Nie jestem zwolenniczką podważania każdej dezyzji lekarskiej, ale dzisiaj po wyzycie u pediatry (przed szczepieniem) zmieniłam nieco zdanie. W mojej przychodni są 2 babeczki – pediatrzy.
mimo wybranej na lekarza rodzinnego jednej z nich, zawsze jestem kierowana do tej, która:
– aktualnie ma czas
– jest w ogóle
Z obiema ciężko się dogadać. Dzisiaj z wynotowanymi pytaniami (żeby o czymś nie zapomnieć) trafiłam po raz kolejny na tę “nie moją”. Mój mały ma najprawdopodobniej alergię pokarmową na białko mleka krowiego (piszę najprawdopodobniej, bo wiem o tym tylko na podstawie moich obserwacji), tzn. boli go brzuszek i robi zielone kupki jak zjem coś mlecznego, dlatego od ok. 1,5 miesiąca mam te produkty wyeliminowane z diety i jest poprawa. Ostatnio zrobiłam prowokację i mały znów cierpiał, więc nabiał w dalszym ciągu odpada. Chciałam uzyskać jakieś wskazówki co do ewentualnego dokarmiania sztucznym mlekiem, bo wracam do pracy w poniedziałek i może się zdarzyć (może, ale nie musi), że będzie takowe potrzebne. A lekarka mówi do mnie, że przecież powinnam jeść nabiał (bo wapń itp) i przecież jak zjem plasterek żółtego sera, albo mały jogurcik, to dziecku na pewno nic się nie stanie. Nie wierzyłam własnym uszom… Tak się składa, że to żółty ser był produktem, który zwrócił moją uwagę, kiedy małemu dokuczał brzuszek. Ona chyba uznała, że ja przesadzam! I w ogóle nie zainteresował ją temat, o nic nie pytała, nawet nie próbowała stawiać jakiejś diagnozy…
Druga sprawa: powiedziała, że skoro tak twierdzę (!!!) to mam kupić dziecku mleko HA. A z tego co wyczytałam, to jest to mleko stosowane w profilaktyce, a nie w stwierdzonej już alergii… No cóż, ona jej nie stwierdziła…
Trzecia sprawa: stwierdziła, że skoro chcę już rozszerzać dziecku dietę, to mam sobie poczytać ulotki jak to się robi, po czym zaczęła mi wyciągać jakies foldery…
Czwarta sprawa: pytam, jakie leki przeciw przeziębieniu (z tych powszechnych i dostępnych bez recepty) mogę stosować bez szkody dla dziecka, gdyby mi się zdarzyło zachorować. A ona mi na to, że przecież zawsze mogę zjeść czosnek, a poza tym skoro jestem taka chorowita to mogę się zaszczepić przeciw grypie, 35 zł. szczepionka u nich… Ciśnienie skoczyło mi chyba do 200. Szczepionkę to ja mam w pracy za darmo, a czosnek to niech ona sama sobie je i potem karmi dziecko.
Przez całą wizytę czułam, że stara się jak najszybciej mnie pozbyć. Zero konkretnych wskazówek, zero zainteresowania i jeszcze te głupoty o jedzeniu nabiału, kiedy ja widzę, że moje dziecko ma jakąś alergię. Zero pomocy po prostu.
Zmieniam lekarza, to już postanowione. Ba! zmieniam przychodnię. Powiedzcie, czy to jest zdrowe podejście pediatry? Ja chyba nie przesadzam? Jak mam konsultować coś z lekarzem, który nie jest ani kompetentny ani zainteresowany?
Jeszcze jak teraz o tym piszę, to mnie nerwy szarpią.
Pozdrawiam
6 odpowiedzi na pytanie: i jak tu nie poprawiać lekarza?
Re: i jak tu nie poprawiać lekarza?
NIe dziwię Ci się.
U mojej Oli pediatra po raz 7 w tym roku stwierdziła anginę ropną i dała 7 antybiotyk. POszłam do laryngologa (prywatnie) i ten stwierdził, że na 100% żadnej anginy nie było i nie ma (tym razem przynajmniej) i mam odstawić antybiotyk.
Po tygodniu poszłam pokazać się pediatrze, a ona po zbadaniu : no widzisz Olciu, Ciebie niestety trzeba truć (czyli antybiotyk dowalić) żeby pomogło.
Nie wtajemniczałam, że antybiotyku nie podawałam (tzn dałam 2 dni). Teraz zaufam laryngologowi. Mam nadzieję ze będzie bardziej skuteczny. On nas próbuje przynajmniej chronić, uodparniać.
Także w 100% Ciebie rozumiem. Też by mnie wkurzyła taka postawa lekarki. A nic jej nie powiedziałaś? Nie skomentowałaś?
Jeśli możesz to jasne, że zmień pediatrę.
Re: i jak tu nie poprawiać lekarza?
Ja też się nie dziwię, że masz zszargane nerwy. Ja bym na biegu zmieniła lekarza, bo po co lekarz, który w żaden sposób nie potrafi człowiekowi pomóc.
Z alergią masz jak najbardziej rację – nawet plasterek serka dla dziecka uczulonego na białko krowie to nic innego, jak trucizna. Jeśli widzisz, że faktycznie nabiał szkodzi, to jak będziesz przechodzić na sztuczne mleko, Mały powinien dostawać np. Nutramigen, który jest preparatem właśnie dla takich dzieci. Lekarz ma obowiązek przepisać Ci go nawet tylko na bazie Twoich własnych obserwacji. Oczywiście można go kupić w aptece bez recepty, ale po co, skoro na receptę będziesz mieć go o połowę taniej.
Michaś 09.05.04
Re: i jak tu nie poprawiać lekarza?
Oj kochana, świetnie Cie rozumiem, miałam niemal identyczną sytuację i też rozglądam się nad nowym lekarzem, tylko boje się żeby nie był jeszcze gorszy.Wogóle to już od jakiegoś czasu przedstałam ufać lekarzom, wolę leczyć Tymcia z pomocą forumowych koleżanek. Bo to właśnie dzięki Forum najwięcej się dowiaduję, niż dzięki lekarce, która jak mnie przyjmuję to mam wrażenie jakby to robiła z wielką łaską. Niestety to już wina systemu i inny temat…
Basia i Tymonek 19.04.06
Re: i jak tu nie poprawiać lekarza?
jak ja sie ciesze ze trafiłam na super pediatre (szkoda tylko ze na super gina nigdy nie trafilam :() ja bym zmienila pediatre natychmiast 🙁 takie farmazony gadać szok 🙁 w mojej przychodni na oczatku byłam bardzo zadowolona z opieki ale niestety super pediatr aodeszla i azda inna juz jest okropna wiec teraz chodze do super pediatry tam gdzie mam pakiet medycny firmowy 🙂 tylko na szczepienia chodze do moje przychodni i to uwazam za czesto 🙁 najlepiej trafic a takiego lekarza ktoremu moza zaufac 🙂
Matasiak i Weronika 30.07.05
Re: i jak tu nie poprawiać lekarza?
Oj, ja też się ostatnio zraziłam do lekarzy…
Marcelek miał zapalenie oskrzeli. Gorączka ustąpiła, a po dwóch dniach poprawy pojawiła się znowu. Lekarka stwierdziła, że to infekcja. A dziecko półprzytomne, ciągle śpi itp. Po kilku dniach na kontroli coś ją jednak zainteresowało i dała skierowanie do szpitala, żeby zrobić rentgen. No i wyszło, że to zapalenie płuc (jak gorączka wraca, to nawet mi się takie podejrzenie nasuwa, ale lekarzowi, jak widać nie). Ale lekarka w szpitalu nie okazała się dużo lepsza, bo mówi, że ona nie wie, czy to początek choroby, czy koniec (poniekąd zrozumiałę) i że to ja (!) mam zdecydować, czy trzeba go zostawić w szpitalu, czy nie. NAwet nei zasugerowała, jak powinniśmy postąpić!
A kolei sama poszłąm do internisty, bo od prawie 2 tygodni miałam gorączkę i do tego zapalenie zatok. Lekarka mi przepisałą jakieś prochy i kazała przemyśleć, czy chcę to brać, czy nie :-)))) Powiedziała, że jak mi jeszcze jakiś czas nie przejdzie, to żebym zaczęła brać antybiotyk (ale to znowu ja mam zdecydować!). I jeszcze, że nie proponuje mi zwolnienia, bo jej się formularze skońćzyły :-)))))))))
Widać, z lekarzami tak już po prostu jest w dzisiejszych czasach…
Kra+Wiktorek(2l 10m)+Marcelek(14m)
Re: i jak tu nie poprawiać lekarza?
niestety wiekszosc lekarzy panstwowych przychodni ot konowaly, albo jak sa nawet specjalistami to olewaja, chyba ze na prywatnej wizycie, przykro mi o tym mowic i nie chce obrazic nikogo kto taki nie jest ale byla z Szymonem w 4 przychodniach i zawsze tak bylo
kazdy lekarz moze sie pomyslic, medycyna to nie matematyka (a nawt t tej sa rozne odchylenia od normy:)) ale niechlujnego podejscia do pacjenta, niesluchania co sie do nich mowi i ogolnego znudzenia ze znow przeszedl pacjent nie moge zniesc
Znasz odpowiedź na pytanie: i jak tu nie poprawiać lekarza?