Ostatnio jakoś tak boleśnie uświadomiłam sobie, że naprawdę nie mogę już wszystkiego robić w życiu, z różnych przyczyn. Zdrowotnych, dzieciowych (czyt. unikanie ryzyka) itd.
Ale był moment taki w życiu, że oczywiście byłam pewna, że MOGĘ WSZYSTKO 😉 Świat należy do mnie i tego typu dyrdymały młodego umysłu 😉
Kiedy miałyście takie poczucie? Że jesteście absolutnie najlepsze, niezniszczalne? Mam nadzieję, że nie pytam zbyt osobiście 😉
Ja miałam takie wrażenie pewnie kilka razy w życiu, ale zapamiętałam głównie – Orlą Perć, pokonaną mimo lęku wysokości i Rysy, w absolutnie niesamowitych okolicznościach i burzę w Wysokich Tatrach Słowackich w szczerych kamieniach…
Czyli moje “mogę wszystko” to głownie pokonanie własnego lęku.
A Wasze “MOGĘ WSZYSTKO”?
26 odpowiedzi na pytanie: Porozmawiajmy o szczytach Waszych mozliwości ;)
nie znam chyba jeszcze szytu swoich mozliwosci… Ale jesli chodzi o wysilkowe to byla nim Swinica i zejscie z niej;-)stresu co niemiara na łańcuchach…
Moje moge wsyztsko jak się zastanawiam są związane głównie z pracą a nie z rozrywką
Przeżyłam 3 miesiące na zbiorze ogórków w Niemczech
Obóz koncentracyjny pracy
Zawsze sobie powtarzam, ze przeżyłam to, to przeżyje wszystko
Potem studia 400 km ode mnie, małe, wiecznie chorujące dziecko i hardcorowa praca na zmiany ze zrytą szefową – też się podziwiam 🙂
Teraz 2 dzieci i 2 prace na karku to pikuś 😀
O, właśnie o takie “mogę wszystko” mi chodziło.
O tą chwilę, kiedy dumna uświadamiasz sobie jaką granicę (dla siebie) przekroczyłaś i jak bardzo Cię to cieszy 🙂
PS. Obóz koncentracyjny pracy?!
My matki możemy wszystko !!!!
moge wszystko;)
ale nie wiem, czy dokladnie o takie wszystko chodzi, bo zrobilam kilka rzeczy zupelnie bez swiadomosci, ze moga byc jakies komplikacje, np. przeprowadzka do slowenii w czwartym miesiacu ciazy i rodzenie dziecka bez znajomosci jezyka i obyczajow – spora szkola zycia mnie spotkala
a z takich oczywistych szczytow?
paralotniarstwo (przelamalam w sobie jakis tam strach na pewno)
skoczylam ze spadochronem
chodze po gorach juz tak dlugo, ale ciagle elbrus mam w pamieci;) – wieeeeeelki hardcore, zupelnie nie bylam swiadomoa jak to bedzie wygladalo
rozne wycieczki krajoznawczo-turystyczne bez pieniedzy i bez celu (rumunia i ukraina zostawily najwieksze wrazenia)
imanie sie roznych zawodo w zyciu – najtrudniejsze mozliwe wolontariaty – pomoc w hospicjum, w izbie wytrzezwien i ten najabardziej traumatyczny – w domu dziecka (akurat w okolicach zabojstwa szescioletniej dziewczynki z tegoz domu dziecka przez wspolmieszkancow)
niektore wyzwania zaliczylam, niektore to byly porazki (wlasnie ten dom dziecka)
jeden cel do zrealizowania jeszcze: Appalachian trail – sie zrobi:) jak dzieci podrosna
szczyty mozliwosci to ja mam teraz:
dwoje prywatnych dzieci wyjatkowo absorbujacych i z alergiami
10 dzieci uposledzonych i z roznymi innymi “dodatkami” w klasie + koniec roku rychły i protokolowanie rad RP
egz. na mianowanego
egz. dodatkowe studia
korki maturalno – egzaminowe
wywiady dla miesiecznika branzowego (robie tam wszystko: od wyszukiwania celebryta po wyciaganie zdjec od menago)
siostra w ciazy i jej slub
sasiadka – psiapsiola z noworodkiem
przeciekajacy sufit
wyjatkowo absorbujacy maz
utykajacy i potrzebujacy zastrzykow pies
i zmagania z wlasną – nieustająco rosnąca – dupą
to sa szczyty. i jak spadne, to z hukiem.
PS
chyba mam doła, czy cos.
u mnie Machu Picchu
a granice:
-kiedy dostałam sie na studia (dwa razy próbowałam za trzecim sie udało i jestem z tego dumna)
-kiedy nauczyłam sie pływac na kajaku spotrowej jedynce
-kiedy postanowiłam pojechac na wyspe na której krecono Mamma Mia (który to film uwielbiam)
-o widze tecze 🙂
no znalazłoby sie jeszcze troche, pomysle
to ja napisze tylko: chylę czoła zwłaszcza tu wyjatkowo absorbujacy maz
– to fakt, z moim czasami wytrzymać to rzeczywiście szczyt moich mozliwości 🙂
Tak się zastanawiam…miałam w życiu chyba 2 granice.
Pierwsza mną lekko ruszyła – to diagnoza astmy u mojego młodszego syna.
Druga – która rzuciła mnie na kolana i serio bywały chwile, że myślałam, że się nie podniosę to diagnoza RP mojego starszego syna.
Podniosłam się i od tego dnia nie ma dla mnie rzeczy niemożliwych – wszystko to jest po prostu pestka.
Biorę na klatę wszystko jak leci.
Absolutnie się zgadzam, choroby dzieci w sekundę przesuwają nam granice niemożliwego. Niejedna z nas nie spała po kilka nocy będąc z chorym dzieckiem w szpitalu, podczas gdy normalnie pada o 22, to jasne.
I jeszcze, przy wszelkich chorobach, złych diagnozach, w sekundę organizuję się świetnie, potrafię w kilka telefonów znaleźć (jak było potrzeba) kontakt do krajowego konsultanta toksykologii czy specjalisty od parazytologii. Nie ma takiej informacji, której bym nie potrafiła osiągnąć, załatwić. Od razu mam w głowie ciąg telefonów, które muszę wykonać.
No ale pewnie to naturalne u matek. Ciężko to nazwać “szczytem możliwości” aczkolwiek pewnie podchodzi pod “mogę wszystko” 😀
Idealnie mój wewnętrzny Twój obraz pokrywa się z tym zdaniem 😀
nooo, w sumie troche na wyrost z tym moim wszystko moge, bo z paroma rzeczami mi nie wychodzi;) – ale skoro to nie temat watku, wiec lepiej przemilcze np. sprawe wiecznego odchudzania sie;)
z tymi problemami dzieci to masz absolutnie racje
na tym cholernym bulgarskim wygnaniu normalnie mam secjalizacje z diagnoz przez internet – znaim do lekarza pojade, robie przeglad wszystkiego w necie, zeby miec mniej wiecej poglad, z czym mam do czynienia
i tak juz zdiagnozowalam u dzieciakow poprawnie np rumien (nie wiem jaki, ale to byl rumien), jakas postac zapalenia spojowek (dokladnie z nazwa juz poszlam do lekarza), nie wspomianajac o heviranie, ktorego postac znalazlam dostepna w bg bez recepoty, bo mi nikt lekow antywirusowych sprzedac nie chcial na ospe (a mialam zaraz leciec do polski na wielkanoc:/)
obdzwanianie roznych miejsc z niezastapionym: nie mowie po bulgarsku (kiedys to bylo po slowensku), ale mam taki interes i tlumaczenie pokretnie we wszystkich jezykach swiata weszlo mi w krew
pod wzgledem komunikacyjnym: moge wszystko – najwyzej sie nie uda
ale z mezem marudnym se nie radze:/
o to, to… :/
ostatnio – poród:D
o ja chyba też… 36 godzin w bólach z krzyża… bez spania, jedzenia. Od wycia – przez 3 dni po porodzie nie mogłam słowa powiedzieć. Sikanie pod siebie na położnictwie i wielka niemoc, że nie mogę dziecku sama pieluchy zmienić..
Boże, błagam, żeby drugi poród, był moją nagrodą za ten pierwszy..
i ja ja błagam:)
Tak 🙂 to prawda 🙂
dla mnie tez poród pokazał mi, ze mogę wszystko
dlatego zdam egzamin na uprawnienia w tym roku zdam egzamin na uprawnienia w tym roku zdam egzamin na uprawnienia w tym roku zdam egzamin na uprawnienia w tym roku zdam egzamin na uprawnienia w tym roku- zrobię to i już !:)
dosłownie mogę wszystko
bo mam przy sobie kochającą rodzinę i wspaniałych przyjaciół
Znasz odpowiedź na pytanie: Porozmawiajmy o szczytach Waszych mozliwości ;)