Zdecydowałam się rdzić w CZMP ze względu na dobry sprzęt dla nwordków i (jak myślałam) dświadczenie lekarzy. Już cała mja ciąża była pasmem stresów – niski wskaźnik wód płodwych, potem stwierdzenie grubeg łożyska z niewiadom jakieg powodu, powiększony pęcherzyk żółciwy u dziecka – to wszystk powodowało u mnie ciągły strach, że coś jest nie tak.
W każdym razie mój gin tydzień. przed porodem oświadczył, że wprowadzono zakaz przyjazdów do porodów i jeg nie będzie. W ogóle to bardzo się na nim zawiodłam, ale to dluga historia. 4.05 zostałam przyjęta na oddział Medycyny Matczyno – Płodwej. 5.05 z rzwarciem 2 cm zjechałam na pordówkę, gdzie poznałam wspaniała położną Panią Irenę Rychtę. Skurcze co 3 min przez 4 gdziny, po czym akcja prdwa ustała – idę na oddział przedporodowy i tam do 7.05 “odbieram” porody i wspieram inne rodzące i popadam w deprechę. W sobotę koleżanka mówi mi o żelu Prepidil, który przyspiesza poród. Położna potwierdza to, ale jednocześnie ddaje, że żaden z tutejszych lekarzy mi g nie przepisze, bo ostatnio mieli aferę z tego powdu(!!!!), toteż muszę go sobie załatwić sama. Ubłagałam Panią w aptece, żeby mi go sprzedała bez recepty i o 11 w sobtę miałam już zaaplikowany. Zadzwoniłam do męża, bo rozwarcie dość szybk skoczyło na 4 cm, więc liczyłam na szybki postęp akcji. Niestety do godz. 21 nie drgnęło ani o cm. Byłam zła, rzżalona, zmęczona, b naprwdę skurcze były bolesne. O 21 przy statnim badaniu lekarz chciał mi przebić pęcherz, ale tak się wydarłam jak go zbaczyłam z nożycami, że powiedział – “nie mam zamiaru pomagać osobie, która nie wie czego chce”. Wtedy się rozpłakałam na maxa, bo miałam już naprawdę wszystkiego dość. Dstałam zastrzyk na wyciszenie i poszłam spać. O 6 ran odeszły mi wody same, zadzwoniłam do męża, na szczęście pojawiła się na zmianie Pani Irena, mój dobry anioł i dar od losu i po badaniu stwierdziła 8 cm. Mąż ledwie zdążył na 40 min porodu, bo o 8.07, po 7 min. parcia urodziła się Martusia.
Jeszcze czekało mnie łyżeczkwanie “na żywca”, bo nie wyszło całe łożysko i po 2 gdz. pojechałam na górę, na nwordki. Martusia ważyła 3980g (wg lekarza prowadzącego miało być góra 3500g).
Teraz organizujemy sbie całe życie d nowa. Ciąża przeszła po mnie jak tajfun – znwu mam pryszcze (to efekt zmian hrmnalnych), jestem gruba i mam syf w domu, ale nie zamieniłabym się z nikim innym
Gosia i Zuzia prawie 2 lata i mała dziewczynka 6.05.05
6 odpowiedzi na pytanie: Mój poród w CZMP
Re: Mój poród w CZMP
Gratuluje Martusi:)
Szkoda tylko, że utwierdzasz mnie w moim kiepskim zdaniu na temat opieki w CZMP:(
niestety tak, a lbo gorzej rodziła tam wiekszość moich koleżanek, z czego 2 miały łyżeczkowanie na żywca, bez znieczulenia, co jest bandytyzmem!!!
kupa bólu, cierpienia- wspólczuje Ci tego:(
a Martusi zazdroszcze – niech rosnie ZDROWO:)
CALUSY DLA ZUZI:)
a syf w domu – hm… żaden problem!!
bruni i Filipek -2latka!!!
Re: Mój poród w CZMP
“nie mam zamiaru pomagać osobie, która nie wie czego chce” – o matko……;(( zalama……. gratuluje coreczki i wszystkiego najlepszego !
gucia i Nina 27 IV 03
Re: Mój poród w CZMP
Współczuję, że masz takie wspomnienia z porodu w tym szpitalu, bo ja swój wspominam baaaaardzo miło.
Gratuluję córeczki, niech się zdrowo chowa.
Asia & Michaś
Re: Mój poród w CZMP
Kurcze ja rodziłam w CZMP w październiku i moje doświadczenia są zupełnie inne. Też zostałam przyjęta na oddział Medycyny Matczyno – Płodwej i rodziłam na poziomie 0. Wszystko było naprawdę super:). Przykro mi bardzo, że tak Cię potraktowano :(.
Marta i Korneliusz 7.10.2004
Re: Mój poród w CZMP
A do jakiego lekarza chodziłaś?
Gosia, Zuzia 2 lata i Marta 8.05.05
Re: Mój poród w CZMP
Odpisałam na prv.
Marta i Korneliusz 7.10.2004
Znasz odpowiedź na pytanie: Mój poród w CZMP