zastanawiam się
czy z tego można wyjść tak “raz na zawsze”?
nie pytam o siebie, bo wiem, że ja sama sobie winna jestem. jeśli już zaczynam leczenie, to przerywam od razu, kiedy jest lepiej, zamiast doprowadzić sprawę do końca.. człowiek uczy się na błędach, może i ja się nauczę..
ale interesuje mnie, czy można się z tego całkiem wyplątać, zupełnie wyleczyć? czy może jest inaczej – że jak ktoś już ma tendencje depresyjne, to zawsze musi liczyć się z tym, że TO może wrócić, nawet po pełnym leczeniu i dobrych jego efektach?
Strona 8 odpowiedzi na pytanie: depresja
jezuuu ja moze przestane pisac a tylko zaczne sie podpisywac pod Twoimi wypowiedziami. Niska samoocena to wynioslam z domu rodzinnego ehhhh
Witaj w klubie.
A tak serio – musisz wyjść z tego pokoju, musisz się zmotywować (słowa Twojego synka mocno mną wstrząsnęły) właśnie ze względu na dzieci. Poszukaj w necie, czy w mieście, w którym mieszkasz nie ma psychiatry, który ma wizyty domowe, zamów taką wizytę i zacznij działać. Naprawdę można żyć normalnie, można zobaczyć świat przez różowe okulary tylko musisz chcieć. Spróbuj już jutro, od zaraz, nie pozwól, by życie przeleciało Ci między palcami, nie rób tego swoim dzieciom. Proszę – postaraj się zrobić ten jeden krok. Najtrudniejszy, ale potem będzie już tylko lepiej.
Też dźwigam plecaczek załadowany w dzieciństwie. Ciężki jak cholera
Ale jak odwrócić myślenie?
Domolka znam ten stan doskonale i placz przy suszeniu wlosow takze. Do lekarza!
kiedyś strasznie kogoś potrzebowałam
ale…oczywiście czekałam aż się domyśli….
oczywiście ta osoba się nie domyśliła 😉
a ja już byłam w tak ciężkim stanie – frustracja, potężny lecz tłumiony gniew, dobra mina do złej gry która kosztowała mnie coraz więcej wysiłku…
że w końcu “wyrzygałam” tej osobie że ja jestem na każde jaj pierdnięcie i każdy grymas smutku a ona…..
nie trudno się domyślić że dziś mnie samej chce się rzygać na samo wspomnienie o tym….
masakra…
mam nadzieję że to mnie czegoś nauczyło….
U mnie wygladalo to tak, ze zaczelam plakac nie mogac wyjasnic lekarzowi o co chodzi… Bo bardzo trudno sie o tym co i jak czujemy opowiada… W koncu wydukalam, ze mnie wszystko przerasta, ze nie chce mi sie z lozka wstawac, zwiazek mi sie prawie rozpada i moje nic winne dziecko tez cierpi bo krzycze na nia bez powodu, ze nie widze w niczym sensu…
Lekarz zrozumial (troche w szoku byl bo znal mnie zawsze od tej mocnej- “zrobie wszystko sama poradze nsobie sama strony”).
Najgorsze jest to, że ja tę złość kieruję na najbliższych, którzy przecież ani nie są winni, ani nie mogę wymagać od nich, by mieli czarodziejską kulę i z niej czytali o co mi chodzi.
Ala, no ale chyba nie prosiłaś teraz tych ludzi o coś wyjątkowo nadzwyczajnego? o taką pomoc codzienną poprosiłaś, tak?
no dla mnie to jednak dziwne, że nikt nie mógł
JoannaM., IDŹ DO LEKARZA I USTAL DAWKĘ LUB ZMIEŃ LEK, zależy, co ci człowiek powie.
Nie słuchaj porad z forum NIEPROFESJONALISTÓW!!!
Nie będę tutaj pisać nawet (zgodnie z ideą, której się trzymam, żeby nie udzielać porad lekarskich nie będąc lekarzem), co mój mąż mówi o błędnych opiniach szpilki na temat leków.
wiesz, to chyba ma związek z tym, co organizm bardziej potrzebuje. czekolada ma coś w sobie (fenyloetyloamina? endogennna pochodna amfetaminy, neuroprzekaźnik zwany “hormonem miłości” – z wikipedii), co sprawia, że wiele osób czuje do niej nieprzepartą chęć.
u Ciebie widać fizyczne oznaki.
to, co opisujesz bardzo pasuje do niedocukrzenia. spróbuj kupić w aptece płynną glukozę (sprzedawana w saszetkach) – myślę, że podziała najszybciej.
a tak z cukrzycowej ciekawości, to nosiłabym glukometr w torebce i sprawdziła poziom glukozy w takim momencie. objawy niedocukrzenia można odczuwać przy poziomie 50-60 mg/dl.
Oj ciezki…
I tak dlugo dawalam rade. Wszyscy znajomi zawsze mnie uwazali za bardzo silna osobowosc ( taki pancerzyk sobie wytworzylam precyzyjnie kiedys ale chyba pekl )
Dziękuję za odpowiedź. Siedzę w tej mojej dziupli i staram jakoś sobie poukładać to wszystko w głowie, tylko że nie chce współpracować… Jak to się zaczęło to myślałam, że dam radę sama ogarnąć, ale ten stan wszedł w tak beznadziejną fazę, że zaczęłam szukać jakichś informacji. Inna rzecz, że bardzo się wstydzę, boję się reakcji bliskich i że już zawsze będę “napiętnowana” – tym bardziej, że rodzina najprawdopodobniej uzna to za moje fanaberie.
Jak się mocno zastanowię to też kilka takich sytuacji przeżyłam. Czekałam, myślałam, wręcz byłam pewna, że widać przecież, że ja pomocy potrzebuję, a tu nic.
Wyhodowałam sobie frustrację, którą później wylałam jak wiadro pomyj – niefajnie było.
Powoli chcę nauczyć się mówić o tym, co mam w głowie, wywalać z siebie wszystko od razu, by nie kumulować emocji. Jeszcze średnio mi to wychodzi.
Kallarepko, nie krzycz ;).
Tu nie chodzi o porady a wsparcie i zrozumienie. Jestem osoba dorosla i poczytalna wiec napewno do lekarza zawitam :). Jednakze dziekuje za troske.
Czasem trzeba przez cos przejsc i tego doswiadczyc aby zrozumiec.
no ja się spowiadałam i płakałam siarczyście w chusteczki
wypłynęło wtedy dużo spraw
i lekarz zasugerował terapię grupową mi wtedy, niestety też olałam
No to teraz mnie nakręciłaś Nie mam co prawda glukometru, ale może pora go zakupić? Czy taki spadek cukru występuje tylko w cukrzycy?
Dasz rade :). Nie musisz wszystkim obwieszczac do jakich lekarzy chodzisz i jakie leki bierzesz. Zobacz ile nas tu jest :).
To ja się teraz pod Tobą podpiszę. Wśród swoich znajomych uchodzę za osobę potwornie silną, zaradną, pracowitą, twardą. Jak zaczynam mówić, że tak nie jest to twierdzą, że żartuję sobie z nich, że przecież oni widzą jaka jestem i nie mam pieprzyć głupot.
Jak często pozory mylą prawda?
Alice Miller- Bunt ciała.
Na początek.
Nie wiem. Ja musiałam sie zbuntowac- bo mnie zajeżdzali psych matka i brat. Musiałam sie bronic i ustalic priorytety- a jest nim MOJA rodzina.
I MOJE dobre samopoczucie!!!!! ( do cholery)
No troche wysiłku to wymaga
Bo nikt nie jest z Torunia.
Znasz odpowiedź na pytanie: depresja