Kurcze…mieszkam tu sobie spokojnie od ponad roku i żyło mi się dobrze. Sąsiedzi nie upierdliwi, mało wścibscy- jest ok.
Jak bardzo się myliłam! 😉
Mam opiekunkę, która przychodzi do nas na kilka godz. dziennie. I siedzi zazwyczaj w piaskownicy. A tam- wiadomo, jakie klimaciki panują, hehe. No nic.
Jestem sobie w tej piaskownicy, czekam na Baśkę ( opiekunka), jest, idzie! Mówię do Mata- o, zobacz kto idzie! Na co moja sąsiadlka z dołu, starsza kobita nie wytrzymała i leci do mnie i pyta;
– A TO PANI SIOSTRA?????
-NIE…
-A TAKA PODOBNA…
-…..
– A MIESZKA GDZIES BLISKO?
– NIE! TO OPIEKUNKA.
To mnie lekko rozbawiło. Ale na drugi dzień Baśka mi donosi,że zahaczyła ją inna sąsiadka i zaczęła przesłuchanie- czy ona z nami mieszka (?!) czy jest rodziną itd.
To już mnie wkurzyło. Potem idę do pisakownicy, uśmiecha się mnie jakaś kobieta. I mówi,że młodszy syn to do taty baaardzo podobny! Kurde- wiedzę ja pierwszy raz na oczy! 😮 I ona wie, że mam opiekunkę itd.
Mój mąż to w piaskownicy może z dwa razy się pojawił… A pani jaka sprytna, no! Nawet podobieństwa się dopatrzyła.
Kurde- może awantury jakieś porobić czy co? kochanka sobie sprawić??? Bo tak muszą se ludzie sztucznie tematów szukać…;)
Też macie takich wścibskich sąsiadów?
Strona 2 odpowiedzi na pytanie: Wścibskość…czyli kto z kim i gdzie;)
Ala a Ty myślisz że na tych mazurach bedzie inaczej?
czytałas przeciez “Dom nad rozlewiskiem” – najpierw będziesz “ta nowa co to z miasta przyjechała”… a potem po prostu – gdzie dzieci się uczą, jak się uczą, jak zarabiacie na życie….
a plotki też są, też ludzie wiedzą o tobie Wszystko, tylko że zataczają one większy krąg ze względu na większe odległości
w zeszlym roku wyprowadzilam sie z bloku, w ktorym mieszkalam od lat 9… blok maly, czteropietrowy, tylko 2 klatki – uwierz, ze dopiero po 4-5 latach poznalam wszystkich sasiadow z mojej klatki, tych z drugiej absolutnie nie kojarze, nawet z widzenia /oprocz 2 osob, ktore byly jakims przewodniczacym i zastepca wspolnoty czy cos w tym stylu/. przez te kilka lat nie mialam dziecka, wiec moze dlatego udalo mi sie uniknac bliskich kontaktow trzeciego stopnia 😉 ale za to jak sie urodzil Makary, to ho ho! tu juz bylo niemal rodzinnie 😀 /a chcialam zauwazyc, ze w calej klatce mieszkali ci sami ludzie od poczatku istnienia bloku, czyli jakies 30 lat. nowa bylam tylko ja, ktos z parteru /przez te 9 lat RAZ widzialam jego plecy ;)/ + wielodzietna,szemrana rodzinka. moja sasiadka zza sciany byla tak wscibska, ze za kazdym razem,jak tylko slyszala NAJMNIEJSZY szmer na korytarzu, od razu otwierala bezceremonialnie drzwi i patrzyla “kto, po co i do kogo’. gorzej – latem drzwi do jej mieszkania byly na osciez otwarte od switu /doslownie!/ do poznej nocy – pani miala kawalerke i na wprost drzwi wejsciowych,w pokoju, byl jej “fotel obserwacyjny”. pani sasiadka pracowala w szpitalu razem z moim kolega, ktory mnie bardzo czesto odwiedzal – ja z kolei czesto odwiedzalam kolege w jego miejscu pracy i bardzo szybko awansowalam na narzeczona 😉 /kolega jest zatwardzialym gejem/. pani uwielbiala plotki, zyla wrecz zdobywaniem i przetwarzaniem wszelkich informacji o bliznich…
przez pierwsze lata doprowadzalo mnie to do szalu,ale pozniej… pani okazala sie bardzo, bardzo pomocna, zyczliwa i troche sie z nia zzylismy… w najmniej oczekiwanych / i zarazem trudnych/ sytuacjach bardzo mi pomogla, za co jestem jej ogromnie wdzieczna.
po urodzeniu Makarego wszyscy sasiedzi zaczeli sie badzo mocno interesowac nasza rodzina, ale w sposob naprawde zyczliwy i sympatyczny. gdy szukalismy niani, to w ciagu 1 dnia sasiedzi podali nam chyba z 5 kandydatek – sami, nieproszeni /wspomnielismy tylko o poszukiwaniach naszej sasiadce zza sciany 😀 /. co dziwne – nigdy nie bylo zadnego obmawiania, jeden na drugiego nigdy nie powiedzial zlego slowa, nie bylo plot i dziwnych, niesprawdzonych informacji…
powiem calkiem szczerze – czasami brakuje mi “pani muchy”, “pani dyziowej”, “pani kowalskiej”…
Wioska jest pod względem plot jeszcze gorsza!:) ale może jak tak nie bezpośrednio za ścianą…mnie męczy miasto już. Tak po prostu.
fotel obserwacyjny 🙂 fajna nazwa 🙂
Ja też mieszkałam, wcześniej wśród raczej starszych ludzi i wbrew pozorom bardzo mi tam było dobrze:)
Teraz to takie młode osiedle,raczej takie rodziny, jak my. Niby to miłe, te piaskownice, ta zażyłość matek ale dla mnie to koszmar jakiś.
No właśnie- jak pisałam nie wkurzyła mnie ta wścibskość mojej starszej sąsiadki:)
Ja mam podobnie 😉
Za to Maciek po nie całym miesiącu chodzenia do przedszkola, potrafił wymienić wszystkie dzieci z grup z imienia i nazwiska, wskazując na szafki w szatni…
Czytać nie umie, więc wszystko z pamięci 😉
Nie uczę się tego na pamięć, po prostu zostaje mi w głowie…tak jak adresy, nr telefonów i ważne daty 😉
ja mialam doslownie piane na ustach, jak kiedys sasiadka zza sciany zapytala, czy juz jestesmy z kolega /tym, z ktorym pracowala / “po slowie” i kim jest ten pan, ktory wychodzi ode mnie w nocy /czyli owczesny i obecny narzeczony 😉 /…
nie lubie plot, nie znosze bezceremonialnego wtracania sie w czyjes zycie, zadawanai bardzo osobistych pytan przez obce osoby… nauczylam sie odpowiadac tak, by nic nie powiedziec, ale ludzie wtedy i tak swoje dopowiedza, zmienia kontekst i uslysza to, co chca uslyszec a nie to, co ty chcesz im przekazac… szkoda nerwow i tyle 🙂
a teraz mieszkam na wsi, ale takiej ‘sypialnianej’ – malutkiej doslownie na ganicy miasta, gdzie pradziwych mieszkancow ‘wiejskich” mozna na palcach jednej reki policzyc, a reszta to ‘miastowi”, ktorzy wybudowali sobie domy i stworzyli osiedla. punktem centralnym jest oczywiscie sklep 😉 i jego wlascicielka. glowne centrum informacji – mozesz sie tam dowiedziec doslownie wszystkiego,czego zapragniesz…
wiesz mi, ze to pryszcz:)
ja jak zalozylam nowe firanki w altanie-cel byl jedno by nie bylo z ulicy widac co lezy… No i sasiadka “ladne ma pani firanki,ale nic nie widac”
“a pani maz to gdize pracuje?”
o moja siostre tez byly miliony pytan:)w sklepie dowiedzieciec sie mozna doslowienie wszystkiego:)
juz sie przyzwyczailam:)
aha, jak kupilismy naroznik, zreszta cokolwiek nowego sie pojawia sasiadka obok przychodzi pozyczyc cukier:)
ja też od prau lat mieszkam w podobnym miejscu i na mojej ulicy jest klimat nazwałabym to “plotkarsko – przyjacielski” 😉
czyli że np jak byłam w szpitalu to sąsiadki pytały mojego męża co u mnie, itd, a starszemu synowi jak go widzą pędzącego na rowerze dają “dla mamusi i braciszka” rzodkiewki, truskawki, czereśnie, winogrona – bo widzą że jeszcze nie “dorobiliśmy” się plonów 😉
owszem dopytują się co u mnie, jak maluszek się chowa, kto się nim zajmuje jak jestem w pracy ale nie przeszkadza mi to, chętnie udzielam odp. a one w zamian też opowiadają o sobie – w sumie słucham z grzeczności a potem zapominam 😉
Bo co innego wścibskość a co innego sąsiedzka pomoc-czy przyjacielska znajomość – tej drugiej u mnie nie brakuje – w pozytywnym słowa tego znaczeniu
Ja mam taka wścibska dozorczynie, teraz to sie chyba nazywa administrator domu (???)
Ona jak ORMO normalnie wywiad przy niej wysiada.
Chjcesz, nie chcesz o wszystko wypyta i Ci wszystko powie.
Kilka razy poodziekowałam jej że nie chce informacji. Ale to nie pomaga.
Przez cała długosć korytarza jak ide z Jonkiem to mi nawija az wyjde z klatki. A nie daj Boze jest na dworzu.
Nie nalezę do ludzi którzy takim osobom wala prosto z mostu w ich jezyku by zrozumieli.
Po prostu żal mi kobiety.
Piaskownica.
Nie mam opiekunki, siedze z Jonkiem sama no i zdarzaja siechętne panie/mamy do plotkowania, obgadywania.
Niestety nie jestem wdziecznym materiałem informacyjnym. Nigdy nie wiedziałam kto z kim i gdzie.
Nie pamietam twarzy a nawet jaki kto ma samochód.
No nie pogada sie ze mna, no.
Mnie to nieustannie zadziwia…mi by było zwyczajnie wstyd! mam problem, co zrobić by żyć bez wojny z takimi ludźmi. Póki co olałam ale w moim przypadku ciężko ukryć antypatię, więc pewnie pani odczuła zmianę mojego nastawienia do niej, choć wciąż dzień dobry mówię. Ale bez uśmiechu.
Ale za to spookojnie możecie na wakacje wyjechać 😀
W tym kto jaki ma samochód (nie rzadko z nr rejestracyjnym) wyręcza mnie mój syn
Wiesz co, nie wiem bo mam takie podejrzenia. mamy zamknietą czesc klatki tak na 6 mieszkań. Milismy rower. Mielismy. Maż jeździł do pracy rowerem. Trzymalismy go na naszym korytarzu. Przypiety był do kaloryfera.
No i któregoś dnia maz do pracy buźka buźka a roweru nie ma.
Drzwi na korytarz zamkniete.
No i tak własnie.
Ale spoko w domu jak wyjeżdżam nic wartosciowego nie trzymam.
mój jeszcze za mały ale pewnie tez tak bedzie bo samochodziarz z niego jak na razie.
😡 ale kicha 🙁
Kurcze…przykre to!
A u nas mieszkania ze dwa wynajmują jacyś Azjaci ( ja ich nie rozróżniam czy to Tajwańczyk, Indonezyjczyk itd.) no i jeden z nich patrzę- zostawia wypasione żelazko pod drzwiami ( zapomniał chyba kluczy) i idzie:)
Przychodzę do domu i mówię do męża; hej, chcesz fajne żelazko?;))))
Oczywiście żart. Miałam nadzieję, że jednak nikt mu nie zakosi.
Ale chyba ok. bo potem czuć było, że prasuje, hihi.
no własnie to najbardziej mnie powala w mieszkaniach w blokach, wierzowcach czy czyms takim.
Z jednej strony fajnie bo masz ludzi dookoła ale z drugiej.
Tak naprawdę zero intymnosci hehe
wystawilismy raz z mieszkania polke – na klatke pod nasze drzwi, bo wstawialismy nowe meble i jeszcze nie bylismy pewni czy ta stara wywalic czy moze sie przyda – zwykla, ze sklejki jakiejs, ale nie zniszczona w miare ladna, postala moze dwie godziny…
maz wynosil stary akumulator do piwnicy i pomylil klucze, zostawil wiec go pod nasza piwnica, jak wrocil z dobrymi kluczami akumulatora ani widu ani slychu…..i to jest ta gorsza strona anonimowosci “wielkoblokowej” :/
Znasz odpowiedź na pytanie: Wścibskość…czyli kto z kim i gdzie;)