depresja

zastanawiam się

czy z tego można wyjść tak “raz na zawsze”?

nie pytam o siebie, bo wiem, że ja sama sobie winna jestem. jeśli już zaczynam leczenie, to przerywam od razu, kiedy jest lepiej, zamiast doprowadzić sprawę do końca.. człowiek uczy się na błędach, może i ja się nauczę..

ale interesuje mnie, czy można się z tego całkiem wyplątać, zupełnie wyleczyć? czy może jest inaczej – że jak ktoś już ma tendencje depresyjne, to zawsze musi liczyć się z tym, że TO może wrócić, nawet po pełnym leczeniu i dobrych jego efektach?

Strona 8 odpowiedzi na pytanie: depresja

  1. Zamieszczone przez gacka
    Jestem przekonana, że to właśnie z niskiej samooceny wynika – ktoś mnie o coś prosi = dostrzega mnie, jestem coś warta.
    Nie udało się pomóc = jestem do du**, znów zawiodłam.
    Nie poproszę o pomoc = boję się usłyszeć “nie” więc dumnie nie proszę i tłumaczę sobie, że lepiej dochodzić do wszystkiego w życiu samemu, bo wówczas nikt nie będzie mógł mieć do mnie pretensji, nikt nie będzie mógł mnie rozliczyć. Będę sama przed sobą tylko odpowiadać. Tworzymy sobie ochronkę, którą pozornie nas obroni.
    A tak naprawdę wiemy, że czasami nie da się żyć bez pomocy innych i wściekamy się, że ludzie tego nie widzą, ale same o pomoc nie poprosimy w obawie przed “nie”.

    jezuuu ja moze przestane pisac a tylko zaczne sie podpisywac pod Twoimi wypowiedziami. Niska samoocena to wynioslam z domu rodzinnego ehhhh

    • Zamieszczone przez domolka
      Cześć, pierwszy post i w takim temacie… trudnym. Piszę tu, do Was, bo podejrzewam u siebie depresję w dość zaawansowanej postaci a szczególnie martwi mnie fakt, że uczestniczą w tym moje dzieci. Na różnych etapach życia pojawiały się u mnie objawy, które możnaby podpiąć pod depresję, ale zazwyczaj zwalałam bezsenność (zdarzają mi się kilkunastodniowe okresy bez snu), nerwowość i niechęć do wszystkiego na moje usposobienie, charakter, jak zwał, tak zwał… Po urodzeniu pierwszego dziecka czułam się bardzo źle, byłam nawet u psychiatry. Zapisał mi leki, których nigdy nie zażyłam (poczucie winy, że nie będę mogła karmić piersią, a przecież “tak trzeba”…). Potem jakoś to szło, raz lepiej, raz gorzej. Miewam okresy fantastycznego samopoczucia, kiedy to jestem najlepszą na świecie mamą, super żoną, w pracy mogę przenosić góry (zwykle wtedy nie mam potrzeby jedzenia, tracę po 10 kg w przeciągu miesiąca-dwóch, namiętnie uprawiam sport itp). Są okresy względnie dobrego samopoczucia (wykonuję wszystkie swoje obowiązki, całkiem dobrze daję sobie radę z ewentualnymi problemami). I są takie, jak teraz… właściwie takie coś przeżywam pierwszy raz w życiu. Pod pretekstem pracy zadekowałam się w nieużywanym przez nas jakoś konkretnie pokoiku. Leżę albo siedzę na łóżku i udaję przed mężem i dziećmi, że piszę pracę (od której notabene zależy moja zawodowa przyszłość). Właściwie od dwóch dni stąd nie wychodzę… tzn czasem muszę, bo dzieci domagają się uwagi, a tak strasznie mnie irytują, że ledwo się powstrzymuję, żeby im czegoś przykrego nie powiedzieć. Dziś u synka była koleżanka, usłyszałam, jak jej powiedział: mamie by się lepiej bez nas żyło, ona musi pracować, a my jej przeszkadzamy. i to bez jakiejś złości. Oboje widzą, że coś jest nie tak, bo to raczej nienormalne, żeby mama płakała, kiedy suszy dziecku włosy albo kiedy pyta, co chce jeść na kolację… Czuję się koszmarnie winna a przy tym nie mam siły ani fizycznej ani psychicznej, żeby to zmienić. Jak mam im wytłumaczyć, że ich kocham, ale jestem tak zmęczona, że nie mam siły im tego okazywać. No i czy ja rzeczywiście mam depresję, czy tylko się nad sobą użalam, zrzucając odpowiedzialność za swoje życie, dzieci, obowiązki na “chorobę”? Wiem, że pierwszym krokiem jest wizyta u lekarza, ale paraliżuje mnie choćby myśl o wyjściu z domu, nie mówiąc już o mówieniu tego wszystkiego komuś obcemu twarzą w twarz…
      Przepraszam, że tak długi ten post.

      Witaj w klubie.
      A tak serio – musisz wyjść z tego pokoju, musisz się zmotywować (słowa Twojego synka mocno mną wstrząsnęły) właśnie ze względu na dzieci. Poszukaj w necie, czy w mieście, w którym mieszkasz nie ma psychiatry, który ma wizyty domowe, zamów taką wizytę i zacznij działać. Naprawdę można żyć normalnie, można zobaczyć świat przez różowe okulary tylko musisz chcieć. Spróbuj już jutro, od zaraz, nie pozwól, by życie przeleciało Ci między palcami, nie rób tego swoim dzieciom. Proszę – postaraj się zrobić ten jeden krok. Najtrudniejszy, ale potem będzie już tylko lepiej.

      • Zamieszczone przez JoannaM.
        jezuuu ja moze przestane pisac a tylko zaczne sie podpisywac pod Twoimi wypowiedziami. Niska samoocena to wynioslam z domu rodzinnego ehhhh

        Też dźwigam plecaczek załadowany w dzieciństwie. Ciężki jak cholera

        • Zamieszczone przez ahimsa

          BLAD!!!!! zrozumcie- musicie najpierw same miec siłę by móc ja oddawac.

          Ale jak odwrócić myślenie?

          • Domolka znam ten stan doskonale i placz przy suszeniu wlosow takze. Do lekarza!

            • Zamieszczone przez gacka

              A tak naprawdę wiemy, że czasami nie da się żyć bez pomocy innych i wściekamy się, że ludzie tego nie widzą, ale same o pomoc nie poprosimy w obawie przed “nie”.

              kiedyś strasznie kogoś potrzebowałam
              ale…oczywiście czekałam aż się domyśli….
              oczywiście ta osoba się nie domyśliła 😉
              a ja już byłam w tak ciężkim stanie – frustracja, potężny lecz tłumiony gniew, dobra mina do złej gry która kosztowała mnie coraz więcej wysiłku…
              że w końcu “wyrzygałam” tej osobie że ja jestem na każde jaj pierdnięcie i każdy grymas smutku a ona…..

              nie trudno się domyślić że dziś mnie samej chce się rzygać na samo wspomnienie o tym….
              masakra…

              mam nadzieję że to mnie czegoś nauczyło….

              • Zamieszczone przez domolka
                Cześć, pierwszy post i w takim temacie… trudnym. Piszę tu, do Was, bo podejrzewam u siebie depresję w dość zaawansowanej postaci a szczególnie martwi mnie fakt, że uczestniczą w tym moje dzieci. Na różnych etapach życia pojawiały się u mnie objawy, które możnaby podpiąć pod depresję, ale zazwyczaj zwalałam bezsenność (zdarzają mi się kilkunastodniowe okresy bez snu), nerwowość i niechęć do wszystkiego na moje usposobienie, charakter, jak zwał, tak zwał… Po urodzeniu pierwszego dziecka czułam się bardzo źle, byłam nawet u psychiatry. Zapisał mi leki, których nigdy nie zażyłam (poczucie winy, że nie będę mogła karmić piersią, a przecież “tak trzeba”…). Potem jakoś to szło, raz lepiej, raz gorzej. Miewam okresy fantastycznego samopoczucia, kiedy to jestem najlepszą na świecie mamą, super żoną, w pracy mogę przenosić góry (zwykle wtedy nie mam potrzeby jedzenia, tracę po 10 kg w przeciągu miesiąca-dwóch, namiętnie uprawiam sport itp). Są okresy względnie dobrego samopoczucia (wykonuję wszystkie swoje obowiązki, całkiem dobrze daję sobie radę z ewentualnymi problemami). I są takie, jak teraz… właściwie takie coś przeżywam pierwszy raz w życiu. Pod pretekstem pracy zadekowałam się w nieużywanym przez nas jakoś konkretnie pokoiku. Leżę albo siedzę na łóżku i udaję przed mężem i dziećmi, że piszę pracę (od której notabene zależy moja zawodowa przyszłość). Właściwie od dwóch dni stąd nie wychodzę… tzn czasem muszę, bo dzieci domagają się uwagi, a tak strasznie mnie irytują, że ledwo się powstrzymuję, żeby im czegoś przykrego nie powiedzieć. Dziś u synka była koleżanka, usłyszałam, jak jej powiedział: mamie by się lepiej bez nas żyło, ona musi pracować, a my jej przeszkadzamy. i to bez jakiejś złości. Oboje widzą, że coś jest nie tak, bo to raczej nienormalne, żeby mama płakała, kiedy suszy dziecku włosy albo kiedy pyta, co chce jeść na kolację… Czuję się koszmarnie winna a przy tym nie mam siły ani fizycznej ani psychicznej, żeby to zmienić. Jak mam im wytłumaczyć, że ich kocham, ale jestem tak zmęczona, że nie mam siły im tego okazywać. No i czy ja rzeczywiście mam depresję, czy tylko się nad sobą użalam, zrzucając odpowiedzialność za swoje życie, dzieci, obowiązki na “chorobę”? Wiem, że pierwszym krokiem jest wizyta u lekarza, ale paraliżuje mnie choćby myśl o wyjściu z domu, nie mówiąc już o mówieniu tego wszystkiego komuś obcemu twarzą w twarz…
                Przepraszam, że tak długi ten post.

                U mnie wygladalo to tak, ze zaczelam plakac nie mogac wyjasnic lekarzowi o co chodzi… Bo bardzo trudno sie o tym co i jak czujemy opowiada… W koncu wydukalam, ze mnie wszystko przerasta, ze nie chce mi sie z lozka wstawac, zwiazek mi sie prawie rozpada i moje nic winne dziecko tez cierpi bo krzycze na nia bez powodu, ze nie widze w niczym sensu…
                Lekarz zrozumial (troche w szoku byl bo znal mnie zawsze od tej mocnej- “zrobie wszystko sama poradze nsobie sama strony”).

                • Zamieszczone przez picaporte
                  Nie wiedziałam, jak to ubrać w słowa.
                  Wściekam się, jak ktoś się nie domyśli, że przydałaby mi się pomoc. Ale sama nie poproszę o nią. Narasta frustracja, złość, wyładowuję to na kimś, albo tłumię w głowie. I błędne koło się zamyka.

                  Najgorsze jest to, że ja tę złość kieruję na najbliższych, którzy przecież ani nie są winni, ani nie mogę wymagać od nich, by mieli czarodziejską kulę i z niej czytali o co mi chodzi.

                  • Zamieszczone przez ahimsa
                    Właśnie tak myślę- co ja bym zrobiła na ich miejscu? I… Nie wiem! poważnie.

                    Ala, no ale chyba nie prosiłaś teraz tych ludzi o coś wyjątkowo nadzwyczajnego? o taką pomoc codzienną poprosiłaś, tak?

                    no dla mnie to jednak dziwne, że nikt nie mógł

                    • Zamieszczone przez szpilki
                      Bierz na noc
                      Przy duzym niedoborze serotoniny moga utrzymywac sie mdlosci
                      Nic nie poprawialo sie?

                      JoannaM., IDŹ DO LEKARZA I USTAL DAWKĘ LUB ZMIEŃ LEK, zależy, co ci człowiek powie.
                      Nie słuchaj porad z forum NIEPROFESJONALISTÓW!!!

                      Nie będę tutaj pisać nawet (zgodnie z ideą, której się trzymam, żeby nie udzielać porad lekarskich nie będąc lekarzem), co mój mąż mówi o błędnych opiniach szpilki na temat leków.

                      • Zamieszczone przez gacka
                        Dzięki Laurka.
                        U mnie uczucie, że muszę zjeść coś słodkiego zdarza się baaaaardzo często zazwyczaj jest to czekolada.
                        W tych moich stanach, gdzie podejrzewam, że spada mi cukier czuję wewnętrzne drżenia (uczucie roztrzęsienia wewnątrz ciała, ale też drżą mi ręce, nogi mam jak z waty, głowa mi się kiwa i mam tak jakby oczopląs).

                        wiesz, to chyba ma związek z tym, co organizm bardziej potrzebuje. czekolada ma coś w sobie (fenyloetyloamina? endogennna pochodna amfetaminy, neuroprzekaźnik zwany “hormonem miłości” – z wikipedii), co sprawia, że wiele osób czuje do niej nieprzepartą chęć.
                        u Ciebie widać fizyczne oznaki.
                        to, co opisujesz bardzo pasuje do niedocukrzenia. spróbuj kupić w aptece płynną glukozę (sprzedawana w saszetkach) – myślę, że podziała najszybciej.
                        a tak z cukrzycowej ciekawości, to nosiłabym glukometr w torebce i sprawdziła poziom glukozy w takim momencie. objawy niedocukrzenia można odczuwać przy poziomie 50-60 mg/dl.

                        • Zamieszczone przez gacka
                          Też dźwigam plecaczek załadowany w dzieciństwie. Ciężki jak cholera

                          Oj ciezki…
                          I tak dlugo dawalam rade. Wszyscy znajomi zawsze mnie uwazali za bardzo silna osobowosc ( taki pancerzyk sobie wytworzylam precyzyjnie kiedys ale chyba pekl )

                          • Dziękuję za odpowiedź. Siedzę w tej mojej dziupli i staram jakoś sobie poukładać to wszystko w głowie, tylko że nie chce współpracować… Jak to się zaczęło to myślałam, że dam radę sama ogarnąć, ale ten stan wszedł w tak beznadziejną fazę, że zaczęłam szukać jakichś informacji. Inna rzecz, że bardzo się wstydzę, boję się reakcji bliskich i że już zawsze będę “napiętnowana” – tym bardziej, że rodzina najprawdopodobniej uzna to za moje fanaberie.

                            • Zamieszczone przez avi
                              kiedyś strasznie kogoś potrzebowałam
                              ale…oczywiście czekałam aż się domyśli….
                              oczywiście ta osoba się nie domyśliła 😉
                              a ja już byłam w tak ciężkim stanie – frustracja, potężny lecz tłumiony gniew, dobra mina do złej gry która kosztowała mnie coraz więcej wysiłku…
                              że w końcu “wyrzygałam” tej osobie że ja jestem na każde jaj pierdnięcie i każdy grymas smutku a ona…..

                              nie trudno się domyślić że dziś mnie samej chce się rzygać na samo wspomnienie o tym….
                              masakra…

                              mam nadzieję że to mnie czegoś nauczyło….

                              Jak się mocno zastanowię to też kilka takich sytuacji przeżyłam. Czekałam, myślałam, wręcz byłam pewna, że widać przecież, że ja pomocy potrzebuję, a tu nic.
                              Wyhodowałam sobie frustrację, którą później wylałam jak wiadro pomyj – niefajnie było.
                              Powoli chcę nauczyć się mówić o tym, co mam w głowie, wywalać z siebie wszystko od razu, by nie kumulować emocji. Jeszcze średnio mi to wychodzi.

                              • Zamieszczone przez kallarepka
                                JoannaM., IDŹ DO LEKARZA I USTAL DAWKĘ LUB ZMIEŃ LEK, zależy, co ci człowiek powie.
                                Nie słuchaj porad z forum NIEPROFESJONALISTÓW!!!

                                Nie będę tutaj pisać nawet (zgodnie z ideą, której się trzymam, żeby nie udzielać porad lekarskich nie będąc lekarzem), co mój mąż mówi o błędnych opiniach szpilki na temat leków.

                                Kallarepko, nie krzycz ;).

                                Tu nie chodzi o porady a wsparcie i zrozumienie. Jestem osoba dorosla i poczytalna wiec napewno do lekarza zawitam :). Jednakze dziekuje za troske.

                                Czasem trzeba przez cos przejsc i tego doswiadczyc aby zrozumiec.

                                • Zamieszczone przez ahimsa
                                  Ooo- znam to!! bardzo dobrze. Reszte też w sumie.
                                  Pociesze, że psychiatra to nie psychoterapeuta i jak ktoś mysli, że wizyta wygląda jak na filmach to jest w błędzie!:D

                                  Nie musisz sie spowiadac…. No przynajmniej ja tak miałam- co było mi na rękę.
                                  Suche objawy i tyle- co pomoże dobrać leki.

                                  no ja się spowiadałam i płakałam siarczyście w chusteczki

                                  wypłynęło wtedy dużo spraw

                                  i lekarz zasugerował terapię grupową mi wtedy, niestety też olałam

                                  • Zamieszczone przez laurka
                                    wiesz, to chyba ma związek z tym, co organizm bardziej potrzebuje. czekolada ma coś w sobie (fenyloetyloamina? endogennna pochodna amfetaminy, neuroprzekaźnik zwany “hormonem miłości” – z wikipedii), co sprawia, że wiele osób czuje do niej nieprzepartą chęć.
                                    u Ciebie widać fizyczne oznaki.
                                    to, co opisujesz bardzo pasuje do niedocukrzenia. spróbuj kupić w aptece płynną glukozę (sprzedawana w saszetkach) – myślę, że podziała najszybciej.
                                    a tak z cukrzycowej ciekawości, to nosiłabym glukometr w torebce i sprawdziła poziom glukozy w takim momencie. objawy niedocukrzenia można odczuwać przy poziomie 50-60 mg/dl.

                                    No to teraz mnie nakręciłaś Nie mam co prawda glukometru, ale może pora go zakupić? Czy taki spadek cukru występuje tylko w cukrzycy?

                                    • Zamieszczone przez domolka
                                      Dziękuję za odpowiedź. Siedzę w tej mojej dziupli i staram jakoś sobie poukładać to wszystko w głowie, tylko że nie chce współpracować… Jak to się zaczęło to myślałam, że dam radę sama ogarnąć, ale ten stan wszedł w tak beznadziejną fazę, że zaczęłam szukać jakichś informacji. Inna rzecz, że bardzo się wstydzę, boję się reakcji bliskich i że już zawsze będę “napiętnowana” – tym bardziej, że rodzina najprawdopodobniej uzna to za moje fanaberie.

                                      Dasz rade :). Nie musisz wszystkim obwieszczac do jakich lekarzy chodzisz i jakie leki bierzesz. Zobacz ile nas tu jest :).

                                      • Zamieszczone przez JoannaM.
                                        Oj ciezki…
                                        I tak dlugo dawalam rade. Wszyscy znajomi zawsze mnie uwazali za bardzo silna osobowosc ( taki pancerzyk sobie wytworzylam precyzyjnie kiedys ale chyba pekl )

                                        To ja się teraz pod Tobą podpiszę. Wśród swoich znajomych uchodzę za osobę potwornie silną, zaradną, pracowitą, twardą. Jak zaczynam mówić, że tak nie jest to twierdzą, że żartuję sobie z nich, że przecież oni widzą jaka jestem i nie mam pieprzyć głupot.
                                        Jak często pozory mylą prawda?

                                        • Zamieszczone przez domolka
                                          Cześć, pierwszy post i w takim temacie… trudnym. Piszę tu, do Was, bo podejrzewam u siebie depresję w dość zaawansowanej postaci a szczególnie martwi mnie fakt, że uczestniczą w tym moje dzieci. Na różnych etapach życia pojawiały się u mnie objawy, które możnaby podpiąć pod depresję, ale zazwyczaj zwalałam bezsenność (zdarzają mi się kilkunastodniowe okresy bez snu), nerwowość i niechęć do wszystkiego na moje usposobienie, charakter, jak zwał, tak zwał… Po urodzeniu pierwszego dziecka czułam się bardzo źle, byłam nawet u psychiatry. Zapisał mi leki, których nigdy nie zażyłam (poczucie winy, że nie będę mogła karmić piersią, a przecież “tak trzeba”…). Potem jakoś to szło, raz lepiej, raz gorzej. Miewam okresy fantastycznego samopoczucia, kiedy to jestem najlepszą na świecie mamą, super żoną, w pracy mogę przenosić góry (zwykle wtedy nie mam potrzeby jedzenia, tracę po 10 kg w przeciągu miesiąca-dwóch, namiętnie uprawiam sport itp). Są okresy względnie dobrego samopoczucia (wykonuję wszystkie swoje obowiązki, całkiem dobrze daję sobie radę z ewentualnymi problemami). I są takie, jak teraz… właściwie takie coś przeżywam pierwszy raz w życiu. Pod pretekstem pracy zadekowałam się w nieużywanym przez nas jakoś konkretnie pokoiku. Leżę albo siedzę na łóżku i udaję przed mężem i dziećmi, że piszę pracę (od której notabene zależy moja zawodowa przyszłość). Właściwie od dwóch dni stąd nie wychodzę… tzn czasem muszę, bo dzieci domagają się uwagi, a tak strasznie mnie irytują, że ledwo się powstrzymuję, żeby im czegoś przykrego nie powiedzieć. Dziś u synka była koleżanka, usłyszałam, jak jej powiedział: mamie by się lepiej bez nas żyło, ona musi pracować, a my jej przeszkadzamy. i to bez jakiejś złości. Oboje widzą, że coś jest nie tak, bo to raczej nienormalne, żeby mama płakała, kiedy suszy dziecku włosy albo kiedy pyta, co chce jeść na kolację… Czuję się koszmarnie winna a przy tym nie mam siły ani fizycznej ani psychicznej, żeby to zmienić. Jak mam im wytłumaczyć, że ich kocham, ale jestem tak zmęczona, że nie mam siły im tego okazywać. No i czy ja rzeczywiście mam depresję, czy tylko się nad sobą użalam, zrzucając odpowiedzialność za swoje życie, dzieci, obowiązki na “chorobę”? Wiem, że pierwszym krokiem jest wizyta u lekarza, ale paraliżuje mnie choćby myśl o wyjściu z domu, nie mówiąc już o mówieniu tego wszystkiego komuś obcemu twarzą w twarz…
                                          Przepraszam, że tak długi ten post.

                                          Zamieszczone przez gacka
                                          Też dźwigam plecaczek załadowany w dzieciństwie. Ciężki jak cholera

                                          Alice Miller- Bunt ciała.
                                          Na początek.

                                          Zamieszczone przez gacka
                                          Ale jak odwrócić myślenie?

                                          Nie wiem. Ja musiałam sie zbuntowac- bo mnie zajeżdzali psych matka i brat. Musiałam sie bronic i ustalic priorytety- a jest nim MOJA rodzina.
                                          I MOJE dobre samopoczucie!!!!! ( do cholery)

                                          Zamieszczone przez Aneta.
                                          Ala, no ale chyba nie prosiłaś teraz tych ludzi o coś wyjątkowo nadzwyczajnego? o taką pomoc codzienną poprosiłaś, tak?

                                          no dla mnie to jednak dziwne, że nikt nie mógł

                                          No troche wysiłku to wymaga
                                          Bo nikt nie jest z Torunia.

                                          Znasz odpowiedź na pytanie: depresja

                                          Dodaj komentarz

                                          Angina u dwulatka

                                          Mój Synek ma 2 lata i 2 miesiące. Od miesiąca kaszlał i smarkał a od środy dostał gorączki (w okolicach +/- 39) W tym samym dniu zaczął gorączkować mąż –...

                                          Czytaj dalej →

                                          Mozarella w ciąży

                                          Dzisiaj naszła mnie ochota na mozarellę. I tu mam wątpliwości – czy w ciąży można jeść mozzarellę?? Na opakowaniu nie ma ani słowa na temat pasteryzacji.

                                          Czytaj dalej →

                                          Ile kosztuje żłobek?

                                          Dziewczyny! Ile płacicie miesięcznie za żłobek? Ponoć ma być dofinansowany z gminy, a nam przyszło zapłacić 292 zł bodajże. Nie wiem tylko czy to z rytmiką i innymi. Czy tylko...

                                          Czytaj dalej →

                                          Dziewczyny po cc – dreny

                                          Dziewczyny, czy któraś z Was miała zakładany dren w czasie cesarki? Zazwyczaj dreny zdejmują na drugi dzień i ma on na celu oczyszczenie rany. Proszę dajcie znać, jeśli któraś miała...

                                          Czytaj dalej →

                                          Meskie imie miedzynarodowe.

                                          Kochane mamuśki lub oczekujące. Poszukuję imienia dla chłopca zdecydowanie męskiego. Sama zastanawiam się nad Wiktorem albo Stefanem, ale mój mąż jest jeszcze niezdecydowany. Może coś poradzicie? Dodam, ze musi to...

                                          Czytaj dalej →

                                          Wielotorbielowatość nerek

                                          W 28 tygodniu ciąży zdiagnozowano u mojej córeczki wielotorbielowatość nerek – zespół Pottera II. Mój ginekolog skierował mnie do szpitala. W białostockim szpitalu po usg powiedziano mi, że muszę jechać...

                                          Czytaj dalej →

                                          Ruchome kolano

                                          Zgłaszam się do was z zapytaniem o tytułowe ruchome kolano. Brzmi groźnie i tak też wygląda. dzieciak ma 11 miesięcy i czasami jego kolano wyskakuje z orbity wygląda to troche...

                                          Czytaj dalej →
                                          Rodzice.pl - ciąża, poród, dziecko - poradnik dla Rodziców
                                          Logo
                                          Enable registration in settings - general