Dlugo zastanawialam sie w jaki sposob opisac moj porod zeby nie przestraszyc przyszlych mam i rownoczesnie napisac wszystko zgodnie z prawda. Szczerze powiem, ze nie mam pojecia jak to zrobic wiec z gory przepraszam jesli kogos przeraze…
23 listopada ok. 5 rano dopadly mnie dosyc bolesne skurcze. Przyjelam to z ulga bo nie marzylam o niczym innym tylko o porodzie. Mialam ogromny brzuch i powoli wszystkiego dosyc.
Obudzilam leszka i zaczelo sie odliczanie… najpierw bol co 25 minut…co 20…10…jak zaczelo sie co 7 spanikowalismy i pojechalismy do szpitala(po drodze 3 razy mylac droge, ktora znamy na pamiec). Ja nie moglam uwierzyc, ze to juz, bylam taka podekscytowana i przerazona rownoczesnie.
W szpitalu(godz.9 rano) podlaczaja mnie do ktg, skurcze owszem regularne ale nic szczegolnego. Jakas praktykantka mowi, ze za godzinke mamy jechac z powrotem do domciu i czekac. Zalamalam sie.bolalo jak cholera, bylam zmeczona, glodna i chcialam miec juz moja niunke obok siebie a oni wysylaja mnie do domciu. Widocznie moje nerwy poskutkowaly bo wzroslo mi cisnienie na tyle, ze zdecydowali sie zostawic mnie w szpitalu. Co godzine przychodzil lekarz i co godzine slysze o samo: 2,5 cm rozwarcia i zadnego postepu. Bol nie do zniesienia a oni nie robia nic zeby przyspieszyc moj porod.
W koncu – kroplowka z oksytocyna…skurcze tak bolesne, ze wyje z bolu i prawie czolgam sie po podlodze. Prosze o cesarke jednak wszyscy radza czekac na rozwarcie.
O 23 prawie nieprzytomna z bolu blagam o znieczulenie, przychodzi super przystojny anastezjolog, zartuje i ciagle cos do mnie mowi a ja balagam go w myslach zeby sie streszczal bo umieram,w koncu igla w kregoslup, przyjemne zimno splywajace po plecach i po bolu. Nastepne badanie…rozwarcie na 3 cm…to juz 2 w nocy. Leszek zasnal na fotelu obok, ja dzwonie do domciu i placze mamie w sluchawke, ze to nie tak mialo byc, ze nie mam sily…
4 rano – nastepne badanie- nadal 3 cm. Lekarz twierdzi, ze dadza mi jeden dzien spokoju i beda obserwowac, mam zjesc cos normalnego i zbierac sily na nastepny dzien…ciagle dostaje epidural w kroplowce i tysiac innych srodkow Bog jeden wie na co.
Przyniesli mi sniadanie…obiad…w miedzy czasie badania : nadal 3 cm. Zartujemy sobie, ze w takim tempie to raczej przed sylwestrem sie nie wyrobimy
22 – to juz druga noc tutaj, leszek pojechal do domciu wziasc prysznic, nakarmic koty i troszke odpoczac. Do mnie przychodzi banda lekarzy, badaja- wszedzie krew…w koncu jeden wyciaga jakis szpikulec i przebijaja moj pecherz plodowy. Zakladaja cewnik i tym samym przykuwaja mnie do lozka na amen. Od tego czasu zaczyna sie prawdziwa jazda bez trzymanki. Skurcze takie, ze krzycze, placze, czemu to cholerne zneczulenie przestalo dzialac??? pielegniarki patrza ma mnie jak na idiotke, zartuja cos o bialych pieskach salonowych a ja naprawde cierpie…
6 rano. Przyjezdza lechu i wszystkich stawia na nogi. Przychodzi anastezjolog, sprawdza igle i okazuje sie, ze cos sie przesunelo i dlatego nic nie dziala. Trzeba kuc mnie jeszcze raz. Mi juz jest wszystko jedno…
przysypiam, gdy sie budze mam ogromna ochote na sok jablkowy, lechu przynosi ze sklepu a ja wypijam litr za jednym zamachem. Mierza mi goraczke- 39 stopni, dziecku wzrasta ciasnienie, ja wymiotuje. Nachodza mnie mysli, ze to juz chyba koniec, ze umre i nawet nie zdaze zobaczyc mojego skarbka. Leszek blady z przerazenia trzyma mnie za reke. W koncu dobrze znany mi sztab lekarzy przychodzi i oznajmia, ze mam 6 cm rozwarcia ale jade na cesarke bo dzieje sie cos z cisnieniem malej. Mysle sobie, ze moja Mia urodzi sie idealnie w terminie i to w swieto dziekczynienia.
Na sali operacyjnej znowu mnie kluja, przywiazuja, przykrywaja//cos do mnie mowia a ja czuje tylko to, ze strasznie sie trzese, ze nie panuje nad swoim cialem…jest mi tak przerazliwie zimno…
W koncu czuje, ze mi niedobrze- wymiotuje,wkladaja mi jakas rure do gardla, kreci mi sie w glowie… A pozniej nie pamietam juz nic…
budze sie w mojej sali, obok mnie stoi lechu, trzyma mnie za reke, placze i mowi, ze mamy najpiekniejsza corcie na calym swiecie, ze ma moj nosek i usteczka a ja jestem tak slaba, ze nie potrafie nic powiedziec…dziekuje Bogu w myslach, ze wszystko dobrze sie skonczylo i placze razem z nim…
nagle moment, ktory bede pamietala do konca zycia. Wchodzi polozna i wiezie w wozeczku moja corke. Kladzie mi ja na piersiach, czuje policzek malej na swoim. Moge ja pocalowac, dotknac poglaskac. Moj nowy sens zycia. I w tej chwili wszystko przestaje sie liczyc, bol, zmeczenie..liczy sie tylko ona.. Moja mala Mia….
Dagi i Mia
14 odpowiedzi na pytanie: moj porod- bardzo, bardzo dlugie ….sorry
Re: moj porod- bardzo, bardzo dlugie….sorry
Poplakalam sie… GRATULACJE macie sliczna corcie !
Zycze Wam duuuzo sily i zdrowka i wszystkiego co najlepsze w Nowym Roku.
Pozdrowienia
Karina i Kubus <10.06.2004>
Re: moj porod- bardzo, bardzo dlugie….sorry
Gratuluję! Śliczna córcia, a mama była bardzo dzielna.
B i Kubuś
Re: moj porod- bardzo, bardzo dlugie….sorry
Nacierpialas sie starsznie, ale Corcia zdrowa i to najwazniejsze, prawda?:) Niech Ci sie chowa zdrowo to malenstwo:)
roczny Jaś + Jovanka(luty’05)
Re: moj porod- bardzo, bardzo dlugie….sorry
Ale mi się ryczeć chce. Najbardziej mnie dziwi to, że w jednej chwili można zapomnieć o podobno największym bólu. Szok ile taka kruszynka może nieść z sobą miłości. Ale mnie wzięło na rozczulanie. Govindo bylaś naprawdę dzielna!!!!!!! Jeszcze raz gratuluję.
Pozdrawiam
Lucyna
Re: moj porod- bardzo, bardzo dlugie….sorry
Urodziłaś śliczną Panią Mikołajkową. Warto było chyba się tak pomęczyć, żeby zobaczyć taki słodki dziubeczek. Dobra partia na moją synową. Rośnij zdrowo maluchu!!!!
Lawinia i Nikoś (25.09.2003)
Re: moj porod- bardzo, bardzo dlugie….sorry
gratulacje:)
cudownie ze wszystko tak sie skończyło:)
Bruni i Filipek 20mcy!
Re: moj porod- bardzo, bardzo dlugie….sorry
gratulacje:)
cudownie ze wszystko tak sie skończyło:)
no i nie taki długi ten Twoj poród , tzn opis – moj był 30 razy dłuzszy:)
Bruni i Filipek 20mcy!
Re: moj porod- bardzo, bardzo dlugie….sorry
Bardzo mnie przeraziło to co napisałaś. Mnie poród czeka za miesiąc z hakiem i będę się modlić, żeby go jakoś przetrwać. Gratuluję ślicznej córeczki, ja też mam mieć dziewczynkę, no i męża mam też Leszka.:-)
Re: moj porod- bardzo, bardzo dlugie….sorry
niedlugo bede przezywac swoj porod. Twoj mnie wzruszyl i nie tyle przestraszyl ile nabralam podziwu dla kobiet rodzacych.Dobrze ze wszystko skonczylo sie ok.GRATULACJE.
Re: moj porod- bardzo, bardzo dlugie….sorry
Bardzo, bardzo, bardzo gratulujemy córci !!! To super, że automatyczny kasowacz pamięci już u Ciebie zadziałał. Życzymy w Nowym Roku tysięcy niesamowitych chwil z Mią – na pewno wszystkie takie będą.
Życzenia i gratulacje spóźnione, ale mamy dobre usprawiedliwienie: nasza rodzinka 20 grudnia powięksyła się o Sebusia. I jeszcze nawet nie wrzuciłam swojego opisu porodu
Iza + Gusia (3.02.2003) + Sebuś (20.12.2004)
Re: moj porod- bardzo, bardzo dlugie….sorry
Gratuluje synusia i z niecierpliwoscia czekam na opis porodu, moze i jakies zdjecia sie znajda???
Dagi i Mia
Re: moj porod- bardzo, bardzo dlugie….sorry
gratulacje
byłaś bardzo dzielna
zreszta nie miałaś wyjścia prawda?
z tego interesu nie da się wypisać na zawołanie 🙂
a córcię masz śliczną
też bym chciała
🙂
Ignaśkowa mama
Re: moj porod- bardzo, bardzo dlugie….sorry
Slicznie to napisalas:)) Wielkie gratulacje dla dzielnej mamusi i moc caluskow dla przeslicznej Mii.
Kacperek 12.02.04
Re: moj porod- bardzo, bardzo dlugie….sorry
Jakbym widziala swojego Kubusia kilka miesiecy temu.
Sliczna ta MIA ….. :))
Karina i Kubus <10.06.2004>
Znasz odpowiedź na pytanie: moj porod- bardzo, bardzo dlugie ….sorry