I oto znowu Święta. Tylko tym razem nie tak pełne nadziei, jak te przed rokiem. Wtedy wydawało mi się, że za rok będzie już na świecie mały człowiek, mały ktoś, owoc miłości… a jeśli go nie będzie na świecie, to będzie już rósł pod moim sercem… tymczasem nic takiego się nie wydarzyło.
Nieprawda, mówi Mój. Mówi – przeszłaś tyle badań, wiesz już co jest nie tak, wiesz już tak wiele o wszystkim co związane z tematem starań… Ma rację. I co ja bym bez niego zrobiła? Jego obecność obok mnie daje mi w tych ciężkich chwilach siłę, żeby otrzeć łzy żalu i złości, zacisnąć zęby, w końcu uśmiechnąć się i iść dalej. Bo gdzieś na końcu tej drogi czeka na nas to upragnione szczęście, to uzupełnienie nas dwojga, to ostateczne połączenie dwóch naszych istnień…
Teraz nie jest tak źle… nie wariuję tak strasznie jak jeszcze kilka miesięcy temu… wiem już, że moje problemy mają źródło we mnie samej, że za bardzo się napędzam we wszystkim co robię w życiu. To już tak bardzo dużo, taka świadomość. Czuję się trochę jak Wielki Filozof, kiedy zdał sobie sprawę, że… wie, że nic nie wie. Wiem, że wszystko bierze się z głowy. Nie wiem jeszcze, co z tym dalej zrobić, ale w końcu coś wymyślę. W końcu nastąpić musi jakiś przełom. W końcu osiągnę spokój. Teraz już wiem, że to jest niezbędne. I wiem, że moja upragniona kropelka chciała, żebym zdała sobie z tego sprawę. Że chce mieć spokojną, pogodną, szczęśliwą mamę.
A jak taka się stanę tam, głęboko w sercu, wtedy Ona przyjdzie do mnie.
PZB
[Zobacz stronę]
6 odpowiedzi na pytanie: długa droga do szczęścia
Re: długa droga do szczęścia
bardzo ladne i madre mysli.trzymam kciuki by ten roczek nadchodzacy byl dla nas laskawy
wiesiolek.HormeelS.witB.E
Re: długa droga do szczęścia
No tak. I to tyle jeśli chodzi o spokój
Dziś jest bodajże 130 dzień mojego słoniowego cyklu. Mam wrażenie (nie wiem, bo nieregularnie mierzyłam temperaturkę) że jakiś tydzień temu miałam owulację – miałam płodny śluz, który potem – wysechł. A wcześniej gin stwierdził, że pęcherzyki drgnęły. Od kilku dni nie wytrzymuję z własnymi piersiami!!! Szału dostaję. Stanik-Twój-Wróg. No i teraz jest najgorszy możliwy moment. Ewentualnie 7 dni po owulacji. A więc jedno z dwojga – zbliża się okres albo Potomek daje znać o sobie. Najgorsze jest to, że nie mam jak dowiedzieć się, co jest grane – usg nic nie wykaże, testy ciążowe też. Pracy mam dużo, ale te piersi są tak bardzo nie do zniesienia, że mimo braku czasu na cokolwiek nie dają o sobie zapomnieć po prostu. Brzuch też pobolewa. Nie chcę się napędzać, nie chcę sobie wymyślać objawów… ale NAPRAWDĘ TO CZUJĘ i chyba zwariuję niedługo. Może w piątek pójdę do ginekologa? Dowiem się, co tam (na dole) słychać.
a kiedy przyjdziesz do mnie
fasolinko moja
zostań z nami
na zawsze
PZB
[Zobacz stronę]
Re: długa droga do szczęścia
Minęło kilka dni… temperaturka wzrosła obiecująco i znowu spadła brzucho boli miesiączkowo, piersi co i raz dają znać o sobie… chodzę głodna ale na nic nie mam ochoty… wczoraj wygłodniała jak wilk wpadłam na stołówkę… a tam jak mnie nie zemdli na te wszystkie zapachy… chciałabym już wiedzieć, co jest grane. Jutro zrobię test… w poniedziałek idę do gina… czuję się inaczej niż zwykle, co do tego nie mam wątpliwości. Brzuch boli właściwie od tygodnia, ale inaczej niż miesiąc temu, kiedy gin powiedział, że pęcherzyki drgnęły. No i te cyrki z piersiami. Serce mi szwankuje mimo tych wszystkich leków, które biorę. Spać nie mogę w nocy. Ech.
Najzabawniejsza jest radość, jaką budzi temperaturka, która wzrosła – mimo iż to tylko pojedynczy wzrost. A jak raz spadnie – totalna załamka.
Obejrzałam dziś całe mnóstwo wykresów na FF… na dwoje babka wróżyła. Słoniowa-małpa-gigant się zbliża lub… fasolinka tak bardzo chciałabym już to wiedzieć!!!
PZB
[Zobacz stronę]
Re: długa droga do szczęścia
Powracam do punktu wyjścia. Tylko spokój coś tu może pomóc.
Ostatecznie dostałam Proverę na wywołanie miesiączki. Właśnie na nią czekam. Potem – pierwszy raz CLO. Cały czas zastanawiam się, gdzie sobie napisać, że:
TEN PIERWSZY MIESIĄC Z CLO TO TYLKO EKSPERYMENT I NIE MA SZANSY NA ZAFASOLENIE
mam dość wariowania. znowu mam dość. sinusoida moich nastrojów mnie dobija.
a razem z clo pojadę na narty. może to odwróci moją uwagę od starań?
PZB
[Zobacz stronę]
Re: długa droga do szczęścia
Wielkie szczęście – miesiączka po STU PIĘĆDZIESIĘCIU dniach 😮
Nie sądziłam, że tak mnie ucieszy możliwość zakupienia podpasek
Szpikuję się całymi garściami różnych leków (castagnus, wiesiołek, folik, magnez, bromergon – a od jutra clo brr…) no ale mam nadzieję, że to coś da. Najbardziej boję się, że znowu zacznę się napędzać, chciałabym napisać sobie gdzieś – tak żeby ciągle mieć to przed nosem –
TO TYLKO EKSPERYMENT
NIE ZACHODZI SIĘ W CIĄŻĘ W PIERWSZYM CYKLU Z CLO
niech będzie już koniec marca…
PZB
[Zobacz stronę]
Re: długa droga do szczęścia
… a jednak zachodzi się w ciążę w pierwszym cyklu brania clo…
… Ale zdarza się że jest to ciąża pozamaciczna…
…i kończy się laparoskopią…
o tym wszystkim piszę w swoim blogu, na te pamiętniki rzadko już zaglądam
[Zobacz stronę]
Znasz odpowiedź na pytanie: długa droga do szczęścia