wypis
poszłam dzisiaj po wypis do szpitala. Nie chciałam wcześniej, ale wzięłam dzisiaj byka za rogi. W okamgnieniu, bez kolejki, przypadkiem dostałam wypis od razu. Wyniki dobre. Wyniki histopatologiczne do odebrania za dwa tygodnie. Krzepliwość super.
“Pacjentka…w stanie dobrym…ogólnym i miejscowym…pouczona dokładnie o dalszym postępowaniu” (absolutnie nie).
W stanie dobrym. Czuję się świetnie, no nieźle w każdym razie. Nic mnie nie boli. Nie mam mdłości (dlaczego swoją drogą? Tak od razu mi przeszło?), nie mam zawrotów głowy, nie jestem senna.
Ale gdzieś we mnie czai się ból. Czy on zawsze już tu będzie?
Pocieszenie pierwsze: “jesteś młoda”… Nieprawda. Czy jakbym była stara, to byłoby mi gorzej? Czy jak urodzę jeszcze trójkę dzieci, będę się lepiej czuć? Czy ktoś mi odda tego malucha, ten mały cud?
pocieszenie drugie: “lepiej, że stało się tak, natura wie, co robi”. Czy naprawdę to kogoś dało radę pocieszyć? Naprawdę? I co z tego, że to może prawda? Co z tego, że sobie to jakoś wytłumaczę? Ja nie chciałam, żeby natura wyeliminowała akurat moje dziecko. Chciałam, żeby było okazem zdrowia. Chciałam, żeby się dobrze rozwijało. Jasne, że lepiej, żeby się nie męczyło, żeby nie umarło na późniejszym etapie ciąży. Ale czy to mnie pociesza?
pocieszenie trzecie: “to się zdarza”. Zdarza się. I za każdym razem boli tak samo. Świadomość, że inne kobiety przechodzą przez to samo, że sama przeszłam przez to samo, ma mi pomóc? Nie pomaga.
pocieszenie czwarte: “tak miało być”. Nie pomaga.
Nic nie pomaga.
Pomaga, jak ktoś napisze albo zrobi coś takiego, że mogę się przy tym kimś wypłakać. To pomaga. Żałoba pomaga. Płacz pomaga. Trochę. Wczoraj moja sąsiadka po prostu przyszła i mnie przytuliła. Rozbeczałam się. Pomaga. Pomaga, że ktoś chce zrozumieć, przez co przeszłam, mimo, że może sam nie rozumie. Pomaga, że ktoś razem ze mną płacze. Nie wierzyłam, ale to pomaga. Nie wiem, jak to się stało, że poprzednim razem nie płakałam, że nie przeżywałam. Bo może tak się rzeczywiście zdarza. Może nie zdążyłam się przyzwyczaić do malucha – test, dwa dni radości i poronienie. Nie widziałam go na USG. Nie poczułam mdłości. Nie zdążyłam na tę ciążę.
Dlaczego wtedy nie było mi aż tak źle, a teraz…? Czy się uda jeszcze kiedyś? Czy przyjdzie kiedyś taki dzień, że nie będę płakać na wspomnienie Okruszka? Muszę te łzy powstrzymywać, nie mogę się ciągle rozklejać, bo Bartusiek nie wie, o co chodzi. Czy kiedyś się wypłaczę dość?
I jeszcze te myśli. Powiedziałam mężowi, że wiem, że ta ciąża będzie trudna. Że się boję. Że przyszła o trzy miesiące za wcześnie. Że nie zdążyłam zadbać o swoje zdrowie.
Może to ja ją wykończyłam? Może jej nie chciałam…wiem, że to nieprawda.
Chciałabym, żeby było wiadomo, że to zapalenie płuc przeszkodziło. To i tylko to, a następnym razem się uda bez problemu.
Gonitwa myśli. Nadzieja, chęć jak najszybszego powrotu do starań, jak najszybszej ciąży. I strach. I ból, i chęć wypłakania się.
I żeby nigdy więcej… Nigdy więcej.
Moje dwa Aniołki…moja niespodzianka i mój Okruszek…
Tak bardzo bym chciała, żeby następny wypis ze szpitala – oddziału ginekologicznego był wypisem mnie i Kogoś jeszcze…w stanie ogólnym dobrym…
10 odpowiedzi na pytanie: wypis
Zabulijko, służę ramieniem
przytulam Cie
i wierzę że nastepny wypis będzie właśnie taki na jaki czekasz
To chyba nie minie – przynajmniej mi jeszcze nie minęło… i dlatego w obecnym stanie tak rzadko zaglądam do tego kącika, moje drugie dziecko powinno już być po pierwszych urodzinkach;-((
Boli wszystko nadal – mimo wszystko, dobrze jest się wypłakać – chwilowa ulga…
Przytulam…
mnie pocieszylo.
jak zgosilam sie na zabieg do szpitala przede mna byla dziewczyna na KTG w 42tc.
dziecko zmarlo w jej lonie – nie chciala sie klasc do szpitala bo sie bala.
wtedy dziekowalam za 12tc..
przytulam bardzo mocno!
Tule Cie kochana….
przytulam 🙁
ja wciąż wierzę ze ból minie, złagodnieje
czytajac takie historie, czy ostatnie smutne wieści z forum mnie tez to pociesza. I wtedy ciagle to sobie powtarzalam. Bylam bardzo spokojna i opanowana i chcialam miec zabieg jak najszybciej za sobą.
Ale w głębi duszy i tak płaczę.
tak samo…
a potem było o wiele gorzej
ale…powoli lepiej
Szpilki…powolutku, powolutku mnie to pociesza…
nie wyobrażam sobie ogromu bólu w takich przypadkach…i jego długości…
W tym sensie to mnie nie pociesza. Nie powiem, że czuję się szczęściarą, ale coś w tym jest.
Współczuję 🙁 Trzymaj się cieplutko…
Tu czuję że ktoś mnie rozumie, ma podobne myśli do moich…
Ostatnio mąż koleżanki w ciąży w rozmowie powiedział: ” no przecież musi donosić i urodzić”… a przecież to nie jest takie oczywiste. Znam dziewczynę, której wody odeszły w 5 miesiący ciąży i musiała urodzić dziecko ze świadomością że umrze.
Po tych słowach poczułam się tak jakby uważał, że ja zrobiłam coś nie tak i dlatego tak się stało. Wiele osób chyba tak myśli. Sądzą że ich to nie dotyczy i nie spotka. To boli, takie bezmyślne słowa strasznie ranią.
przytulam. mocno.
ja myslalam, ze nic już nie pomoże.
i sama nie wiem, co pomogło. chyba jednak czas.
z calego serca zycze Ci spelnienia marzenia.
Znasz odpowiedź na pytanie: wypis