Szwecja za kawalerskich czasów, po trudach walki z truskawkami leżę na plaży w Ahus; obok rozkłada się młoda czekoladowa wenus, widzę u niej polską gazetę więc nawijam bajer; tak jak ja dorabia gdzieś na truskawkach, sama z koleżankami od kilku tygodni; gorąco, piasek, hormony; dzień się kończy, pyta czy ją odwiozę do Everod; jedziemy ZX-em, miła, nieskrępowana rozmowa; delikatnie sięgam do swojej kieszeni namacując palcem plastikowe opakowanie z ząbkowaną krawędzią….JEST!!!; za Yngsjo skręcam w boczną drogę i jakiś lasek; pierwsze BUZI i wyraźne przyzwolenie dziewczyny… pośpiesznie walczymy z krępującymi ciuchami, sięgam do kieszeni spodni i triumfalnie wyciągam ząbkowaną……KOPIKO……(cukierek kawowy dla kierowców)
Jej salwa śmiechu, podniecenie minęło, ze zdziwienia nawet zły nie byłem. Odwiozłem ją i już nigdy nie spotkałem…. Ale zapomnieć nie mogę, miała na imię Kasia i 17 lat.
A Wam los sprawił jakąś plamę?
27 odpowiedzi na pytanie: na wesoło – wasze największe "wtopy" w życiu
No no- ile lat temu to było? dobrze pamiętasz jej imię jak na taką przelotną przygodę….ponoć najbardziej żałujemy tych nie wykorzystanych szans;)
Nie ma się co śmiać, byłem smutny, a nawet było mi niewesoło. Kosztowało mnie to ostatniego zachowanego Absoluta i czyszczenie oplutego ze śmiechu przez kumpli kokpitu w aucie.
P. S. To że jej już nie spotkałem nie znaczy, że nie wiem co teraz robi – kończy studia i odwiedza w Szwecji swoich starych, których dobrze zna mój kumpel 🙂
to ja bym chyba starala sie wykorzystac to, ze wiem gdzie jest i niby przypadkiem… 😉 Wiciu: i bierz sie do roboty…
no właśnie…
eeee…. no co ty….z wypowiedzi,,dawno temu za czasów kawalerskich” wniosek prosty się nasuwa, że wiciu raczej już kawalerem nie jest.
Więc :Nie nie:
Wiciu, wierz w przeznaczenie, może gdyby zamiast kopiko znalazłbyś tę gumę w kieszeni i ona na przykład pękłaby (za moich,,panieńskich” czasów pamiętam że to działo się dośc często ) kto wie, może miałbyś teraz u boku małego gimnazjalistę/tkę jako pamiątkę ze zbiorów
Także wiesz….
Ech, nie zwrozilam uwagi, na to – za czasow kawalerskich.
No to teraz to juz trudno, pozostaje zyc marzeniami 😉 Chociaz fajnie tez miec wlasnie taka historie z zycia, ktora jest jedna wielka niewiadomo 😉
Ja jeszcze za czasow zupelnej mlodosci (jakies nascie mialam lat, ale malo nascie – jeszcze chyba czasy podstawowki) wyjechalam na kilka miesiecy do sanatorium i oczywiscie wielka milosc z wzajemnoscia, niesmiale pierwsze dotkniecia reki, pierszy (przyznam ze dosc nieudany z obu stron hehe ) pocalunek (i jedyny) i wielka wielka milosc no i wyjazd do domu – odleglosc 300 km, pozostaly tylko listy, tesknota… Po jakims czasie doszlismy do wniosku, ze to chyba jednak nie ma sensu (zbyt mlodzi bylismy, zbyt daleko i nie bylo internetu, telefonow) i zakonczylismy ta znajomosc, taka milosc totalnie platoniczna, piekna, pierwsza, niespelniona i… Do dzis zastanawiam sie co byloby gdyby… I milo jest miec takie wspomnienia i wlasnie to pytanie: jak to moglo by sie potoczyc…??? 😉
Nie ma tego co by na dobre nie wyszło, teraz mam w domu fajną blondynkę i 2 brzdące, i to bynajmniej nie z powodu pękniętej gumki 🙂
Chociaż jak mówią idealnej żony się nie znajdzie, ale można mieć wiele przyjemności z szukania
Mam nadzieję że moje Kochanie nie bywa na tym forum….
tia…..ja to słyszałam o facetach…:D:D
ale w 1 się zgadzam -przyjemnośc z tego wielka….;)
Wątek miał być o wtopach życiowych, a wyszło o życiu Wicia
😉
Hehehe no jakos tak wyszlo, chyba nikt nie mial wtop 😉 Ja probuje sobie cos przypomniec i… raczej jak juz sa to nie nadaj sie do publikacji 😉 heheheh
z moimi gafami do wicia mi daleko, ale jedna zapamietalam na dlugo…
lat temu 8 kupilam mieszkanie. poprzedni wlasciciele przekazali rowniez garsc informacji o sasiadach: kto, co z kim i dlaczego. malo mnie takie tematy obchodza, wiec uwagi wiekszej nie zwrocilam. zakodowalam tylko, ze na moim pietrze mieszkaja starsze panie z synami. jedna z owych pan, jak sie pozniej okazalo, dorabiala sobie w szpitalu, w ktorym pracowal moj kolega. pani mocno starsza, tak pi razy oko z 70-tke miala lekko, mieszkala z synem okolo 50-55-letnim.
ktoregos dnia, tak po roku – dwoch mieszkania w owym bloku, kolega zadzwonil i poprosil, bym pozyczyla jemu jakas ksiazke i chcial, by przekazac ja przez pania stasie. zapukalam wiec do drzwi sasiadki, otworzyl syn, wiec uprzejmie zapytalam “dzien dobry, czy moge prosic pana mame?”. sasiad w milczeniu patrzyl na mnie dobra chwile, az mi sie nieswojo zrobilo, i zawolal “stasia, do ciebie!”.
okazalo sie, ze to nie byl syn, tylko… maz 🙂
Ona taka zniszczona czy on tak młodo wyglądał?;) czy taka różnica wieku?
Czy wszystko naraz?
Bo to na szczęście w obie strony tak działa :Radocha:
Nikt by w przeciwnym przypadku nie szukał ?
mlodszy 🙂 duzo mlodszy. dokladnie o ile, to nie wiem, bo nigdy nie pytalam 😉 ale z sasiedzkich plot “pozegnalnych” / jak sie wyprowadzalismy/ jedna z sasiadek nam opowiedziala o zyciu pani stasi – mieszkaly w naszym bloku “od nowosci”, czyli jakies 30 lat… pani stasia byla wdowa, a on byl znajomym jej tragicznie zmarlego meza. no i nei zwazajac na konwenanse i roznice wieku pobrali sie i zyli dlugo i szczesliwie 🙂
moja najgorsza wtopa życiowa nr1-ale usprawiedliwiona poniekąd młodym wiekiem i zbiegiem naprawdę nieprawdopodobnie durnych zbiegów okoliczności.
W czasach zerówki byłam właściwie chowana przez dziadków-to oni mnie odbierali i u nich jadłam obiad-bo rodzice pracowali.Uwielbiałam huśtawki jak każde prawie dziecko,więc,że po drodze z zerówki do domu huśtawki były,to mój dziadek dawał mi się huśtać jakieś 20 min. Czasem gdy mnie huśtał to uczył mnie różnych głupich wierszyków i powiedzonek.Jednym z nich było; do widzenia ślepa Gienia. Pech cholerny chciał,że moja mama, zmieniła miejsce pracy. Mama była kosmetyczką i po tej zmianie pracowała w jednym budynku z fryzjerkami,panią,która zajmowała się repasacją pończoch i szwaczką-panią Dorotą. Panią Dorotę uwielbiałam do wypuku,bo jak szłam do mamy do pracy-to szłam do niej,właziłam pod stół i bawiłam się ścinkami materiałów.Jednego dnia panią Dorotę zastąpiła inna szwaczka-jakaś starsza Pani,ale uprosiłam mamę,żeby poszła zapytać,czy mogę się tam pobawić. Pani się zgodziła,więc moja mama usiłując pokazać jej jakie ze mnie jest grzeczne dziecko-powiedziała,żebym jakiś wierszyk palnęła. No to dawaj-Do widzenia ślepa gienia-ryknęłam radośnie. Pani się popłakała i wybiegła. Mama się później dowiedziała,że ta Pani miała na imię GENOWEFA i miała sztuczne jedno okoPrzeprosiłam oczywiście-ale ścinki były dla mnie od tej pory nieosiągalne,a dziadek dostał od babci cenzurę na wierszyki
moja mama miala zwyczaj spiewania dzieciakom na zasniecie durnych przyspiewek…mlody ok. 2 lat, bardzo dobrze i wyraznie mowiacy i babcia ktora dla zartu spiewala wozac go w wozku po domu by zasnal(chory byl straszliwie) i spiewa “spijcie dzieci spijcie spijcie, bo jak tate obudzicie to kolejne dziecko bedzie” na poczatku jest ” pierwsze dziecko spi, drugie dziecko spi…” i dwa dni pozniej na kontroli u pediatry dziecko stoi w poczekalni, zdrow jak ryba i zaczyna spiewac cala piosenke….wyraznie jak jasna ch… A a ludzi pelnojedni sie smiali innni komentowali co ze mnie za matka…. A moja mama myslalam, ze udusze….
E… ja też znam ten wierszyk i Pani pewnie też go słyszała… Przewrażliwiona była uważam 😉
Oj zbiegły się zbiegły
Znasz odpowiedź na pytanie: na wesoło – wasze największe "wtopy" w życiu