Tyle nas tu jest, mam udręczonych po stracie… Pomyślałam sobie, że może wspólnymi siłami zbierzemy w jednym wątku najpiękniejsze wiersze dla maleńkich aniołków?
Jeśli znacie piękne słowa dla pięknych dzieci, słyszałyście lub znalazłyście w internecie, dopiszcie się proszę.
[I]
Melodia niecała
Wierzę, że jesteś, że gdzieś tam istniejesz
i że rozumiesz dlaczego
wierzę, że nic się bez celu nie dzieje
tyle spotkało nas złego
żyję nadzieją, że znów się spotkamy
a wtedy światu wybaczę
żyję nadzieją, że nie brak Ci mamy
nie mogę myśleć inaczej
niewiele tak czasu nam było dane
zaledwie kilka tygodni
to jakby nuty raz tylko zagrane
fragmentu twojej melodii
lecz ja nauczyłam się ich na pamięć
i będę po cichu nucić
czasami tylko mój głos się załamie
bo wiem, że nie możesz wrócić.
Co milczy matka.
Co milczy matka
kiedy w niej
dziecko umiera.
Jakimi je słowem przywołuje
o zmiłowanie prosi kogo.
Dotyka brzucha
martwy kamień
piersi osłania
wystudzone.
Przestało bić
jej drugie serce.
A już śpiewała nad różowym
mlekiem pachnącym
zawiniątkiem.
Już je nad głową unosiła
gdy łąką szła
w wysokiej trawie.
Ptaki prosiła o lot niski
ziemię by stopom była lekka
zapowiedziała je zwierzętom
w odbiciu wody przy nim stała.
Co milczy matka
kiedy w niej dziecko umiera.
Co milczy drzewo
kiedy ptak
gniazdo porzuca.
Mamo, ja czekam
Bose aniołki siedza na chmurkach,
A kazdy lekko jak piórko fruwa
I każdy czuwa, cichutko czuwa
Nad tatą, który płakać nie umie, nad siostrą, która nic nie rozumie,
Nad dziadkiem, babcią smutną czasami i swoją mamą -osnutą łzami
I każdy woła cicho z daleka: mamo już nie płacz, mamo ja czekam..
Dookoła noc się stała,
księżyc się rozgościł,
jeszcze Ci nie powiedziałam
wszystkich słów miłości
jeszcze z Tobą nie zdążyłam
na najdalsze gwiazdy
jeszcze Ci nie wymyśliłam
najpiękniejszej nazwy
Ale teraz z moich ramion
zrobię Ci kołyskę
niech Cię miła nie poranią
leśne trawy niskie
a Ty śpij
a Ty śpij
zanurz się w noc ciemną
a Ty śnij
a Ty śnij
śnij że jesteś ze mną
Wisława Szymborska
“Bagaż powrotny”
Kwatera małych grobów na cmentarzu.
My, długo żyjący, mijamy ją chyłkiem,
jak mijają bogacze dzielnicę nędzarzy.
Tu leżą Zosia, Jacek i Dominik,
przedwcześnie odebrani słońcu, księżycowi,
obrotom roku, chmurom.
Niewiele uciułali w bagażu powrotnym.
Strzępki widoków
w liczbie nie za bardzo mnogiej.
Garstkę powietrza z przelatującym motylem.
Łyżeczkę gorzkiej wiedzy o smaku lekarstwa.
Drobne nieposłuszeństwa,
w tym jedno śmiertelne.
Wesołą pogoń za piłką na szosie.
Szczęście ślizgania się po kruchym lodzie.
Ten tam i tamta obok, i ci z brzegu:
zanim zdążyli dorosnąć do klamki,
zepsuć zegarek,
rozbić pierwszą szybę.
Małgorzatka, lat cztery,
z czego dwa leżąco i patrząco w sufit.
Rafałek: do lat pięciu zabrakło mu miesiąca,
za Zuzi świąt zimowych
z mgiełką oddechu na mrozie.
Co dopiero powiedzieć o jednym dniu życia,
o minucie, sekundzie:
ciemność i błysk żarówki i znów ciemność?
KOSMOS MAKROS
CHRONOS PARADOKSOS
Tylko kamienna greka ma na to wyrazy. [/I]
Znasz odpowiedź na pytanie: