czesc. Własnie znalazłam to forum i moze będzie mi lepiej jak sobie popiszę trochę. W niedzielę 13 marca miałam łyżeczkowanie. 9 tydzień ciąży. Smutno mi teraz bardzo, bo chociaż ciąża przypadkowa to jednak bardzo chciana. Analizuję cały czas ciąży i w zasadzie wszystko było nie tak. W czasie spodziewanej miesiączki (akurat były walentynki a w weekend zabalowaliśmy z przyjaciółmi, wypiliśmy trochę wina) poszłam do nowej pracy – wiadomo – badania wstępne i RTG, stres związany z zupełnie nową sytuacją, chęcią jak najlepszego zaprezentowania się i pokazania z jak najlepszej strony. Dodam, że do pracy mam a właściwie miałam 70 km i dojazdy były koszmarem. W zasadzie nie było mnie w domu przez 12 godzin. Po pracy zmęczona intensywną nauką nowego systemu komp. oraz poznawaniem wszelkich zależności, powiązań i kontaktów itp. Do tego całe 8 godzin przed komputerem. Wykończona dojazdami. Zgodziłam sie na tę pracę na miesiąc, na próbę. W domu mam już dwoje dzieci – córkę – 10 lat i synka – 1rok i 8 miesięcy. W zasadzie już po tygodniu wiedziałam, że nie odpowiada mi ta forma pracy a właściwie to odległość i czas dojazdu do i z pracy. Miesiączki ciągle nie było, ale jeszcze przez 2 tygodnie tłumaczyłam jej brak zmianą klimatu ( w górach byliśmy na feriach z dziećmi), stresem, zmęczeniem. Ale wątpliwości już miałam i w końcu zrobiłam test – pozytywny. Ucieszyliśmy się z mężem, bo choć nieoczekiwana akurat w tym czasie to bardzo chciana. Tym bardziej sie cieszyliśmy, bo różnica wieku między synkiem i małym anołkiem byłaby 2 lata. Sami planowalismy kolejne dziecko na troche później. Potem była niepewność, zdenerwowanie i różne plany na “co teraz” i “co z pracą?” – wiadomo – pieniądze (o zgrozo). Potem lekarz, usg (już miał chyba jakieś podejrzenia) za dwa dni drugie – dopochwowe. I tu już wielkość ciąży się nie zgadzała z jej wiekiem o ok 2 tyg.- ale braliśmy pod uwagę rozregulowanie cyklu i tym tez tłumaczyliśmy sobie wpadkę. Po dwóch dniach, w piątek obudziłam sie z nastawieniem, że jadę do lekarza, bo złapałam jakieś przeziębienie, jednak po wizycie w toalecie już wiedziałam, że przeziębienie to nic, że jadę do szpitala, bo zaczęłam krwawić (wcześniej sobie poplamiałam ). Niestety, po dwóch dniach cała bajka smutno się skończyła. I jest mi naprawdę smutno. Dlaczego tak się stało? Poprzednie dwie ciąże przechodziłam bez najmniejszych prawie problemów. Wyniki będą po świętach, ale jestem ciekawa czy coś w ogóle wykażą. Mamy z mężem konflikt rh ja mam B”-” on “+”. Dzieci też mają “+” Ale po porodach dostawałam szczepionkę. Wiem, że na tym etapie dochodzi do poronienia najczęsciej w wyniku uszkodzeń chromosomów itp. ale nie daje mi spokju to ile w tym było mojej niezamierzonej winy.
Teraz czuję się w zasadzie dobrze. Smutek mam wyłącznie dla siebie i w zasadzie dochodzi do głosu, kiedy mam troche czasu tylko dla siebie. Dzieciaczki to dobre antidotum na depresje i smutki i rozmyślania, bo po prostu nie ma na to czasu. Szczególnie przy tym moim małym brzdącu. Oprócz tego bardzo lubię sport więc wracam po mału do moich codziennych treningów (wyzwalają się hormony szczęścia i samopoczucie zdecydowanie się poprawia – polecam 🙂 Dostałam zwolnienie na miesiąc, ale do pracy juz tam nie wracam – jakoś nie mogę. I ze względu na dzieci i na to co się stało. No to tak zgrubsza. Popisałam sobie, może będzie mi trochę lżej. Pozdrawiam Was wszystkie serdecznie. 3majcie się.
Aga
7 odpowiedzi na pytanie: co po poronieniu? – takie moje małe refleksje
Re: co po poronieniu? – takie moje małe refleksje
Życze Ci więcej optymizmu i wiary. Na pewno Ci sie wszystko ułoży. Smutek to normalna rzecz w twoim stanie. Ciesz się swoimi dzieciaczkami, głowa do góry na wiosnę!!! Trzymam mocno kciuki i podrawiam Cie z najlepszymi życzeniami świątecznymi.
Re: co po poronieniu? – takie moje małe refleksje
Przykro mi bardzo z powodu twojej straty……
Nie obwiniaj sie, nie doszukuj co zrobials zle, nie warto.
Ja robilam to samo- szukalam, szukalam i nic nie znalazlam, no moze jedynie to ze konfikt krwi (i u nas ma to miejsce) nie mogl byc przyczyna poronienia w tak wczesnej ciazy.
Zgadzam sie ze dzieci ktore sie juz ma bardzo pomagaja wyjsc z dolka. Gdyby nie moja corka, nie wiem jak bym sie pozbierala po poronieniu.
Trzymaj sie!!!
Iwona i Karolinka 3 lata
Re: co po poronieniu? – takie moje małe refleksje
dzięki……w piątek jadę po wyniki badania histopat. Nie wiem czego się po nich spodziewać, ale jest mi jakoś tak nie fajnie. Odczuwam wewnętrzny niepokój i znowu chce mi sie płakać. Chyba się boję, ale nie wiem czemu. Chyba sie boję wracać do tego wszystkiego.
Pozdrawki dla Ciebie i córci
Re: co po poronieniu? – takie moje małe refleksje
dzięki serdeczne. Staram się myśleć pozytywnie a takie słowa otuchy pomagają. Dzięki raz jeszcze i życzę wszystkiego najlepszego.
Pozdrawki
Aga
Re: co po poronieniu? – takie moje małe refleksje
Aga bardzo mi przykro… Tez przez to przechodzilam i to nie jeden raz. Dziekowalam wtedy Bogu, ze mam juz corke. Nie wiem jak by to sie skonczylo gdyby nie ona. Kiedy wydarza sie takie nieszczescie mysle, ze kazda z nas zadaje sobie pytanie dlaczego i co zrobilam nie tak? Najczesciej jednak to nie jest nasza wina. Ja tlumaczylam sobie, ze gdyby ciaza byla zdrowa to nic by jej nie zniszczylo i tyle. Po badaniach histopatologicznych nie oczekuj zbyt wiele. Ja odbieralam wyniki dwoch i nic nie wykazaly oprocz tego ze to byla ciaza… Jestem z Toba myslami bo inaczej sie nie da. Trzymaj sie i nie poddawaj.
Ninka
Re: co po poronieniu? – takie moje małe refleksje
nareszcie mam chwilkę aby trochę tu pobuszować. Troszkę czasu minęło. W zasadzie to już ponad miesiąc nie ma ze mną Aniołka. W zasadzie to się z tym pogodziłam i jest w miarę dobrze. Skupiam się na innych rzeczach. Odbiór wyników jakoś przeżyłam, chociaż nigi mi się trzęsły jak stanęłam pod szpitalem….. Wizyta kontrolna też zaliczona. pociechą jest fakt, że lekarz stwierdził iż po zabiegu śladu nie ma. mam nadzieję, że wszystko będzie ok. O następnego maluszka planujemy starać się w wakacje 2006. Wolę uniknąć zimowych, grypowych miesięcy, bo prawdopodobnie to była przyczyna mojej straty. A tak w ogóle, to nie wiem czy Wy też tak miałyście, ale dopiero po miesiącu, kiedy to w miarę wewnętrznie się uspokoiłam i wyciszyłam, pogodziłam z brakiem bąbla w brzuszku, zaczęłam mieć senne koszmary. Jeszcze raz na nowo sniła mi się sala zabiegowa, sam zabieg itp. Jakoś nie podnosi mnie to na duchu. Czy to jest jakaś reakcja podświadomości, psychiki czy jak to inaczej nazwać? Dlaczego to wraca podczas snu?
Pozdrawiam serdecznie
Aga
Re: co po poronieniu? – takie moje małe refleksje
nareszcie mam chwilkę aby trochę tu pobuszować. Troszkę czasu minęło. W zasadzie to już ponad miesiąc nie ma ze mną Aniołka. W zasadzie to się z tym pogodziłam i jest w miarę dobrze. Skupiam się na innych rzeczach. Odbiór wyników jakoś przeżyłam, chociaż nogi mi się trzęsły jak stanęłam pod szpitalem….. Wizyta kontrolna też zaliczona. Pociechą jest fakt, że lekarz stwierdził iż po zabiegu śladu nie ma. Mam nadzieję, że wszystko będzie ok. O następnego maluszka planujemy starać się w wakacje 2006. Wolę uniknąć zimowych, grypowych miesięcy, bo prawdopodobnie to była przyczyna mojej straty. A tak w ogóle, to nie wiem czy Wy też tak miałyście, ale dopiero po miesiącu, kiedy to w miarę wewnętrznie się uspokoiłam i wyciszyłam, pogodziłam z brakiem brzdąca w brzuszku, zaczęłam mieć senne koszmary. Jeszcze raz na nowo sniła mi się sala zabiegowa, sam zabieg itp. Jakoś nie podnosi mnie to na duchu. Czy to jest jakaś reakcja podświadomości, psychiki czy jak to inaczej nazwać? Dlaczego to wraca podczas snu?
Pozdrawiam serdecznie
Aga
Znasz odpowiedź na pytanie: co po poronieniu? – takie moje małe refleksje