No to czas na moje opowieści. Jak może pamietacie mój doktor stwierdził,że ze względu na stare łożysko poród trzeba nieco przyspieszyć i dlatego w pon. 24.02. położyłam sie na oddziale. Po rannym badaniu, które wykazało 60% skrócenie szyjki zaordynowano mi 3 zastrzyki przyspieszajace dojrzewanie szyjki. Po pierwszych dwóch czulam sie świetnie, po wieczornym zaczęły sie skurcze, miernie bolesne i raczej nieregularne. Kolejnego dnia rano odszedł mi czop śluzowy. Badanie wykazało postep w skracaniu szyjki i doktor powiedział,że do kolejnego dnia rano urodzę. Zupełnie mu nie uwierzyłam, bo moje skurcze sie zdecydowanie rozrzedziły i stały zupełnie niebolesne. Niemniej wieczorem po kolejnym badaniu lekarz stwierdził,że szyjka jest już całkowicie zgładzona, ale że z dalszą prowokacja wstrzymamy sie do rana. Noc przespałam jak suseł, ani jednego skurczu. O 7.00 rano wyprawili mnie na porodówkę. Mówiłam jeszcze koleżance z sali,że niepotrzebnie każą mi się pakować i brać wszystkie rzeczy, bo nic nie czuje i pewnie zaraz tu wrócę. Na porodówce powitała mnie polożna, zbadała, zrobiła lewatywę i podlączyła do ktg. Potem podłaczyła mi oksytocynę. Po pięciu minutach poczułam bolesne napiecie dołem brzucha, początkowo ciągłe, potem nadchodzące falami co ok 5 min. Wszystko jednak miernie bolesne. Połozna spytała gdzie mój mąż i czemu po niego nie dzwonię, na co ja,że w pracy i że przyjedzie ok 14.00, bo ten poród to przecież jakieś 10 godzin potrwa. Co do przewidywanego czasu trwania porodu to położna chyba sie ze mną zgadzała, niemniej stwierdziła,że towarzystwo męża to w zasadzie jest mi teraz potrzebne, bo przy porodzie to juz mi będzie wszystko obojętne ( wcale sie nie myliła). Po kolejnym badaniu stwierdziła,że mam niepodatne ujście i brzuch “po uszy” i że w tym brzuchu jest tak ciasno,że macica w ogóle nie ma warunków by sie kurczyć. Troche mnie to podłamało ale ona w trakcie badania przerwała pęcherz płodowy, odpłynęły wody, w brzuchu zrobiło sie miejsce, położna była zadowolona a ja za chwile odczułam nastepstwa—pojawiły sie już bardzo bolene skurcze,częste–co 2 min i długie- 1- minutowe. Natychmiast zadzwoniłam po męża przekazując mu jednak,żeby zupełnie sie nie spieszył, dokończył swoje obowiazki w pracy i dopiero przyjechał. Na całe szczęście koleżanka męża z pracy, która przekazywała mu wiadomości ode mnie wykazała sie jakimś szóstym zmysłem i nie słuchając mojego bredzenia,że pewnie będę rodzić do wieczora kazała mu jechać do mnie natychmiast ( i całe szczęście inaczej by nie dojechał) Moje skurcze dawały mi coraz bardziej w kość, skakałam na piłce- to naprawdę rewelacja- a w przerwach traciłam totalnie kontakt z rzeczywistościa. Wiem jeszcze,że mąż dojechał,że siedział przy mnie, a potem,że wgramoliłam sie do kolejnego badania na łóżko porodowe, że stwierdzono rozwarcie na 3 palce, a potem w zasadzie niewiele już nie pamietam.Wiem,że dostałam dolargan, że jeszcze byłam badana,że mój doktor zagladał do mnie, a potem nagle poczułam parcie i pamietam swoje przerażenie,że nie mogę go opanować a przecież mam dopiero 3 palce rozwarcia. Tymczasem położna pozwoliła mi pomału “popierać”- ku mojemu zdumieniu zresztą, przyszedł mój lekarz, wezwał pediatrów, złamali łóżko i kazali przeć….. Nie szło mi to chyba najlepiej ale za żadne skarby nie potrafiłam tego robić lepiej. Miałam wrażenie,że rodzę nie pochwą a odbytem i że ten odbyt mi sie chyba zaraz rozerwie na strzępy. Oczywiście zapominałam zamykać oczy i w pewnym momencie zobaczyłam jak doktor nacina mi krocze ( panicznie sie wcześniej tego bałam a teraz było mi to totalnie obojętne i zupełnie nie bolało). Na trzecim partym to okropne rozpieranie ustało- to urodziła sie główka, a potem poczułam jakby jakaś galaretka sie ze mnie wyłała- to była reszta dzieciątka. Dostałam małą na brzuch, bez żadnego dodatkowego parcia urodziłam łożysko, Tata odciął pępowinę i poszedł z małą do pediatrów. Za chwilkę pani neonatolog przyszła powiedzieć mi,że mala ma 10 pkt, waży 3650, mierzy 57 cm i jest zdrowiutka. A potem tata z maleństwem czekali w pokoiku obok a ja niecierpliwiłam sie w czasie szycia– nie bolało, czułam troche kłucia i ciągnięcia–ale strasznie mi sie dłużyło. I wreszcie koniec…. Spędzilismy w trójke kolejne 2 godziny ( które wydawalo mi sie,że trwają tylko 5 minut) i zabrali nas na oddział położniczy. Tak więc wszystko potoczyło sie nadzwyczaj szybko–oxytocynę dostałam ok 8.00 a urodziłam o 11.20. Opieka jaką zostałyśmy potem otoczone była wspaniała. W czwartej dobie wróciłyśmy do domu i teraz każdego kolejnego dnia nadal uczymy sie siebie a mama z każdym dniem jest coraz bardziej zakochana w swojej kruszynce….
Izolda i Agatka (26.02.03)
5 odpowiedzi na pytanie: Jak wykluła sie Agatka
Re: Jak wykluła sie Agatka
Ten opis to miód na moje serce!!! Dziękuję!!!
Gratuluję córeczki!!! Cieszę się, że jesteście już w domku!!!
Ja już się nie mogę doczekać kiedy zamiast obejmowania oburącz swojego brzucha, będę mogła przytulić mojego zaczarowanego syneczka i… podziękować za to że jest…
Pozdrawiam
GOHA i Dareczek
14. 04. 2003
Re: Jak wykluła sie Agatka
ojeeej…. Ale ladnie…..:-)) gratuluje!!!
gucia i mala kwietniowa dziewczynka (26.04) :-)))
Re: Jak wykluła sie Agatka
Jakie to piękne!!!!!!!!
Wszystkiego naj, naj, najj!!!!!!!
CCCElinka + Kacperek 41 tydz.
Re: Jak wykluła sie Agatka
to cudownie ze agatka juz z wami 🙂
wielkie gratulacje i zyczenia wszystkiego naj naj naj…
kiuiczyca – matka z jasiem u boku
Re: Jak wykluła sie Agatka
Izoldo!! Jak czytałam twój post o porodzie to miałam wrażenie jakby to był mój post przezemnie napisany. Miałam dokładnie takie same odczucia związane z porodem ( miałam wrażenie jakbym rodziła odbytem hihi) i wszystko odbywało się tak samo jak to opisałaś. Nic dodać nic ująć. Pozdrawiam cieplutko.
Termin 18-08-2003
Znasz odpowiedź na pytanie: Jak wykluła sie Agatka