Nasze dziewięć miesięcy…

Doszłam do wniosku, że skoro mam wenę twórczą i opisałam już jak na świat przychodziły moje cudowne dzieci – Antoś i Klara, to opiszę też pierwszą historię mojego najmłodszego dziecka, które w tej chwili sobie spokojnie śpi kołysane w moim brzuchu… ups… chyba podświadomie czuje, że o nim piszę, bo mnie właśnie kopnęło ;)…
Teraz jestem w 6 miesiącu ciąży, ale historię rozpoczniemy od miesiąca pierwszego 🙂

19 odpowiedzi na pytanie: Nasze dziewięć miesięcy…

  1. Miesiąc pierwszy

    No tak… jest piękny sierpień… patrzymy na siebie z mężem, Antoś ma 4,5 roku, Klara 2 z kawałkiem, ale jest cudnie :). Czujemy, że dzieci już “odchowane”, ja zakończyłam właśnie kurs prawa jazdy, myślimy, że teraz pomału przychodzi czas dla nas. Postanawiamy, że za rok zacznę szukać nowej pracy, bo dzieci już coraz większe, da się to wszystko jakoś ogarnąć…
    Tęsknimy za górami… tak dawno nie byliśmy w górach, zawsze jakaś wymówka, a to ciąża, a to dzieci za małe, a to nie umiem ich zostawić z babcią tylko dla własnej przyjemności (ot… taki defekt w mózgu).
    Patrzymy na te nasze ukochane i wyczekane dzieci i mówimy do siebie “fajnie jest”. Nam ze sobą też jest fajnie, ja mniej zmęczona, to i więcej “życia” we mnie… No właśnie…

    Chyba nam było za dobrze ;)… tak misternie obliczone dni miesiączki itp… a tu… zaraz na drugi dzień po… nie mam wątpliwości, chyba jednak źle coś wyliczyliśmy, no ale jak, skąd można wiedzieć, że właśnie wczoraj to był dzień, w którym pewnie “zaszłam” w ciążę (wiem, że mogło to być kilka dni później)… ta pewność i strach, że tak jest nie opuszcza mnie przez kilka następnych dni… Mimo wszystko wybieramy się z Maluchami na Ślężę, och, jak cudnie maszerują, jak wspaniale jest spędzić w ten sposób czas… ja chcę takiego odpoczynku…

    Po 6 dniach kupuję 2 testy (podobno super czułe), pierwszy od razu robię, wychodzi negatywny, drugi robię po dwóch dniach, też wychodzi negatywny, uspokajam się… oddycham głęboko… nie no.. przecież zajście w ciążę to nie taka łatwa sprawa… przecież przy 30 dniowych cyklach, nie staje się to w 8 dniu cyklu itd… racjonalnie sobie wszytko tłumaczę… a gdzieś z tyłu głowy wciąż kołacze się myśl… czyżby?

    Miesiączka nie przychodzi w oczekiwanym terminie… coś mnie pobolewa, ale już w głębi siebie jestem przekonana, że nie przyjdzie… kupuję 2 nowe testy, robię jeden i wychodzi pozytywny… jestem w ciąży… siedzę i płaczę… boję się…
    ? boję się, bo zanim urodziłam Antosia, poroniłam, straciłam 3 dzieci…
    ? boję się, że nie będę umiała pokochać tego maluszka, którego tak naprawdę nie planowałam…
    ? boję się tego nocnego wstawania, płaczu, jak zareagują starszaki, jak ja sobie najzwyczajniej w świecie PORADZĘ… mamy przecież małe mieszkanko na kredyt i na większe nas nie stać, a i tak znajomi już nam “wmawiają”, że przy dwójce dzieci, te nasze ukochane dwa pokoje to za mało… (a swoją drogą jak łatwo się dać wkręcić w takie myślenie)

    A jednak jestem w ciąży… i mój strach, moje załamanie nic tu nie zmienią… póki co czuję się fantastycznie, jeszcze nie mam dolegliwości ciążowych, choć pewna nadwrażliwość na zapachy już się ujawniła, umawiam się na wizytę do mojego lekarza…

    Oczywiście na dokładny obraz usg jest co najmniej za wcześnie… Na monitorze widać tylko pęcherzyk ciążowy i takiej samej wielkości krwiak… Lekarz znając moją historię zaleca mi zrobienie bety w odstępie 48 godzin, przepisuje duphaston i każe czekać…

    I wtedy sobie uświadamiam, że to nie “niechciana” ciąża… to moje kolejne dziecko, które jest największym cudem świata! Wtedy po raz pierwszy czuję, że zrobię wszystko, by ONO BYŁO i by było w naszym domu szczęśliwe.

    Beta wychodzi fantastyczna, bardzo wysokie wartości… ok. 12 tys. co się mieści w górnej granicy normy dla odpowiedniego tygodnia ciąży, po dwóch dniach podwaja się… Piszę do lekarza sms-a z wynikami, mówi, że są bardzo dobre, każe się oszczędzać i przyjść na wizytę za 3 tygodnie.

    A mnie na dobre rozkręcają się koszmarne dolegliwości ciążowe…

    • 3mam kciuki za Wasz

      • Pisz kochana, pisz:) Juz sie nie moge doczekac na odkrycie tajemnicy czy to chlopiec czy dziewczynka….

        • Miesiąc drugi

          Hmm… to już moja 5 ciąża…, wydawało mi się, że wszystko już wiem…, ale takiego czegoś to ja się nie spodziewałam… o nie…
          zaczęły się kłopoty ze spaniem… budzę się o 1-2 w nocy i przewracam się z boku na bok… zasypiam o 4, o 4.15 dzwoni budzik męża… nie mam siły rano wstać… Dzieci mnie denerwują… nic mi nie smakuje… jak zjem coś “na siłę” oddaję wszystko w toalecie… w żadnej dotychczasowej ciąży się tak nie czułam.
          Postanawiamy powiedzieć od razu dzieciom… wiemy, że są jeszcze małe, ale chyba sami za bardzo to wszystko przeżywamy, by ukryć przed dziećmi, że coś się zmienia w naszym życiu. Zaczynamy pomału układać sobie w głowach jak urządzić na nowo nasze życie…, a w głowie kołacze mi się myśl… skąd była taka wysoka beta? Pamiętam, że przy Antosiu miałam w tym czasie betę wysokości coś koło 2000, a tu 12000? Doczytuję, że może być to oznaką ciąży mnogiej, ale nie chcę o tym myśleć.
          Któregoś dnia próbuję coś uszyć dla sąsiadki, podnoszę maszynę do szycia, później w toalecie zauważam że plamię…
          Jestem przerażona, jak to? Jak to jest możliwe? Boję się, że znów stracę moje maleństwo, przecież już dwa razy straciłam… tym razem bardziej mnie to przeraża, boję się, że poczuję ulgę, albo, że będę sobie wypominać, że przecież nie chciałam na początku tego dziecka…
          nie mogę się dodzwonić do mojego lekarza, piszę do niego sms-a, że zaczęłam plamić, że zarejestrowałam się na jutro do niego. Pocieszam się, że przecież był krwiak, to być może on powoduje plamienia, a z maluchem wszystko jest dobrze. Jadę do pracy…
          W pracy dostaję sms-a od lekarza, żebym jeszcze tego samego dnia przyjechała do niego na konsultację, jestem trochę nieprzygotowana na to, ale jadę… życie mojego dziecka ważniejsze…
          Mam farta, u mojego lekarza nie ma kolejki, a akurat przyjmuje w gabinecie z super sprzętem. Oglądamy usg… Widzę na obrazie małą migającą kropkę… nie mogę się oprzeć wrażeniu, że to małe przestraszone maleństwo, które tuli się do mnie… Zapatrzona w ten obraz, szczęśliwa, że widzę bijące serduszko, słyszę głos mojego lekarza… “No więc… mamy tu bliźniaki… widzi pani?” Nie widzę, wpatruję się w to dziecko, które widzę, lekarz pokazuje mi to drugie maleństwo… drugi, jakby wtulony we mnie, przestraszony maluszek, nie mogę się do dziś oprzeć temu wrażeniu, że tak właśnie było… Lekarz kręci głową, mówi, że w tej chwili wszystko wskazuje na to, że są to bliźniaki jednoowodniowe, niedobrze… ale tej myśli już do siebie nie dopuszczam… Po chwili przygląda się jeszcze temu obrazowi usg i mówi z namysłem: “A tutaj, chyba mamy tego krwiaka…, albo… nie… to nie krwiak… to na 90% jest trzeci zarodek”…



          I w tym momencie świat wygląda jakby się zatrzymał w miejscu… albo nie… nie świat, ja się zatrzymałam w miejscu, świat gnał przed siebie… mijał obok mnie… jak przez mgłę przypominam sobie dalszą część wizyty. Mój lekarz mnie przeprasza, ale jest wyraźnie zmartwiony, że to trojaczki, tłumaczy mi, że takie ciąże się zdarzają, ale rzadko są donoszone, że jeśli wszystko będzie dalej dobrze, to trafię pod opiekę kliniki, pewnie czeka mnie kilka miesięcy szpitala, a teraz póki co mam się oszczędzać, brać duphaston i to wszystko co mogę dla moich dzieci teraz zrobić. Tłumaczy mi, że mogę czuć duże bóle brzucha, plamić… Mam przyjść na wizytę za 3 tygodnie, wtedy zobaczymy co dalej…
          A mnie w głowie kołacze myśl… “Jak to jest możliwe, jak ja sobie z tym poradzę, będę miała 5 dzieci?”… Zawsze chciałam mieć tyle, ale w końcu Klara jest moim 5. dzieckiem…

          Wracam do domu, mąż dostaje “głupawki”, do żadnego z nas nie dociera to, o czym się dowiedzieliśmy, czujemy się jak w Matrixie…
          Dzwonię do siostry, siostra jest przerażona… rodzice też…
          A ja… czuję z jednej strony ogromny strach…, przerażenie wręcz, a z drugiej strony czuję się wyjątkowo, to tak jakby Pan Bóg wynagrodził mi stratę trójki moich dzieci…
          Boję się powiedzieć szefowi w pracy, że znów jestem w ciąży, pracujemy teraz na odległość, miałam przejąć więcej obowiązków, a teraz z dnia na dzień mogę po prostu zniknąć w szpitalu. Szef przyjmuje moje wieści wyjątkowo spokojnie, wręcz pociesza mnie, no ale cóż, zawsze wiedziałam, że mój szef to anioł 🙂
          Boję się tylko o moje dzieci, jak trafię do szpitala, to kto się nimi zajmie?

          Plamienia trwają, brzuch boli, pęcznieję, mimo, że nie jem… Nie jestem w stanie pracować… zastanawiamy się z mężem nad zmianą mieszkania, niestety jak nie patrzymy nie stać nas na to…
          Mijają 3 tygodnie… W międzyczasie nie potrafię się określić, czy się cieszę, czy nie… ale w głębi serca czuję, że chcę całej trójki, bo to są MOJE DZIECI… nie chcę już żadnego z nich stracić…

          Po 3 tygodniach zjawiam się u lekarza…
          Nie rozmawiamy, od razu robimy usg… patrzę na obraz i już wiem… już widzę…, jeszcze tylko lekarz potwierdza to, co już wiem… Słyszę jego spokojny głos…”Przepraszam, że to Pani mówię, wiem, że nie będzie Pani łatwo, ale na szczęście jest jeden zdrowy mały człowieczek…” A ja nie umiem się na niego złościć, rozumiem, że mówi to, czerpiąc z swego doświadczenia martwił się o mnie… Na obrazie usg widać dwa worki owodniowe, w jendnym są dwa zarodki w zaniku, w drugim mały “misiaczek”… Rozumiem słowa lekarza…, wiem, że mówi to ze względu na moje dobro… mam za sobą dwie cesarki, trojacza ciąża to dla mnie ogromne obciążenie… mam dwoje małych dzieci, którymi muszę się zajmować, a w głowie tylko jedna myśl, która mnie przeraża… “jeśli nie mogę mieć ich wszystkich, to nie chcę żadnego”…

          Sytuacja mnie przerasta… w tej chwili czuję tylko ból… straciłam już 5 dzieci… jak dla mnie o wiele za dużo… nie potrafię pogodzić w sobie radości, z życia mojego maluszka z żałobą jaką czuję po stracie pozostałej dwójki…

          • Miesiąc trzeci

            Nie jest łatwo… po ostatniej wizycie u lekarza czuję się, jakby mi ktoś zabrał cząstkę mnie…
            Piętrzą się we mnie myśli, odczucia… gubię się we wszystkim…
            Z jednej strony mam poczucie, że teraz jedno dziecko dodatkowo to “luzik”, z wszystkim sobie poradzimy… Wiem, racjonalnie wiem, że jedno ma większe szanse na zdrowy rozwój, że jest to bezpieczniejsze dla mnie… ale…
            ale nie radzę sobie z emocjami… czuję, że te moje odeszłe dzieci zasługują na moje łzy…, że potrzebują czasu żałoby, tak jak to dałam poprzednim, które straciłam. A jednocześnie czuję potrzebę zapewnienia temu, które żyje maksimum uczucia… Przecież to moje najmniejsze maleństwo, ma prawo do mojej miłości i radości z jego przyjścia. Niestety wszystko wiem, wszystko rozumiem, a w uczuciach się gubię.
            Samopoczucie wciąż fatalne, domownicy widzą moje pogubienie, każdy traktuje mnie z delikatnością, mąż pozwala mi na słabość…
            Zbliża się koniec trzeciego miesiąca i wizyta na usg genetycznym. Boję się, wiem, że moje maleństwo miało wyjątkowo trudny start…
            Na usg widzę je tak wyraźnie, w końcu czuję, że czekam na moje kolejne dziecko… Po raz pierwszy z całą pewnością potrafię powiedzieć, że dziękuję Bogu, że ono jest, że przeżyło…, że to mój kolejny skarb i szczęście, a Ci, którzy odeszli, zaopiekują się nami, musi tak być…

            • Miesiąc czwarty

              No i w końcu w połowie czwartego miesiąca pomału mijają mi te koszmarne mdłości, brzuszek staje się okrąglejszy… niestety mimo tego, że maluszek stał się dla mnie prawdziwą radością, nadal trudno mi pogodzić w sobie radość ze smutkiem… zaczyna mnie to męczyć i denerwować… Czuję, że muszę coś z tym zrobić, dla siebie, dla mojego najmłodszego dziecka, ale przede wszystkim dla moich “starszaków” i męża.
              Biorę się za siebie. Pomału przygotowujemy się do świąt Bożego Narodzenia. Dzieci codziennie ciągną mnie na Roraty, a przy okazji wszystkim opowiadają, że “będziemy mieli dzidziusia”, to jest coś co pomaga mi patrzeć w przyszłość z nadzieją…

              • Vingo

                I mocne mocne kciuki za szczesliwe rozwiazanie

                • Miesiące piąty, szósty, siódmy i ósmy…

                  W końcu czuję, że ciąża, to piękny czas :)… Czuję cudownie ruchy mojego maluszka, uwielbiam to, jak się przeciąga… nawet to jak mnie porządnie kopnie w pęcherz ;)…
                  W końcu udało mi się poukładać sobie to wszystko w głowie i w sercu, po raz kolejny uświadamiam sobie, że spotkał mnie prawdziwy cud… przecież 6 lat temu nie wierzyłam, że kiedykolwiek zostanę mamą…

                  Antoś i Klara widząc mój coraz większy brzuch przytulają się do niego, głaszczą, całują… cieszą się z rodzeństwa, ale też jednocześnie boją się zmian… Klara coraz częściej w nocy przychodzi do nas spać… Antoś wykorzystuje każdą chwilę na przytulanie się do mnie, On, który do tej pory był “tatusiowym chłopakiem”… Ja też mam to poczucie, że niedługo coś się skończy, a że też nie przepadam za zmianami, trochę się tego wszystkiego co nas czeka boję…

                  • Vinga – wszystkiego dobrego dla Ciebie i Twojej rodzinki!!!

                    • Miesiąc dziewiąty

                      Czekam…
                      To ostatni miesiąc, gdy moje najmłodsze dziecko mieszka we mnie…
                      To czas oczekiwania…
                      Czas oczekiwania na spotkanie z tym moim prawdziwym cudem… Tak dużej ilości sprzecznych uczuć, emocji nie odczuwałam w żadnej poprzedniej ciąży…
                      To czas zniecierpliwienia… przecież wciąż nie wiem, czy ta moje kruszynka to chłopiec, czy dziewczynka :), taka moja największa życiowa niespodzianka 🙂

                      Czekam… a mój maluszek nie chce się urodzić… a ja czuję zmęczenie i zniecierpliwienie…

                      Czekam na Ciebie mój maluszku! Wiem, że nasze początki nie były łatwe, ale teraz wiem już na pewno, że jesteś moim ogromnym skarbem, darem, którego wartość trudno przecenić…

                      • A jednak Dziewczynka:) Gratulacje

                        • ja amrze o trójce dzieci:dwoch dziewczynkach i synku.Gratuluję z całego serca:)

                          • Vinga GRATULACJE!!!!
                            Tosieńko, witaj na świecie

                            • Poród

                              Jest 17 maja? jestem już 7 dni po terminie. Wybieramy się z mężem do szpitala. Tam na początek podłączają mnie do ktg, które wychodzi dobrze, przy czym nie rejestrują się żadne skurcze. Tłumaczę przyjmującej mnie położnej, że jestem tydzień po terminie i jestem po dwóch cesarskich cięciach, czyli powinnam mieć teraz również cesarkę. Po chwili przychodzi lekarz. Jego wywiad ze mną to chyba najgorsze przeżycie całej mojej ciąży i porodu włącznie. Najpierw z niedowierzaniem patrzy na mnie i upewnia się, że to co ma wpisane w karcie jest prawdą, tzn., że jestem po dwóch cięciach? a potem to już się zaczyna wyżywanie się na mnie, najpierw słyszę ironiczne:?Gratuluję pomysłu zajścia w ciążę po dwóch cięciach?, potem:?Wydaje im się, że mają macice na zamek zapinane?, a na sam koniec z wyrzutem:?Niech się pani cieszy, że w ogóle pani donosiła?, staram się nie?dać?, na zaczepki lekarza odpowiadam żartem, ale gula w gardle mi narasta? Nie informują mnie, jaki mają plany, kiedy będzie cięcie, przyjmują mnie na oddział patologii ciąży. Gdy czekam na korytarzu na usg puszczają mi nerwy, płaczę?
                              Po południu przyjeżdża jeszcze do mnie mąż z dziećmi, przywożą mi zapomniane rzeczy, widok moich maluchów rozczula mnie do granic możliwości, z jednej strony nie chcę zostawać bez nich w szpitalu, z drugiej strony jestem już zmęczona tą ciążą, z jeszcze jednej boję się o maluszka, który rośnie sobie we mnie? Ale też podświadomie czuję, że już nic nie będzie takie samo jak do tej pory, że cały nasz świat się zmieni i wcale nie jestem pewna, czy ta zmiana mnie się będzie podobać?
                              Wieczorem podłączają mnie do ktg, pojawiają się skurcze, niestety rzadko, co 15 minut, każą mi notować częstość skurczy? po 3 godzinach mijają. Pytam położnej, czy mam jakieś zalecenia na drugi dzień, niestety nikt nic nie wie? Idę spać, ale nie potrafię się wyspać?
                              18 maja z rana podłączają mnie znów do ktg, skurczy już tym razem brak, maluch ma się dobrze? Postanawiam się z rana wykąpać, a tak, dla własnego dobrego samopoczucia. Po chwili przychodzi położna i informuje mnie, że mam dziś nic nie jeść ani nic nie pić. Teraz już wiem, że spotkanie z moim najmłodszym dzieckiem jest już bardzo blisko.
                              O 8 rano schodzę na oddział porodowy, przygotowania, badania? (okazuje się, że tydzień po terminie, mam jeszcze szyjkę, która jest tak mocno zaciśnięta, że nie można nic z nią zrobić).
                              8.45 trafiam na salę do cesarskich cięć. Podłączanie do kroplówki, przygotowania? Przychodzi anestezjolog, okazuje się, że to kolega mojego męża?. Zapada decyzja, że i tym razem będę znieczulana w kręgosłup. Boję się? Na szczęście atmosfera na sali wśród lekarzy i pielęgniarek jest bardzo przyjazna. Trochę na początku?odlatuję?, na szczęście szybko podają mi odpowiednie środki i jest dobrze? Po jakimś czasie, informują mnie, że za chwilę poczuję nieprzyjemne ciągnięcie?

                              I? w pewnej chwili czuję, że mój maluszek opuszcza swoje dotychczasowe mieszkanko, słyszę jego bardzo głośny krzyk, anestezjolog mówi mi, że to dziewczynka, a ja wpadam w euforię? Naprawdę, poczułam coś niesamowitego, tak ogromną radość, wzruszenie i jeszcze coś nieokreślonego? To moje maleństwo, które tyle już przeżyło, o które się tak bardzo martwiłam, że nie będę umiała go pokochać? Ta moja córeńka od razu stała mi się tak droga? Przynoszą mi malutką na stół operacyjny, mogę ją przytulić, pocałować? Jest tak cudownie? Mała rodzi się o 9.25, waży 3870 g i ma 55 cm długości.

                              Zostaję przewieziona na salę pooperacyjną, zajmuje się mną bardzo troskliwie położna? Pytam, czy przyniosą tu moją córeczkę, okazuje się, że córcia jest u mnie po 20 minutach? Jest duża i silna i ma kosmiczny odruch ssania, przystawiają mi ją do piersi. A córcia cudownie ssie ;). Ja nie mogę się ruszać, nie mogę podnosić głowy, a malutkiej jak wypadnie pierś, to rączkami pakuje ją sobie do buzi, jest śliczna, słodka i tak bardzo kochana?. Dostaje imię Tosia, które wybrali dla niej Antoś i Klara?

                              • Zamieszczone przez Vinga
                                Jest 17 maja? jestem już 7 dni po terminie. Wybieramy się z mężem do szpitala. Tam na początek podłączają mnie do ktg, które wychodzi dobrze, przy czym nie rejestrują się żadne skurcze. Tłumaczę przyjmującej mnie położnej, że jestem tydzień po terminie i jestem po dwóch cesarskich cięciach, czyli powinnam mieć teraz również cesarkę. Po chwili przychodzi lekarz. Jego wywiad ze mną to chyba najgorsze przeżycie całej mojej ciąży i porodu włącznie. Najpierw z niedowierzaniem patrzy na mnie i upewnia się, że to co ma wpisane w karcie jest prawdą, tzn., że jestem po dwóch cięciach? a potem to już się zaczyna wyżywanie się na mnie, najpierw słyszę ironiczne:?Gratuluję pomysłu zajścia w ciążę po dwóch cięciach?, potem:?Wydaje im się, że mają macice na zamek zapinane?, a na sam koniec z wyrzutem:?Niech się pani cieszy, że w ogóle pani donosiła?, staram się nie?dać?, na zaczepki lekarza odpowiadam żartem, ale gula w gardle mi narasta? Nie informują mnie, jaki mają plany, kiedy będzie cięcie, przyjmują mnie na oddział patologii ciąży. Gdy czekam na korytarzu na usg puszczają mi nerwy, płaczę?
                                Po południu przyjeżdża jeszcze do mnie mąż z dziećmi, przywożą mi zapomniane rzeczy, widok moich maluchów rozczula mnie do granic możliwości, z jednej strony nie chcę zostawać bez nich w szpitalu, z drugiej strony jestem już zmęczona tą ciążą, z jeszcze jednej boję się o maluszka, który rośnie sobie we mnie? Ale też podświadomie czuję, że już nic nie będzie takie samo jak do tej pory, że cały nasz świat się zmieni i wcale nie jestem pewna, czy ta zmiana mnie się będzie podobać?
                                Wieczorem podłączają mnie do ktg, pojawiają się skurcze, niestety rzadko, co 15 minut, każą mi notować częstość skurczy? po 3 godzinach mijają. Pytam położnej, czy mam jakieś zalecenia na drugi dzień, niestety nikt nic nie wie? Idę spać, ale nie potrafię się wyspać?
                                18 maja z rana podłączają mnie znów do ktg, skurczy już tym razem brak, maluch ma się dobrze? Postanawiam się z rana wykąpać, a tak, dla własnego dobrego samopoczucia. Po chwili przychodzi położna i informuje mnie, że mam dziś nic nie jeść ani nic nie pić. Teraz już wiem, że spotkanie z moim najmłodszym dzieckiem jest już bardzo blisko.
                                O 8 rano schodzę na oddział porodowy, przygotowania, badania? (okazuje się, że tydzień po terminie, mam jeszcze szyjkę, która jest tak mocno zaciśnięta, że nie można nic z nią zrobić).
                                8.45 trafiam na salę do cesarskich cięć. Podłączanie do kroplówki, przygotowania? Przychodzi anestezjolog, okazuje się, że to kolega mojego męża?. Zapada decyzja, że i tym razem będę znieczulana w kręgosłup. Boję się? Na szczęście atmosfera na sali wśród lekarzy i pielęgniarek jest bardzo przyjazna. Trochę na początku?odlatuję?, na szczęście szybko podają mi odpowiednie środki i jest dobrze? Po jakimś czasie, informują mnie, że za chwilę poczuję nieprzyjemne ciągnięcie?

                                I? w pewnej chwili czuję, że mój maluszek opuszcza swoje dotychczasowe mieszkanko, słyszę jego bardzo głośny krzyk, anestezjolog mówi mi, że to dziewczynka, a ja wpadam w euforię? Naprawdę, poczułam coś niesamowitego, tak ogromną radość, wzruszenie i jeszcze coś nieokreślonego? To moje maleństwo, które tyle już przeżyło, o które się tak bardzo martwiłam, że nie będę umiała go pokochać? Ta moja córeńka od razu stała mi się tak droga? Przynoszą mi malutką na stół operacyjny, mogę ją przytulić, pocałować? Jest tak cudownie? Mała rodzi się o 9.25, waży 3870 g i ma 55 cm długości.

                                Zostaję przewieziona na salę pooperacyjną, zajmuje się mną bardzo troskliwie położna? Pytam, czy przyniosą tu moją córeczkę, okazuje się, że córcia jest u mnie po 20 minutach? Jest duża i silna i ma kosmiczny odruch ssania, przystawiają mi ją do piersi. A córcia cudownie ssie ;). Ja nie mogę się ruszać, nie mogę podnosić głowy, a malutkiej jak wypadnie pierś, to rączkami pakuje ją sobie do buzi, jest śliczna, słodka i tak bardzo kochana?. Dostaje imię Tosia, które wybrali dla niej Antoś i Klara?

                                i zyli dlugo i szczesliwie
                                mimo ze to juz miesiac minalchcialam Ci serdeczie pogratulowac 🙂

                                • Pięknie napisane:)

                                  • Tosia skończyła już roczek 🙂

                                    Siedzimy sobie właśnie razem przed komputerem :). Ja i moja Tosiunia :). Moja cudowna iskiereczka :). 2 tygodnie temu skończyła rok. jest już malutką panienką…

                                    No i nie sprawdziły się żadne moje obawy. Wstawanie do niej w nocy było przyjemnością. To jedyne dziecko, które mogło płakać sobie ile chciało, a mnie to w ogóle nie denerwowało. Uwielbiałam ją nosić (zresztą nadal to robię). Jest wesoła i pogodna… A najciekawsze są reakcje ludzi na moje dzieci:
                                    Gdy jestem z Antosiem, to zwykle Ci, którzy nas zaczepiają mówią, że jest bardzo inteligentny i wygadany..
                                    Gdy jestem z Klarą, zachwycają się jej urodą…
                                    Gdy jestem z Tosią, słyszę: “O… JAKIE SZCZĘŚLIWE DZIECKO!”

                                    A ja dodaję zawsze (do siebie), że to jest szczęśliwe dziecko, szczęśliwych rodziców 🙂

                                    • vinga, przyjemnie to czytać 🙂

                                      • czytałam z przyjemnością, płynie z Twoich ust sama miłość do dzieci… gratuluję córuni i fajnych bąbli 🙂

                                        Znasz odpowiedź na pytanie: Nasze dziewięć miesięcy…

                                        Dodaj komentarz

                                        Angina u dwulatka

                                        Mój Synek ma 2 lata i 2 miesiące. Od miesiąca kaszlał i smarkał a od środy dostał gorączki (w okolicach +/- 39) W tym samym dniu zaczął gorączkować mąż –...

                                        Czytaj dalej →

                                        Mozarella w ciąży

                                        Dzisiaj naszła mnie ochota na mozarellę. I tu mam wątpliwości – czy w ciąży można jeść mozzarellę?? Na opakowaniu nie ma ani słowa na temat pasteryzacji.

                                        Czytaj dalej →

                                        Ile kosztuje żłobek?

                                        Dziewczyny! Ile płacicie miesięcznie za żłobek? Ponoć ma być dofinansowany z gminy, a nam przyszło zapłacić 292 zł bodajże. Nie wiem tylko czy to z rytmiką i innymi. Czy tylko...

                                        Czytaj dalej →

                                        Dziewczyny po cc – dreny

                                        Dziewczyny, czy któraś z Was miała zakładany dren w czasie cesarki? Zazwyczaj dreny zdejmują na drugi dzień i ma on na celu oczyszczenie rany. Proszę dajcie znać, jeśli któraś miała...

                                        Czytaj dalej →

                                        Meskie imie miedzynarodowe.

                                        Kochane mamuśki lub oczekujące. Poszukuję imienia dla chłopca zdecydowanie męskiego. Sama zastanawiam się nad Wiktorem albo Stefanem, ale mój mąż jest jeszcze niezdecydowany. Może coś poradzicie? Dodam, ze musi to...

                                        Czytaj dalej →

                                        Wielotorbielowatość nerek

                                        W 28 tygodniu ciąży zdiagnozowano u mojej córeczki wielotorbielowatość nerek – zespół Pottera II. Mój ginekolog skierował mnie do szpitala. W białostockim szpitalu po usg powiedziano mi, że muszę jechać...

                                        Czytaj dalej →

                                        Ruchome kolano

                                        Zgłaszam się do was z zapytaniem o tytułowe ruchome kolano. Brzmi groźnie i tak też wygląda. dzieciak ma 11 miesięcy i czasami jego kolano wyskakuje z orbity wygląda to troche...

                                        Czytaj dalej →
                                        Rodzice.pl - ciąża, poród, dziecko - poradnik dla Rodziców
                                        Logo
                                        Enable registration in settings - general