Mikołaj – trudna droga na świat

poród nr 2 – cięcie cesarskie
narodzony Mikołaj, 34t4d ciąży, waga 2500g, 49cm, 10 Apgar

07.05.09
przyjeżdżam do Poznania do rodziców bo dnia następnego mam się zgłosić na kontrolne badania do szpitala (jednodniowe), upieram się dotrzeć tu pociągiem, kupuję bilet powrotny bo to przecież 32 tydzień ciąży i wszystko jest idealnie a te badania to taki mój comiesięczny rytuał 🙂
08.05.09
jestem w szpitalu, mam robione badania: najpierw krew, potem badanie ginekologiczne (panią doktor niepokoi mój twardy brzuch zleca więc ktg),usg i na końcu ktg. Patrzę na zegarek i przestępuję z nogi na nogę bo strasznie wolno to wszystko idzie i jak tak dalej będzie to spóźnię się na pociąg powrotny. Zapis ktg zadziwia: regularne, dość mocne skurcze. Przychodzi lekarz i mówi, że zostaję na oddziale na kilka dni i wyciszają skurcze. Dostaję fenoterol w kroplówce. Serce zaczyna walić, ręce wpadają w trzęsawkę. Kroplówka leci 12 godzin. Cieszę się, że już końcówka a tu ciach – jeszcze dwie kolejne przede mną. Ktg pokazuje cały czas skurcze.
11.05.09
skurcze się ładnie wyciszyły ale i tak dostaję fenoterol w tabletkach. Mam nadzieję, że wyjdę do domu ale okazuje się, że wyniki krwi są kiepskie: podwyższone d-dimery – muszą zwiększyć dawkę heparyny (kłuję się nią w brzuch aż od dnia owulacji!).
14.05.09
d-dimery rosną dalej! dostaję profilaktycznie celseston na rozwój płucek u maluszka jakby trzeba było go wydobywać. Nie myślę w ogóle o tym, że to ostatnie dni ciąży. Kombinuję kiedy wyjdę, tęsknię za mężem i starszakiem. I nic nie mam w domu dla maleństwa bo zostawiłam wszystko na ostatni miesiąc. Skurczy brak.
15.05.09
czuję się fatalnie, poliki zalała mi purpura (to skutek uboczny celestonu), zapis ktg wskazuje zawężenie akcji serca u płodu, nie czuję żadnych ruchów, wpadam w panikę ale mnie uspokajają, że to po celestonie. Mimo tego proszę o usg. Całe szczęście dzidziuś ma się całkiem nieźle. Uff… kamień z serca.
18.05.09
d-dimery spadają! ech…czuję się super, mogłąbym góry przenosić, już zaczynam pakować torbę żeby wyjść ze szpitala, przychodzi ranny obchód, pytam czy dzisiaj wychodzę a profesor prawie krzyczy: “dziecko – Ty z dzieckiem w brzuchu stąd nie wyjdziesz!”… uuuu… Aż mi się nogi ugięły: dlaczego??? złe wyniki mojej krwi, robimy przepływy doplerowskie u maluszka.
19.05.09
codziennie mam przepływy i co chwilka ktg, kilka razy wystąpiło zawężenie akcji serca, poza tym po ktg ok, wg usg dziecko ma 2500gram (cieszę się, że jakby co to jest całkiem duże), codziennie przychodzi do mnie lekarz stażysta – nie znałąm go wcześniej a on przynosi kawę (sobie), siada obok mojego łóżka i gada. Bardzo sympatyczny chłopak. Gdyby nie fakt, że w ciąży jestem i to z całkiem sporym brzuszkiem to pomyślałabym, że mnie podrywa 😉 Świetnie podtrzymuje mnie na duchu… Acha przepływy? Na granicy normy 🙁
20.05.09
kolejne przepływy – lecą w dół 🙁 Zbiera się konsylium lekarskie, zapraszają mnie na to zebranie, dostaję krzesło, siadam i słucham. Prof mówi: “krew kiepska, przepływy lecą, ma Pani trzy wyjścia i musi Pani jedno wybrać: pierwsze – nie robić nic i czekać do terminu, stale pod ktg (ale i tak raczej nie wychwycimy ewentualnego niedotlenienia czy nawet śmierci bo w nocy nikt nie będzie non stop wpatrywał się w aparaturę) i codziennie Dopler (jak się pogorszy to nagłą cesarka), drugie wyjście – planowa cesarka następnego dnia i dalej niech się martwią pediatrzy!!!, trzecie wyjście – nie robię nic i wychodzę na własną odpowiedzialność i co będzie to będzie. Czuję jak robi mi się słabo… Wybieram oczywiście wyjście nr 2. Dzwonię do męża żeby nazajutrz przyjeżdżał, brał wolne, kombinował opiekę dla starszaka. Mąż w szoku… Położne utwierdzają mnie w przekonaniu, że to dobra decyzja a ja cierpię – tak się boję o maleństwo, jak ono sobie poradzi takie siłą wydarte z mojego brzucha… Wieczorem przychodzi anestezjolog i opowiada o znieczuleniu. Podpisuję ankietę. Mam być pierwsza do planowanej cesarki.
Noc – Głaszczę mój brzuch i ryczę… mały się wierci, kopie… delektuję się tym uczuciem. Cały czas nie wiem czy to była dobra decyzja:( Nie mogę spać…
21.05.09
o 8 przychodzi mąż, położne każą mi przebrać się w przykrótką koszulkę i czepek na głowę, mąż mnie przytula… czekamy w milczeniu. Mija godzina, dwie, trzy i nic!!! Cały czas czekamy. Mąż pstryka mi ostatnie zdjęcia z brzuchem (wkleję przy okazji). O godzinie 15.00 dwie położne zmieniają pościel na sąsiednim łóżku, z wypranej poszewki wypada maleńki kaftanik dla noworodka, mówię, że to znak… i rzeczywiście – dzwonią z operacyjnej że sala wolna i kolej na mnie. Dostaję kaftanik na szczęście 🙂 Jedziemy na porodówkę. Tam standardowe odpytywanie. Po tej całej papierologii każą mi usiąść pod salą operacyjną i czekać. Siedzę więc na plastikowym krzesełku w tej za krótkiej koszulce, mąż trzyma kroplówkę żeby była wyżej ode mnie bo krew się cofa, zdenerwowani tatusiowie chodzą obok mnie czekając na narodziny swoich pociech w salach porodów naturalnych a mi nic już nie przeszkadza – głaszczę brzuch, maleństwo ma czkawkę, brzuch rytmicznie podskakuje, mówię mu w myślach że się niedługo zobaczymy, że ma być dzielne i silne. Wreszcie proszą mnie na salę operacyjną. Zabieram swoją kroplówkę (!) i wchodzę. Anestezjolog każe mi usiąść na brzegu łóżka, pod nogi podsuwają krzesełko, wyginam się w łuk z brzuchem między nogami, czuję delikatne uszczypnięcie na plecach i szybko każą mi położyć się na łóżku. Jest mnóstwo ludzi. Szykują narzędzia, stukają nimi, ktoś mi dezynfekuje brzuch. Wchodzą studenci ale nic sobie z tego nie robię. Cały czas rozmawiam w myślach z moim synkiem. Boję się o niego. Lekarz bierze nóż – ja w delikatną panikę – przecież jeszcze czuję jak mi rozcierają środek odkażający na skórze! Ale lekarz uspokaja, że cięcia czuć nie będę. I rzeczywiście nie czuję. Natomiast czuję szarpanie, lekarze (jest ich dwóch przy operacji) pocą się żeby wyciągnąć dziecko. Dość długo to trwa i po 30 minutach JEST!!! Nie widzę synka ale słyszę jego płacz. Jeszcze milczę. Czekam aż powiedzą mi czy wszystko jest dobrze. Podchodzi neonantolog i mówi: “ma pani zdrowego synka, 10 Apgar!” i daje mi ucałować kawałek buziuni bo reszta jest ukryta pod czapeczką. Wtedy nerwy puszczają, łzy ciekną mi po polikach. Boże – DZIĘKUJĘ!!! Po 30 minutach od cesarki przychodzi jednak ta sama pani i mówi, że mały zaczął mieć kłopoty z oddychaniem i trafił na intensywną terapię. Mąż pędzi do niego. Ja dostaję jakiś środek usypiający i odpływam. Gdy się budzę mąż jest przy mnie i mnie uspokaja.
22.05.09
O 6 rano przychodzi położna i każe mi iść pod prysznic. Biorę cewnik w łapę i rycząc z bólu się kąpię. Ale wszystko zniosę dla mojego synka. Tak bardzo chcę go zobaczyć! Mąż wiezie mnie na oddział intensywnej terapii. Patrzę na moje szczęście w inkubatorze i ryczę. Witam cię mój skarbie… Mam wyrzuty sumienia, że przeze mnie tu trafił…:( Ale pielęgniarki mówią mi, że Miki jest silnym fajnym chłopcem i wszystko będzie dobrze. Resztkami sił śpiewam maleństwu przez łzy kołysankę, którą całą ciążę nuciłam starszemu mając pewność, że Miki skojarzy ją ze mną…
27.05.09
po tych kilku dniach nerwów i łez dzień największego szczęścia – zabieram synka do domu!!! Nikt nie może się nadziwić, że tak szybko sobie z wszystkim poradził a ja odpycham od siebie wyrzuty sumienia… czy miałam inne wyjście jak nie poddać się cesarce?

Dziś Mikołaj ma już 2,5 miesiąca, 5200 gram i jest zupełnie zdrowy (a przebadany od stóp do głów).
Dziękuję Bogu, że wszystko skończyło się dobrze.

12 odpowiedzi na pytanie: Mikołaj – trudna droga na świat

  1. Ale szybko wstawiłaś kolejny opis, rzeczywiście trudną drogę na ten świat przebył Twój Mikołajek !!!! Nie ma wątpliwości, że dobrze wybrałaś, wybierając ” wyjście nr 2″ tym bardziej teraz jak patrzysz na Mikołajka. Fajnie to wszystko ujęłaś !!!!

    • Ania – ale te Twoje chłopaki do siebie podobni!
      Przystojniacy, gratuluję! 🙂

      • bardzo bardzo to wzruszające

        i znowu ciesze sie jak głupia że Twój synuś cały i zdrowy jest z Wami

        • No jak by mogło być inaczej – zryczałam się jak smok

          Zdrówka dla Mikusia, starszego Braciszka i ich dzielnej Mamy

          • Piękny opis!
            Zryczałam sę…

            • tak nie do końca miałam w zamiarze żebyście ryczały 🙂
              dzięki, że wytrwałyście do końca bo coś długi ten opis mi wyszedł…
              ale z drugiej strony jak krótko opisać poród?

              • Zamieszczone przez MagdaMal
                Mąż wiezie mnie na oddział intensywnej terapii.

                Szczęściara, ja musiałam piechotą iść

                Zamieszczone przez MagdaMal
                a ja odpycham od siebie wyrzuty sumienia… czy miałam inne wyjście jak nie poddać się cesarce?

                Teraz już chyba nie masz wyrzutów, prawda

                • Zamieszczone przez Kasiasta
                  Szczęściara, ja musiałam piechotą iść

                  coś Ty?
                  ja chodziłam piechotą jak mi cewnik zdjęli czyli od drugiego razu (tego samego dnia) – ból straszny… brrrrr…. czułam taki ogień na brzuchu…
                  a z cewnikiem i kroplówą to mnie Jacek na wózku zawiózł.

                  A wyrzutów nie mam już absolutnie 🙂
                  wręcz cieszę się, że Miki niedługo już 3 miesiące skończy 🙂

                  • Magda- piekny opis
                    wybrałaś najlepsze rozwiązanie
                    trudne chwile już minęły
                    teraz bedzie już tylko lepiej

                    • Pięknie 🙂
                      Jak tu się nie wzruszyć 😉

                      • Śliczny opis. Łez nie powstrzymałam, bo i po co?

                        Gratuluję Wam serdecznie 🙂

                        • no ładnie – zaraz zostanę forumowym wyciskaczem łez…
                          a ja lubię się śmiać 🙂

                          Znasz odpowiedź na pytanie: Mikołaj – trudna droga na świat

                          Dodaj komentarz

                          Angina u dwulatka

                          Mój Synek ma 2 lata i 2 miesiące. Od miesiąca kaszlał i smarkał a od środy dostał gorączki (w okolicach +/- 39) W tym samym dniu zaczął gorączkować mąż –...

                          Czytaj dalej →

                          Mozarella w ciąży

                          Dzisiaj naszła mnie ochota na mozarellę. I tu mam wątpliwości – czy w ciąży można jeść mozzarellę?? Na opakowaniu nie ma ani słowa na temat pasteryzacji.

                          Czytaj dalej →

                          Ile kosztuje żłobek?

                          Dziewczyny! Ile płacicie miesięcznie za żłobek? Ponoć ma być dofinansowany z gminy, a nam przyszło zapłacić 292 zł bodajże. Nie wiem tylko czy to z rytmiką i innymi. Czy tylko...

                          Czytaj dalej →

                          Dziewczyny po cc – dreny

                          Dziewczyny, czy któraś z Was miała zakładany dren w czasie cesarki? Zazwyczaj dreny zdejmują na drugi dzień i ma on na celu oczyszczenie rany. Proszę dajcie znać, jeśli któraś miała...

                          Czytaj dalej →

                          Meskie imie miedzynarodowe.

                          Kochane mamuśki lub oczekujące. Poszukuję imienia dla chłopca zdecydowanie męskiego. Sama zastanawiam się nad Wiktorem albo Stefanem, ale mój mąż jest jeszcze niezdecydowany. Może coś poradzicie? Dodam, ze musi to...

                          Czytaj dalej →

                          Wielotorbielowatość nerek

                          W 28 tygodniu ciąży zdiagnozowano u mojej córeczki wielotorbielowatość nerek – zespół Pottera II. Mój ginekolog skierował mnie do szpitala. W białostockim szpitalu po usg powiedziano mi, że muszę jechać...

                          Czytaj dalej →

                          Ruchome kolano

                          Zgłaszam się do was z zapytaniem o tytułowe ruchome kolano. Brzmi groźnie i tak też wygląda. dzieciak ma 11 miesięcy i czasami jego kolano wyskakuje z orbity wygląda to troche...

                          Czytaj dalej →
                          Rodzice.pl - ciąża, poród, dziecko - poradnik dla Rodziców
                          Logo
                          Enable registration in settings - general