hemoglobina w tych dniach spadała do 8,5-9. Po drodze jeszcze miałam jedną przygodę z rodzącym się mięśniakiem (wyciągnięto mi go “na żywca” przez pochwę tylko dlatego, że mąż zdążył mnie szybko dowieźć do szpitala). Aby nam pomóc lekarz zaproponował nam inseminację (wprowadzenie nasienia do jamy macicy), poprzedzoną hormonalną stymulacją. W międzyczasie okazało się, że wyniki Marcina są fatalne, na tyle fatalne, że i powodzenie inseminacji właściwie przestało być prawdopodobne. Do tego doszła endometrioza jako skutek uboczny operacji i PCO, jako efekt uboczny kuracji przed ewentualną inseminacją. Nawet zwykłe in vitro przestało wchodzić w grę. Jakąś nadzieję dawało nam in vitro z mikromanipulacją. Mój lekarz skierował nas do jednego z najwybitniejszych polskich ginekologów zajmujących się niepłodnością na drugim końcu Polski. Z obawy przed mnogą ciążą (często zdarzającej się przy metodach wspomaganego rozrodu), która w przypadku mojej zdefekciałej bliznami po operacji macicy była dużym zagrożeniem dla ewentualnej ciąży sugerowaliśmy lekarzowi, aby podać mi jeden (a nie dwa jak się podaje w mojej grupie wiekowej) zarodek. Przekonani jednak przez niego o większej skuteczności zgodziliśmy się na dwa. Po dwóch tygodniach zrobiliśmy test i… dwie różowe kreski. Cieszyliśmy się bardzo. Pierwsze USG wykazało dwa zarodki. Wystraszyliśmy się bardzo nie dlatego, że nie chcieliśmy mieć dwójki dzieci, ale obawialiśmy się o możliwość rozciągania się mojej macicy. Następne USG pokazało trzy fasolki. Pomyśleliśmy: jeden z zarodków podzielił się i stąd ta trójka. Teraz już było pewne, że urodzą nam się wcześniaki. Lekarz mówił, że najlepiej byłoby, dotrzymać do 32. tygodnia, potem zrobi cięcie, a dzieci będą już “w miarę” bezpieczne. Od 20. tygodnia miałam brać fenoterol. Niestety nie tolerowałam go w ogóle (skoki ciśnienia aż do omdleń, wymioty) musiałam go odstawić. Przez całą ciąże czułam się fatalnie, Marcin bardzo się mną opiekował – robił wszystko w domu i wokół mnie (trzeba było mnie karmić – musiałam jeść na leżąco). Moja aktywność ograniczała się do wyjść do toalety i brania prysznica (też pod męża nadzorem). Bardzo chcieliśmy mieć te dzieciaki. Jednak macica w ciąży mnogiej rośnie dużo bardziej dynamicznie niż w pojedynczej. W 26. tygodniu nie wytrzymała. Zaczęły się skurcze, trafiłam do szpitala z 4 cm rozwarciem. Starano się mi je wyciszyć. Niestety nic nie było w stanie zahamować mojego, jak się później okazało 8-dniowego porodu. Dzieci urodziłam na dwie raty. Jedno – Natalkę, w czwartym dniu skurczów, cztery dni potem Kubusia i Agatkę. Oszczędzę Wam szczegółów, faktem jest, że mimo starań neonatologów dzieci kolejno umierały mam w ciągu 6 tygodni. Nie da się opisać tego, co przeżyliśmy patrząc na maluszki i nie mogąc ich nawet dotknąć. Nasza trójeczka zostanie z nami na zawsze, a my pożegnaliśmy się z wizją rodzicielstwa. Dodam tylko, że każde z dzieci miało inną grupę krwi, co wskazywało na to, że lekarz podający zarodki pomylił się i przez czyjąś nieuwagę zostały mi podane trzy przy świadomości zagrożenia już pojedynczej ciąży w macicy ze zrostami.
Choć nie było nam łatwo, staraliśmy się poświęcić sobie. Dużo rozmawialiśmy, przebywaliśmy razem, ja bardzo szybko wróciłam do pracy (było to najlepsze lekarstwo dla mnie), gdzie otoczyli mnie ciepłem taktowni współpracownicy. W końcu sierpnia postanowiliśmy spróbować odpocząć. Wyjechaliśmy na krótki urlop do Hiszpanii. Wiedziałam, że jest tam miejsce, do którego udają się pary mające problemy z zostaniem rodzicami. Niespecjalnie wierzyliśmy w cuda, ale ponieważ i tak chcieliśmy odpocząć, postanowiliśmy udać się tam, skąd organizowane są wycieczki fakultatywne do Monserat. Zaliczyliśmy i ten wyjazd, wróciliśmy z wakacji i dalej dochodziliśmy do siebie. W listopadzie nie dostałam miesiączki. Prawdę mówiąc wystraszyliśmy się, że coś znowu u mnie nawaliło, ale po dwóch tygodniach zrobiłam test. Wynik: POZYTYWNY!!! Ja – przypominam: z mięśniakami, endometriozą, PCO, niedrożnym jednym jajowodem (każda z tych dolegliwości pojedynczo stawia naturalne poczęcie pod znakiem zapytania) i mój mąż z baaaardzo kiepskimi wynikami!!!
I teraz nie czułam się rewelacyjnie, ale pracowałam dopóki mogłam, żeby za dużo nie myśleć o tym, co się stało i co może się stać. Lekarz pocieszał, że moja macica w poprzedniej trojaczej ciąży rozciągnęła się do rozmiarów 34-tygodniowej, więc jest szansa, że tym razem rozciągnie się co najmniej tak samo. W 17. tygodniu okazało się, że pod łożyskiem wytworzył mi się mięśniak, co może spowodować niedotlenienie, niedożywienie dzieciaczka, a w końcu odklejenie się łożyska. W tym momencie musiałam dać sobie spokój z pracą i bardziej się oszczędzać. Na szczęście po jakimś czasie okazało się, że łożysko zsunęło się z mięśniaka i bezpośrednie zagrożenie minęło.
Całej ciąży baliśmy się bardzo, zbyt świeżo mieliśmy w pamięci to, co niedawno przeżyliśmy. Marcin na każde moje skrzywienie reagował niemal paniką i pytał czy czuję skurcze. Ja w pewnym momencie odkryłam coś, co mi bardzo pomogło, ale czasem niestety było źródłem niepotrzebnego niepokoju i zbytniego wsłuchiwania się w siebie. Było to forum DZIECKOINFO. Na kilka moich pytań odpowiedziałyście i bardzo mi się to przydało. Ponieważ nie miałam stałego dostępu do sieci nie udzielałam się zbyt aktywnie, nie zabiegałam też o wpis na listę lipcówek, do których formalnie się zaliczałam. Nie potrafiłam się odnaleźć, gdy ktoś pytał mnie o termin rozwiązania, który wg OM był na 23 lipca, a ja wiedziałam, że dobrze będzie jak dotrwam do początku czerwca (byłby to 32. tydzień), moim marzeniem był skończony 36. tydzień, a lekarz na cesarkę (przy naturalnym porodzie macica mogłaby mi pęknąć) wyznaczył mi 8 lipca. Miał być to skończony 38. tydzień z dużym prawdopodobieństwem jeszcze bez czynności skurczowej. Dla pewności i mojego komfortu zaproponował mi przyjęcie tydzień wcześniej (1 lipca) – tak na wszelki wypadek. Nie bardzo mi się to uśmiechało (przebywanie w okolicy oddziału intensywnej opieki nad noworodkami, gdzie rok wcześniej przeżyliśmy kolejno trzy tragedie), ale poszłam.
Przy przyjmowaniu wszyscy pytali mnie się dlaczego przyszłam tak wcześnie, ale skierowanie od mojego lekarza prowadzącego otwierało mi drogę. Po przyjęciu zrobiono mi wszystkie możliwe badania (wielu lekarzy i położnych przypomniało mnie sobie z poprzedniego roku). Wyniki wyszły dobrze, KTG wykazało prawidłowe tętno maluszka i brak czynności skurczowej macicy i wyglądało na to, że następne dni spędzę “na urlopie”. Miałam tylko następnego dnia rano oddać mocz do badania. Obudziłam się ok. 3.30 z parciem na pęcherz (dolegliwość znana wszystkim z późnej ciąży). Wstałam z łóżka z zamiarem udania się do toalety i stwierdziłam, że krwawię żywoczerwoną krwią. Pobiegłam do dyżurki pielęgniarek, te ściągnęły lekarzy dyżurnych, zbadano mnie, podłączono do KTG. Bardzo źle się poczułam, zaczęłam tracić przytomność, zestresowałam się maksymalnie, tym bardziej, że stwierdzono zwolnienie tętna u mojego synka. Po konsultacji telefonicznej z moim ginekologiem prowadzącym dyżurujący lekarze podjęli decyzję o natychmiastowej cesarce. Był to pierwszy dzień 38. tygodnia ciąży. Po kilkunastu minutach wyjęto mi naszego Stasinka. Miał lekkie objawy niedotlenienia, które, jak mówili neonatolodzy szybko przeszły.
Tak więc 2 lipca o 5.25 urodził się nasz synek o wadze 3220 g i długości 52 cm. Zadzwoniłam do Marcina i poinformowałam że już został tatusiem. On nieświadom niczego smacznie sobie spał i miał zamiar mnie odwiedzić następnego dnia Zszokowałam go tym chyba nieźle, ale ta sytuacja oszczędziła mu stresów przez tydzień, w czasie którego mieliśmy czekać na cesarkę i samego czekania pod salą cięć cesarskich. A tak – dowiedział się, że już jest ojcem i już. Musiał zająć się szybko wyprawką, (na rozejrzenie się za nią rezerwował sobie ten tydzień kiedy miałam być na obserwacji) i szybko przystosować nasze mieszkanie do przyjęcia jakże upragnionego malutkiego mieszkańca. Zdecydowaliśmy się nic nie kupować przed rozwiązaniem i nie wynikało to z przesądów, jak być może wiele z Was pomyśli, ale z doświadczenia tragedii, gdy z gotowej wyprawki nie było komu skorzystać. Oczywiście wiele rzeczy omówiliśmy wcześniej, Marcin nawet założył wątek na forum pt. “Wyprawka, pomóżcie przyszłemu tacie”, i nie zawiódł się na Was. Otrzymał naprawdę wiele cennych wskazówek, za które oboje Wam dziękujemy.

Od zeszłej niedzieli jesteśmy już w domu i przyzwyczajamy się do siebie. Drżymy o małego, bo ma wodniaczek jądra, to robi za dużo, to za mało kupek, to nie odbija, ale za to ulewa. Trochę jesteśmy przeczuleni i każda sytuacja, o której albo czytamy na forum, albo w jakieś książce nas trochę przeraża. Mam nadzieję, że z czasem nabierzemy do wszystkiego dystansu. Będziemy musieli się pilnować, żeby go nie rozpieścić; a jeszcze bardziej pilnować dziadków, którzy mają na to wielką ochotę. Niestety prawdopodobnie Stasinek będzie wychowywał się sam, bo nie sądzę, aby moja macica wytrzymała kolejną ciążę pamiętając też, że zajście w tą było istnym cudem.

Opisałam to wszystko w kąciku, do którego – wydaje mi się – piszą mamy, które nie musiały toczyć aż takich bojów o dziecko. Chciałabym, żeby przeczytały to też dziewczyny z “niepłodności” i “starające się”, żeby zobaczyły jak wiele daje wyluzowanie się (bo my naprawdę nie liczyliśmy już na powodzenie) oraz, że nie wszędzie medycyna i autorytety medyczne są najważniejsze. Czasami warto mieć świadomość, że zawsze jeszcze w beznadziejnej sytuacji może zdarzyć się cud. Mam nadzieję, że oczekujące – też mające problemy i swoje niepokoje – uwierzą, że mimo iż wiele wskazuje na to, że coś się może nie udać (u mnie mięśniak pod łożyskiem, słabo rozciągliwa macica, różnica między główką a kością udową na USG – 3 tygodnie, nietolerancja glukozy przy obciążeniu 50 mg – po 1 godz. 169) wszystko może skończyć się szczęśliwie.

Basia, Marcin i Stasinek (2 lipca 2003)

Edited by basiogroszek on 2003/07/19 16:58.

117 odpowiedzi na pytanie: Chciałabym Wam opowiedzieć… (długie)

  1. Re: Chciałabym Wam opowiedzieć… (długie)

    To prawdziwy cud, gratuluje!
    Poplakalam sie jak glupia….
    Wszystkim bde twoja historie opowiadac, bo to naprawde nisamowite!
    Oby wam sie Stasinek dobrze chowal, caluski dla cale trojki, bardzo jestescie dzielni.

    Gaba i Marysia (11,5 miesięcy!)

    • Re: Chciałabym Wam opowiedzieć… (długie)

      Aż trudno w to uwierzyć! Podziwiam Was za siłę jaką mieliście by to wszystko znieść! Ja bym chyba nie dała rady…

      • Re: Chciałabym Wam opowiedzieć… (długie)

        Basiu, trudna była Twoja droga do macierzyństwa, ale szczęsliwie sie zakończyła. Ciesze sie ogromnie, ze teraz tulisz swoje maleństwo i mozesz cieszyc sie synkiem.
        Twoja historia, mimo, ze smutna napawa optymizmem. Poakazę Twój post kuzynce, która tez miała mięsniaki i zrosty i inne problemy..do tej pory stara sie zobaczyć upragnione dwie kreseczki. I choc minęło juz 5 lat, ciągle wierzy, ze jej sie uda. Tówj list da jej z pewnością nadzieję, że warto nie rezygnować z marzeń..
        pozdrawiam i witam na forum:)

        • Re: Chciałabym Wam opowiedzieć… (długie)

          Ogromne gratulacje…bardzo sie ciesze, że ktoś na górze postanowił wynagrodzic Cię za wszystko co przyszło Ci wycierpieć…cudownie, ze jesteś z nami. Życzymy mamusi i synkowi dużo dużo zdrowka… No i dzielnemu tatusiowi oczywiście też!

          Ola i Igorek 25.03.2003

          • Re: Chciałabym Wam opowiedzieć… (długie)

            Witaj, po pierwsze wielkie gratulacje, zostałaś wreszcie mamusią i masz upragnionego dzidziusia. Mnie takie posty zawsze podtrzymują na duchu. Ja niedługo przymierzę się do czwartej próby i chyba zawsze będę miała w pamięci Twoją opowieść, Pozdrawiam serdecznie

            Mygdu i trzy aniołki

            • Re: Chciałabym Wam opowiedzieć… (długie)

              Basiu, bardzo dziękuję ci za chwilę wzruszenia i nadzieję, jaką nam dałaś. Dbaj o siebie.

              Monika

              • Re: Chciałabym Wam opowiedzieć… (długie)

                Jesteś bardzo dzielną kobietą. Bardzo wzruszyła mnie Twoja opowieść. Dużo zdrowia dla Ciebie i synka. Całuję
                Ola i 30 tyg. Oskar

                • Re: Chciałabym Wam opowiedzieć… (długie)

                  Nie mam słów by opisać co myślę. Przede wszystkim, gratulacje z macierzyństwa.
                  Pozdrawiam

                  Patrycjad i Kamilek (01.02.03r.)

                  • Re: Chciałabym Wam opowiedzieć… (długie)

                    …. po prostu brak mi slow……. Poplakalam sie….Witaj!

                    guciak i Ninka ur. 27.04.2003

                    • Re: Chciałabym Wam opowiedzieć… (długie)

                      Łzy mi ciekną z oczu. Strasznie się wzruszyłam i jestem pełna podziwu dla niesamowitego hartu ducha, jaki wykazaliście z Marcinem. Jak wiele musieliście przejść, żeby w końcu przytulić swoje maleństwo.
                      Życzę Wam serdecznie dużo szczęścia i spokoju, niech Stasinek rośnie zdrowo.
                      Takie historie jak Twoja dodają sił.
                      Gorące uściski – pozostająca pod wielkim wrażeniem –

                      Agusia ze styczniowym Bąbelkiem

                      • Re: Chciałabym Wam opowiedzieć… (długie)

                        niesamowita historia, musisz byc bardzo silna !
                        gratuluje i mam nadzieje, ze juz nic Wam nie stanie na przeszkodzie do szczescia. caluski dla Stasinka !

                        onka i 18.08.

                        • Re: Chciałabym Wam opowiedzieć… (długie)

                          Basieńko,po tym co przeszliście to może już być tylko lepiej. Czego całej Twojej rodzince serdecznie życzę!!!
                          rita25 z Sonią, o jeden dzień młodszą od Stasia (03.07.03)

                          • Re: Chciałabym Wam opowiedzieć… (długie)

                            to naprawde wzruszjąca historia.
                            Życze Wam dużo zdrówka i radości z macierzynstwa

                            ala i chybasynuś 28.07.2003

                            • Re: Chciałabym Wam opowiedzieć… (długie)

                              Nie uwierzylabym, ze mozna tyle zniesc, gdyby nie Wasza historia. To naprawde przyklad wielkiego cudu, czy ktos wierzy czy nie. Z calego serca zycze Wam szczescia, usmiechu, radosci z synka i z bycia razem, gratuluje tak wspanialego meza i zwiazku, ktory wcale nie musialby byc tak szczesliwy. Sama pisalas, ze dopiero sie poznaliscie. Twoj maz to naprawde wspanialy, odpowiedzialny i kochajacy facet. A kupkami, ulewaniem, czy wodniakiem sie nie przejmujcie. Wszystko to przejdzie… Naprawde 🙂

                              • Re: Chciałabym Wam opowiedzieć… (długie)

                                To bardzo bolesne,co przeszliście,ale teraz zła passa na pewno się odwróci i będziecie czerpać same radości z wychowania maluszka,czego bardzo Wam życzę.

                                Asia i Kuba(już roczny!!!)

                                • Re: Chciałabym Wam opowiedzieć… (długie)

                                  twoja historia naprawde dodała mi otuchy. Ja jestem obecnie w 15 tygodniu ciąży i od samego początku dokuczają mi bóle w dole brzucha……..jestem juz po jednym poronieniu-obumarcie płodu w 16 tygodniu. Czytając twoją historię sama podnosze się na duchu że i ja wszystko przetrzymam i urodze moje upragnione dziecko. Bardzo ci dziękuję za to i podziwiam cie za twoją wytrwałość.

                                  • Re: Chciałabym Wam opowiedzieć… (długie)

                                    No to poryczalam sie na maksa. Niesamowite jacy jestescie dzielni z mezem,az mi teraz glupio bo ja sie czasami zamartwiam tak olbrzymimi drobiazgami, ze az wstyd. Naprawde gratulacjei,szczesliwego,spokojnego rodzicielstwa Wam zyczeTrzymajcie sie

                                    Monia i chlopaczek (30.08.03)

                                    • Re: Chciałabym Wam opowiedzieć… (długie)

                                      naprawde..wzruszajace….zycze wszystkiego.. Najjjj…..
                                      a z dzieciaczkiem to zawsze tak na poczatku..kazde kichniecie i beknieci wzbudza panike… Ale potem czlowiek sie przyzwyczaja..troche cierpliwosci..
                                      pozd

                                      • Re: Chciałabym Wam opowiedzieć… (długie)

                                        Nieprawdopodobna jest Twoja historia. Ciesze sie ze ja przeczytalam. Ja zawsze wierze w cuda i wiem ze Bog potrafi duzo wiecej dla nas zrobic niz 100 lekarzy. Zycze Twojemu Stasinkowi wiele zdrowia na cale zycie a i Tobie rowniez. Jestes BARDZO dzielna mamusia! 🙂

                                        Ciku i cikus
                                        10 luty 2004

                                        • Re: Chciałabym Wam opowiedzieć… (długie)

                                          pamietam Ciebie…
                                          jejku, co powiedziec… potrojna strata, teraz oby potrojne szczescie… cudownie ze spelnilo sie Wam i jednak zostalas lipcoweczka….

                                          Znasz odpowiedź na pytanie: Chciałabym Wam opowiedzieć… (długie)

                                          Dodaj komentarz

                                          Angina u dwulatka

                                          Mój Synek ma 2 lata i 2 miesiące. Od miesiąca kaszlał i smarkał a od środy dostał gorączki (w okolicach +/- 39) W tym samym dniu zaczął gorączkować mąż –...

                                          Czytaj dalej →

                                          Mozarella w ciąży

                                          Dzisiaj naszła mnie ochota na mozarellę. I tu mam wątpliwości – czy w ciąży można jeść mozzarellę?? Na opakowaniu nie ma ani słowa na temat pasteryzacji.

                                          Czytaj dalej →

                                          Ile kosztuje żłobek?

                                          Dziewczyny! Ile płacicie miesięcznie za żłobek? Ponoć ma być dofinansowany z gminy, a nam przyszło zapłacić 292 zł bodajże. Nie wiem tylko czy to z rytmiką i innymi. Czy tylko...

                                          Czytaj dalej →

                                          Dziewczyny po cc – dreny

                                          Dziewczyny, czy któraś z Was miała zakładany dren w czasie cesarki? Zazwyczaj dreny zdejmują na drugi dzień i ma on na celu oczyszczenie rany. Proszę dajcie znać, jeśli któraś miała...

                                          Czytaj dalej →

                                          Meskie imie miedzynarodowe.

                                          Kochane mamuśki lub oczekujące. Poszukuję imienia dla chłopca zdecydowanie męskiego. Sama zastanawiam się nad Wiktorem albo Stefanem, ale mój mąż jest jeszcze niezdecydowany. Może coś poradzicie? Dodam, ze musi to...

                                          Czytaj dalej →

                                          Wielotorbielowatość nerek

                                          W 28 tygodniu ciąży zdiagnozowano u mojej córeczki wielotorbielowatość nerek – zespół Pottera II. Mój ginekolog skierował mnie do szpitala. W białostockim szpitalu po usg powiedziano mi, że muszę jechać...

                                          Czytaj dalej →

                                          Ruchome kolano

                                          Zgłaszam się do was z zapytaniem o tytułowe ruchome kolano. Brzmi groźnie i tak też wygląda. dzieciak ma 11 miesięcy i czasami jego kolano wyskakuje z orbity wygląda to troche...

                                          Czytaj dalej →
                                          Rodzice.pl - ciąża, poród, dziecko - poradnik dla Rodziców
                                          Logo
                                          Enable registration in settings - general