Była druga po południu. USG wykazało, że wszystko jest w porządku, tak więc dyżurna lekarka, bardzo miła pani, powiedziała że będziemy czekać przez sześć godzin, po czym mnie zbada. Gdy spytałam, co będzie, jeśli w tym czasie nic nie nastąpi (miałam nadzieje, że jednak, KTG wykazało słabe ale regularne skurcze, których tak naprawdę nie czułam), dostałam odpowiedź że nic, ponieważ w tej klinice mają zwyczaj czekać, a jeżeli po dwunastu godzinach dalej nic, to dalej czekać, tyle że prawdopodobnie na antybiotykach, żeby dzieciaczek nie dostał infekcji, niechroniony przez wody przez tak długi czas. To mnie raczej przeraziło – perspektywa spędzenia długich dni na zamartwianiu się, co się z małą dzieje, i ze mną też, wydała mi się straszna.
W ciągu sześciu godzin przydzielono mi pokoik, mąż pojechał po torbę – ze sobą miałam kostium kąpielowy, ręcznik i straszliwie nudny pamiętnik siostry Henry’ego Jamesa, umierającej na raka – nie najlepszą lekturę przed porodem, na który już dwa tygodnie wcześniej naszykowałam sobie najnowszy tom Harry Pottera, coś tam jeszcze zjadłam, a gdy mąż wrócił z rzeczami zaczęło mnie boleć. Bóle takie jak miesiączkowe, niezbyt silne, co cztery, trzy minuty, więc z niecierpliwością wyczekiwałam na co dwie godziny robione KTG. Które wykazało, że nie ma żadnych skurczów! Podobnie po sześciu godzinach, gdy zaczęło mnie powoli skręcać z bólu. Nie wykazywało właściwie nic, oprócz małych zmian rytmu serca dzidziusia, kiedy mnie bolało. Na szczęście przy badaniu okazało się, że są już 3 centymetry, i poczułam że te ostatnie godziny nie poszły na marne. Pani doktor kazała nam spacerować po ogrodzie, co wyglądało dosyć śmiesznie, bo ja latałam właściwie od stołów plastikowych i murków, żeby się podeprzeć przy skurczu, a mąż starał się zwracać mi uwagę na co ładniejsze drzewa – niestety, jakoś tak co mi jakieś pokazał, to mnie szczególnie silnie skręcało. Jak poczułam, że już naprawdę mam dość, wróciliśmy i ubłagałam położną o wanne. Strasznie się grzebała, tak że sami weszliśmy do łazienki, ja się jakimś cudem do tej wanny wtaszczyłam, mąż puścił wodę, i położna się trochę zdziwiła, jak nas tak zastała.
Tak w ogóle wcześniej bardzo nastawiałam się na cały poród w wodzie, naczytałam artykułów i książek, wydawało mi się że to właśnie będzie najlepsze, nie mogłam wprost napatrzeć się na zdjęcia niemowlaczków rodzonych do wody, jak same wypływają i w ogóle, niestety, mi ta wanna w ogóle nie pomogła, a wręcz przeciwnie. Było mi niewygodnie, cała byłam spięta bo nie mogłam znaleźć wygodnej pozycji, w dodatku te przeklęte skurcze zlały się prawie w jeden i nie przestawało mnie boleć, zaczęłam wymiotować, no przecudny obrazek, a to wszystko w półtorej godziny od stwierdzenia 3 cm, nikt mnie od tej pory nie zbadał, więc byłam pewna że to dopiero jakieś 4-5 cm, stwierdziłam że już nie mogę i poprosiłam o znieczulenie. Wypełzłam z wody, przygotowania trwały jeszcze jakieś pół godziny – to wkłuwanie w ogóle nie bolało, nie ma się czego bać – i nadszedł (tak wtedy myślałam, zanim się urodziła) najbardziej niesamowity moment w moim życiu. Znieczulenie zadziałało tak, że przestało mnie boleć, ale w ogóle nie straciłam czucia w nogach ani nigdzie. Ogarnęła mnie jakaś niesłychanie wyrazista przytomność umysłu i zmysłów wszystkich też, połączona z utratą poczucia czasu. Wydawało mi się, że mój pojedynczy oddech trwa kilka minut, dałam radę oddychać bardzo głęboko i intensywnie i dawało mi to ogromną przyjemność – zawsze podśmiewałam się troszkę z różnych zen i medytacji, ale po tym doświadczeniu przestanę, bo nigdy chyba już nie zapomnę, jak wiele poczucia, że się żyje, może się zawrzeć w małej chwili.
I tak to sobie szło przez jakieś półtorej godziny, i okazało się że jest pełne rozwarcie, i mam trochę odpocząć przed parciem. Tylko jak tu odpoczywać przy tej wyostrzonej świadomości, zwłaszcza jak się nie jest w ogóle, ale to w ogóle zmęczonym? Ciąg dalszy nastąpi…
2 odpowiedzi na pytanie: Wypadek i poród część II (długie)
Re: Wypadek i poród część II (długie)
…..czekamy niecierpliwie na dalszy ciag opowiesci
Gosia z dzidziusiem (31.07)
Re: Wypadek i poród część II (długie)
A kiedy dalszy ciąg????????
Znasz odpowiedź na pytanie: Wypadek i poród część II (długie)