Nie mogę sobie ze sobą poradzić

Zrobiłam się okropnie drażliwa, dostaję furii z byle powodu. Ogarnął mnie jakiś cynizm i znieczulica. Najbardziej cierpi na tym mój mąż. Doprowadziłam go wczoraj do płaczu. Jest mi strasznie przykro z tego powodu. Wiem, że jemu też jest ciężko, stara się za nas dwoje. Robi wszystko, żeby mi pomóc, a ja mu odpłacam strasznym zachowaniem. Potem płaczę, przepraszam, tłumaczę mu, żeby w ogóle nie brał sobie do serca tego co mówię w nerwach… on jest oczywiscie wyrozumiały, ale boję się, że w końcu straci cierpliwość. Nie chcę go ranić! Nie zasługuje na cos takiego. Nie wiem, co robić. Nie chcę brać żadnych prochów, boję się, że nie będę umiała przestać. Hektolitry nervosolu przestają na mnie robić jakiekolwiek wrażenie. Poradźcie mi coś, jeśli umiecie… Czy któraś z Was cos takiego miała po poronieniu? Mnie ten drugi raz w ciągu pół roku zupełnie rozwalił… Wiem, że czas leczy rany… ale jak długo to będzie trwało? Co dalej? Mam okropne myśli, boję sie, że sie okaze, że to u mnie nieuleczalne, boję się przyszłości… Czy ja potrzebuję jakiejś terapii? Dokąd mam z tym pójść, kogo prosić o pomoc?
Agata

16 odpowiedzi na pytanie: Nie mogę sobie ze sobą poradzić

  1. Re: Nie mogę sobie ze sobą poradzić

    Wiesz ja też tak miałam, potrafiłam płakać przez 4 godziny non-stop,aż nie mogłam otworzyć zapuchniętych oczu, też myślałam że potrzebuję terapii (nie będę oryginialna mówiąc że najbardziej pomogło mi czytanie forum), naskakiwałam na męża z byle powodu, wszędzie szukałam zaczepki itp.itd. Ale on pewnego dnia nie wytrzymał:nakrzyczałam na niego za byle pierdołę-nie pamiętam już za co i poszłam sobie płakać nad moim losem do innego pokoju, płakałam tak bardzo długo a on nie przychodził, więc w głowie układałam sobie najgorsze scenariusze-że już mnie nie kocha, że zostałam sama,nie wiem ile to trwało, ale przyszedł w końcu i przytulił mnie,nic nie mówił dopiero jak się uspokoiłam-powiedział wprost-bez żadnych ogródek-jaka jestem wredna,egoistka,użalam się nad sobą-a on musi być twardy-jakby to nie było jego dziecko,jakby on nie przeżył tej śmierci.
    Było mi strasznie wstyd, nie myślałam o tym że on tak to przeżywa,i przez co przeszedł jak byłam w szpitalu, powiedział mi że on sam pochował nasze dziecko-dopiero wtedy dotarło do mnie jak straszne dla niego to było przeżycie.

    Ale się rozpisałam
    Cóż mogę powiedzieć-minął jakiś czas, jestem na L-4, uczę się gotować :-), i staram się nie wściekać, nie chcę już płakać, odganiam od siebie wspomnienia, żyję od nowa, wzięłam się za badania, za przygotowania, szukamy domu: CZYLI 100 TYSIĘCY różnych spraw byle nie wracać do przeszłości
    Nie wiem czy Ci pomogło Agato to co napisałam,
    Ja lubie także Forum Bociana-kącik psyhoterapeutyczny-tam są różne smutki i problemy-ale pewno już odwiedzałaś Bociana-popularny jest w końcu!
    Trzymaj się, nie smuć się proszę i nie wściekaj.
    Ściskam bardzo.!

    Agnieszka

    • Re: Nie mogę sobie ze sobą poradzić

      Chyba każda z nas tak ma. Zwłaszcza po tym drugim razie. Nagle wydaje się, że już nigdy nie bedzie się mamą, że już wszystko skończone. Po pierwszym poronieniu jakoś łatwiej dojśc do siebie. W końcu przypadki sie zdarzają, ale dwa razy?? Oj dobrze pamiątam te myśli. Byłam wsciekła na cały świat, na wszystkich, na wszystko. Chyba nikt poza dziewczynami z tego forum mnie nie rozumiał. Znajome mówiły idz do ludzi, ale ja nie chciałam do ludzi!!! Ludzie mnie drażnili, wszędzie widziałam kobiety w ciaży, z wózkami małe dzieci a to bolałooo.
      Z mężem nie potrafiłam sie dogadać. On też cierpiał wiem, ale ja byłam na dnie czarnej dziury i nie wiedziałam jak wyjść stamtąd.
      Masz teraz widze podobnie, po samym zabiegu jakoś to było, ale parę dni później przyszedł ten ból, strach, sterss jak po szoku. Wszystko poczułam ogromnie..
      Mnie pomogła rozmowa na gg z mygdu. Ona straciła ciaze w październiku ja we wrześniu. Gadałyśmy o tym co czujemy, czego się boimy i o 1000 różnych głupot po których zaczełyśmy się śmiać. Czytałyśmy tomy inforamcji internetowych opracowywały działanie i wspólnie wspierały w trudnych dniach.. Pisało się listy na to forum o tym co się czuje, czego się boi i co się dzieje i inne dziewczyny też wyciągały rekę. Pomagało mi to, że ktoś rozumiał moje uczucia, ktoś wiedział co myślę, że nie dawali pustych rad, “będzie lepiej” “idz do ludzi” itp. Każda z nas wyrabia sobie swoje sposoby wyjścia. czytałam tony ksiazek, oglądałam filmy, buszowałam po necie. Powoli powoli zaczełam wychodzić… Potem były dziewczyny, które szczęśliwie zaciążyły i..im się udawało. Najlepiej pamietam onkę – bo miała podobną historię. Śledziłam z niepokojem jej posty – a tam wszytsko było dobrze…
      Zaczełam wierzyć. Historie jak to ktoś tam poronił 5 razy i się udało przestały budzić złość.. Postanowiłam znaleźć przyczynę, zrobić WSZYSTKO co trzeba bym sobie nie mogła nic zarzucić, ze czegoś zaniechałam, czegoś nie spróbowałam. Zaczełam działać mając jeden cel.. dziecko…
      Agatko, jeśli czujesz, ze zupełnie nie dajesz rady idz do poradni zdrowia psychicznego i pogadaj z psychologiem. To tez może Ci pomóc. Ja też zastanawiałam się nad tym roziązaniem, bo miałam wrażenie, ze jestem popękana jak stara chińska porcelana i tak naprawdę nic nie trzyma się w kupie.
      A jeśli potrzebujesz to mój nr gg 2922067. Bywam w necie często..
      Pozdrawiam bardzo cieplutko i serdecznie

      ika z małym słoneczkiem marcowym

      • Re: Nie mogę sobie ze sobą poradzić

        Agatko,

        Ja jestem po jednym poronieniu i sama się boję ewentualnego “drugiego razu” ale ten pierwszy był wystarczającym ciosem…ja zawsze chciałam mieć dziecko.. jak już skończyłam liceum to o tym marzyłam…wszyscy znajomi się ze mnie śmiali…że taka dzieciara i pewnie gromadki się dochowam a mój mąż będzie największym rozpłodowcem…..
        Ale jednak rozsądek zwyciężył i najpierw studia…pod koniec już namawiałam męża (wtedy jeszcze narzeczonego) na dzidzię…bronił się a ja się poddałam..po studiach ślub i w końcu TAK…. Nadszedł TEN moment…jakie było zdziwienie gdy najpierw się nie udawało a potem DZIDZI NIE BIJE SERCE! Jak to???? Przecież to niemożliwe…przecież to było moje największe marzenie!!!!
        Zwątpiłam w świat i w Boga…winiłam mojego męża że to przez niego bo kiedyś tam się nie zgodził na dzidzię wcześniej..co było podłe… Ale ja po prostu miałam wszystko gdzieś…prawie zrujnowałam moje małżeństwo…pojawiło się magiczne słowo “rozwód”…i dopiero wtedy zobaczyłam co ja robię…i postanowiłam walczyć…ciąglę walczę… Ale różnie to bywa…jak widzę kobietę w ciąży…leci mi łza..serce mi się zaciska…i co? I żyję dalej…tylko trochę więcej pustki i mniej optymizmu mam…

        Agatko, jeżeli nie możesz sobie kompletnie poradzić sama to może faktycznie udaj się do poradni psychologicznej…. Ale naprawdę na miejscu jest powiedzenie, że czas leczy rany chociaż wiem jak to głupio brzmi…
        Proszę Cię nie trać do końca wiary…
        Jeżeli mogę Ci w jakikolwiek sposób pomóc…to chętnie to zrobię.

        Ściskam,

        Marti z aniołkiem i wielką nadzieją

        • Re: Nie mogę sobie ze sobą poradzić

          Cześć Agatko,
          Ja też doskonale rozumiem co czujesz i przeżywasz. Mnie leciały ciągle z oczu łzy po każdym z dwóch poronień i zastanawiałam się skąd we mnie tyle wody…
          Też wściekałam się o byle co, nadal bardzo łatwo mnie wyprowadzić z równowagi. Wiem jakie to trudne. Tak naprawde miałam ochote położyć sie i płakać, płakać, płakać… A mój mąż, no cóż nagle zauważyłam, że tak naprawdę w tym wszystkim mam tylko jego. Tylko on choć trochę może czuć ten sam ból, bo to były jego wymarzone dzieci. I to małżeństwo, to jest teraz najważniejsza i najcenniejsza rzecz do ocalenia, bo jeśli chcę mieć jeszcze nadzieję i dzieci to tylko z Nim, w końcu wybrałam go, bo pasował mi na ojca moich dzieci…
          To prawda, że na początku mówienie, że czas leczy rany nie pomaga, ale to jest prawda. Minął miesiąc, zabrałam się za robienie badań, zaczęliśmy planować, że w końcu postaramy się o własne mieszkanie, żeby dzieci miały gdzie mieszkać itp.
          Nadal nie wiem jak będzie w przyszłości, nadal boję się, chyba wszystkie się boimy, ale ja odkryłam, że mam po co żyć i Tobie też tego życzę.

          Agnieszka
          2 aniołki 18.04
          aniołek 16.10

          • Re: Nie mogę sobie ze sobą poradzić

            Miałam to samo. Budziłam męża w środku nocy i zarzucałam absurdalne rzeczy. To burza hormonów. Taki jak baby blue, u kobiet ktore urodziły. Organizm musi z tym jakiś czas powalczyć. ja juz jestem przeszło miesiąc po zabiegu, ale to nie przeszło całkowicie. Mam hustawki nastroju. Musisz znależć coś takiego co cię odpręży, coś co bedziesz mogła zrobić jak najdzie cię beznadziejny nastrój. Nie myśl, że coś z toba nie tak. Czas naprawdę działa. Pogadaj o tym z mężem, niech wie co sie z toba dzieje.

            • Re: Nie mogę sobie ze sobą poradzić

              Och, jakże znam ten ból, żal, smutek, rozpacz, niechęć, nienawiść…….
              Ja poroniłam tylko (aż) raz w 2001r.
              Dziś mam cudownego synka, który za 3 dni kończy 10 miesięcy i niech to będzie dla Ciebie pociechą. Ból minie, uwierz i jeszcze będziesz tulić nie jednego, a trzy takie szkraby.
              Wiem, jak Ci ciężko, ale mnie za cierpienie spotkała nagroda. I wierzę, że z Tobą będzie tak samo. Odkąd tylko zawitałam na forum, całym sercem jestem przy dziewczynach, których kolejna próba się nie powiodła, trzymam kciuki i po cichu zanoszę prośby do Boga, aby i Wam dane było poznać takie szczęście, jakim ja mogę się cieszyć.
              Czekaj na słoneczko, na pewno wyjrzy, a wtedy wszystko ujrzysz w innych kolorach.

              A swoją drogą mojemu Małemu Aniołkowi co roku w dniu Wszystkich Świętych zapalam światełko i będę to robiła do końca moich dni. Niech wie, że Mama o niej pamięta i nigdy jej nie zapomni. Wierzę też, że czuwa nad swoim malutkim braciszkiem

              i życzymy samych pozytywnych myśli

              Gonia + Mimiś (9 miesięcy!)

              • Rozpłakałam się czytając Wasze posty

                Zawsze mi się wydawało, że sobie ze wszystkim poradzę, w końcu dużo już w życiu przeżyłam i wiele się wycierpiałam i myślałam, że jestem twarda ale tak jak Was strata mojej pierwszej kruszynki zupełnie mnie złamała. Nie mogłam w to uwierzyć, ani się z tym pogodzić. Moja ciąża obumarła w 11 tygodniu. Chociaz od początku miałam z nią problemy to przez myśl mi nie przyszło, że ją stracę.Wierzyłam ślepo, że wszystko dobrze się skończy, modliłam się kilkanaście razy dziennie do Anioła Stróża, by nas nie opuszczał…. A potem wiadomość, ” nie jestem pewnien czy ta ciąża jest jeszcze żywa”… i nastęnego dnia było już po zabiegu. Pamiętam łzy spływające mi po twarzy, kiedy leżałam już na fotelu i przygotowywano mnie do zabiegu. A potem ogromny ból już po wszystkim ale nie fizyczny, rozdarte serce pełne nieopisanego żalu… A po dwóch tygodniach…. Nasz ślub, właściwie najpiekniejszy jaki mogłam sobie wymarzyć…i cieszyłam się, bo już tak dawno chcielismy sie pobrać ( jesteśmy razem 9 lat) a dziecko miało dopełnić nasze szczęście. Wszyscy świetnie się bawili i orócz moich rodziców, mamy mojego męża nikt nie wiedział jaki smutek noszę w sobie i jak bardzo cierpię. A potem wrciliśmy do naszego domu. Zrezygnowałam z pracy i zamknęłam się w 4 ścianach. Nie miałam ochoty z nikim rozmawiać i z nikim się spotykac, nie chciałam nigdzie wychodzić. Na zewnątrz wydawało mi się, że wszędzie jest pełno kobiet w ciąży i pełno małych dzieci. Nie mogłam znieść ich widoku i tak strasznie im zazdrościłam…i to pytanie DLACZEGO? – zadręczałam się, przeszukując internet w poszukiwaniu odpowiedzi na nie. I te nieprzespane noce, koszmary i płacz przez sen…
                Mam wspaniałego męża, czasem wystarczyło, że po prostu był i gdy zanosiłam się od płaczu wystarczyło, że mocno mnie przytulił nic nie mówiąc.
                Juz zdążyłam się przekonać, że czas leczy rany. Czuję się już lepiej, znów silniejsza. Moją głowę znów zaprząta przygotowanie się do kolejnej ciąży. Trzeba znależć sobie coś, co zajmie nam czas. Ja znów wychodzę do ludzi, znów potrafię się cieszyć i śmiać.
                Trzeba postarać się wyciszyć i pozwolić nadziei znów zagościć w sercu. Ale nic na siłę, na wszytko potrzeba czasu.

                Aggulko, jeśli chciałabyc porozmwaić, jestem na gg: 778490.

                …i głowa do góry, wkrótce znów zaświeci słońce- obiecuję.

                Milena
                +aniołek 17.09.2003 [Zobacz stronę]

                • Re: Nie mogę sobie ze sobą poradzić

                  Wiem co czujesz. Ja straciłam dziecko w 34 tygodniu. Moja ciąża przebiegała bardzo dobrze, nie miałam żadnych kłopotów, bardzo dobrze się czułam i nagle… moje dziecko umarło jeszcze w brzuszku i juz go nie mam. 3 grudnia minie już 6 miesięcy jak urodziłam mojego synka. Ja do tej pory nie mogę się z tym pogodzić, cały czas widzę ciężarne komiety, kobiety pchające wózki i wyobrażam sobie jak to ja idę z wózkiem i tak bardzo za tym tęsknię. Po wyjściu ze szpitala także cały czas płakałam, nie wychodziłam z domu i z nikim nie chciałam rozmawiać. Teraz czas mi zabiera przygotowania do kolejnej ciąży bo mam nadzieję, że po nowym roku będę mogła zacząć starania. Mocno Cię pozdrawiam i życzę nam wszystkim powodzenia.

                  • Re: Nie mogę sobie ze sobą poradzić

                    Nie wiem czy Ci pomogę, ale ja po poronieniu czułam sie okropnie winna za to co się stało. jak pokazał czas winni byli lekarze, brak badań i przygotowań do ciąży. Potem przyszło najgorsze, ciaża pozamaciczna jako efekt zrostów po łyżeczkowaniu i wycięcie jajowodu. swiat się dla mnie zawalił, waliłam głową w ścianę i pytałam dlaczego. Ale mąż był dla mnie wielkim sparciem, chodził na badania, troszczył się, stał pod gabinetem, rozmawiał z lekarzami, pytał o wszystko. może powinnaś skoncentrowac się na znalezieniu dobrego lekarza i zrobieniu badań? Listę moge podesłać
                    Pozdrawiam i bądź dobrej myśli. A może wizyta u spychologa by pomogła?

                    • Re: Rozpłakałam się czytając Wasze posty

                      Dziekuję Ci za ciepłe słowa. Wiem, że z czasem będzie coraz lepiej. Tylko, żeby ten czas trochę szybciej płynął.
                      Niestety nie mogę skorzystać z Twojej propozycji rozmowy na gg, bo jestem nieszczęsnym modemowcem, a i tak już totalnie przeginam z siedzeniem w necie… Miałam nadzieję na stałe łącze, ale ta prysła z przyczyn obiektywnych. Padła cała osiedlowa sieć itd. itp. Ale dziękuję Ci bardzo, naprawdę. Sama świadomość, że gdzieś tam jest ktoś, kto rozumie, już jest krzepiąca.
                      Paskudne jest to życie czasami, słowo daję… Ale czasem też troche lepsze, więc może doczekam lepszych czasów…
                      Życzę Ci z całej siły powodzenia!
                      Agata

                      • Re: Nie mogę sobie ze sobą poradzić

                        Dzięki, wychodzę powoli z najgłębszego dołu. Chyba osiagnęłam dno parę dni temu i wyglada na to, ze się od niego odbiłam… tfutfu… mam nadzieję, że gorzej już nie będzie. Chyba, ze się okaże coś strasznego w trakcie badań…
                        Właśnie dziś zapisałam się na pierwszą wizytę do lekarki, którą kiedyś polecałaś. Czy myślisz, że ona rzetelnie mi pomoże znaleźć przyczynę?
                        Pozdrawiam, Agata

                        • Re: Nie mogę sobie ze sobą poradzić

                          To strasznie smutne musi byc jak sie traci dziecko na tak krotki czas przed porodem. Wiekszosc materialow ktore do tej pory przeczytalam mowi ze konczac pierwszy trymestr mozna wlasciwie odetchnac bo grozba poronienia zostala oddalona.
                          Mnie na poczatku sie wydawalo ze to okropnie krzywdzace ze moje dziecko bylo tak malutkim czlowieczkiem ze nawet nie bedzie go mozna zobaczyc ani pochowac, ale teraz widze ze to musi byc okropny bol po stracie tak zaawansowanej ciazy.
                          Strasznie mi smutno z twojego powodu.

                          • JESTEŚCIE KOCHANE

                            Nie daję rady odpisać kazdej z Was z osobna, ale kazdej z Was dziękuję – za wsparcie, za pociechę, za miłe słowa, za to, że jesteście takie kochane! Naprawdę bardzo Wam dziękuję!
                            Chwilowo wydaje mi się, że jest lepiej. Ale duzo czasu jeszcze minie, aż będę mogła powiedzieć, że jest normalnie… mam nadzieję, że kiedyś jeszcze powiem – jest dobrze…
                            Do 5 grudnia daję sobie zupełnie spokój z tym wszystkim – odpoczywam, pracuję, zajmuję się moim nadwyrężonym mężem (to jest po prostu cud, że mam kogos takiego, skąd ten facet się wziął?) A piątego mam pierwszą wizytę u lekarza – wtedy zacznie się karuzela – badania, niepewność, odbieranie wyników… brrr. Zobaczymy, co z tego będzie…
                            Boję się, smutno mi, płakać mi się chce, jest mi źle i wszystko jest do bani – ale jest trochę spokojniej… także dzięki Wam!
                            Teraz dla odmiany czuję sie jakaś przytłumiona. (Jak szybko to się zmienia – może to te cholerne hormony się mną zabawiają.) Może tak lepiej – na pewno dla mojego Marcina… Boże, jaki on jest kochany…
                            Wiecie co, dosyć tego, bo już się zaczynam rozklejać…
                            Pozdrawiam, Agata

                            • Re: Nie mogę sobie ze sobą poradzić

                              Wiesz ja także byłam pewna że najgorzej to przetrwać pierwszy trymestr, bo potem to juz wszystko musi być ok. Teraz wiem, że do samego końca nie wiadomo co może się przytrafić, ja jestem tego przykładem. W nastepnej ciąży całe 9 m-cy będę się denerwowała o to czy tym razem będzie ok. Ja liczyłam dni do terminu porodu a tu los chciał inaczej i najgorsze że nic nie wskazywało że moja ciąża tak może się zakończyć. To był dla mnie i mojej rodziny prawdziwy szok. Modlę się żebym nie musiała jeszcze raz przez to samo przechodzić ale obawa jest we mnie cały czas.

                              • Re: Nie mogę sobie ze sobą poradzić

                                Mam nadzieje, że przy jej pomocy znajdziesz przyczynę, a jeżeli nawet nie to i tak zszczęsliwie doczekasz się maluszka. Będę bardzow dzięczna jak napiszesz kilka słów swoich wrażeń po wizycie
                                trzymam kciuki i pozdrawiam

                                • Re: Nie mogę sobie ze sobą poradzić

                                  Napiszę na pewno -tu w kąciku – po 5. grudnia
                                  Pozdrawiam, A.

                                  Znasz odpowiedź na pytanie: Nie mogę sobie ze sobą poradzić

                                  Dodaj komentarz

                                  Angina u dwulatka

                                  Mój Synek ma 2 lata i 2 miesiące. Od miesiąca kaszlał i smarkał a od środy dostał gorączki (w okolicach +/- 39) W tym samym dniu zaczął gorączkować mąż –...

                                  Czytaj dalej →

                                  Mozarella w ciąży

                                  Dzisiaj naszła mnie ochota na mozarellę. I tu mam wątpliwości – czy w ciąży można jeść mozzarellę?? Na opakowaniu nie ma ani słowa na temat pasteryzacji.

                                  Czytaj dalej →

                                  Ile kosztuje żłobek?

                                  Dziewczyny! Ile płacicie miesięcznie za żłobek? Ponoć ma być dofinansowany z gminy, a nam przyszło zapłacić 292 zł bodajże. Nie wiem tylko czy to z rytmiką i innymi. Czy tylko...

                                  Czytaj dalej →

                                  Dziewczyny po cc – dreny

                                  Dziewczyny, czy któraś z Was miała zakładany dren w czasie cesarki? Zazwyczaj dreny zdejmują na drugi dzień i ma on na celu oczyszczenie rany. Proszę dajcie znać, jeśli któraś miała...

                                  Czytaj dalej →

                                  Meskie imie miedzynarodowe.

                                  Kochane mamuśki lub oczekujące. Poszukuję imienia dla chłopca zdecydowanie męskiego. Sama zastanawiam się nad Wiktorem albo Stefanem, ale mój mąż jest jeszcze niezdecydowany. Może coś poradzicie? Dodam, ze musi to...

                                  Czytaj dalej →

                                  Wielotorbielowatość nerek

                                  W 28 tygodniu ciąży zdiagnozowano u mojej córeczki wielotorbielowatość nerek – zespół Pottera II. Mój ginekolog skierował mnie do szpitala. W białostockim szpitalu po usg powiedziano mi, że muszę jechać...

                                  Czytaj dalej →

                                  Ruchome kolano

                                  Zgłaszam się do was z zapytaniem o tytułowe ruchome kolano. Brzmi groźnie i tak też wygląda. dzieciak ma 11 miesięcy i czasami jego kolano wyskakuje z orbity wygląda to troche...

                                  Czytaj dalej →
                                  Rodzice.pl - ciąża, poród, dziecko - poradnik dla Rodziców
                                  Logo
                                  Enable registration in settings - general