Planujesz dłuższą podróż samolotem z małym dzieckiem? Zastanawiasz się jak to zniesie nie tylko ono, ale także współpasażerowie? Przed naszym wylotem do Tokio mieliśmy podobne obawy. Nasza córka miała wówczas niecałe 1,5 roku, a lot w jedną stronę trwał 11 godzin.
Przed wylotem zasięgnęliśmy porad zarówno u bardziej doświadczonych w podróżach rodziców, jak również prześledziliśmy kilka blogów i for internetowych. Poniżej zebraliśmy te porady, które sprawdziły się podczas naszej podróży.
Dziecko w samolocie: 8 sprawdzonych porad
1. Rezerwacja odpowiednich miejsc
Ten temat pojawia się najczęściej i tak naprawdę jest najważniejszy. Przekonaliśmy się o tym na własnej skórze.
Każdy podpowiada, żeby przy małym dziecku rezerwować miejsca blisko wyjść ewakuacyjnych lub łączników. Niestety tylko w drodze powrotnej udało nam się takie miejsca dostać. Podczas lotu do Tokio polecane fotele były już zajęte i zdecydowaliśmy się na tak zwany „plan b”. Zarezerwowaliśmy miejsca na samym końcu, na środku, obok „kuchni”. Tutaj także jest przestrzeń na rozprostowanie kości oraz pobujanie dziecka przed snem. Wadą w naszym przypadku było to, że fotele się nie rozkładały (stały za nimi jakieś opakowania).
Nasza podróże w obie strony różniły się dramatycznie. Nie tylko miejsce w którym siedzieliśmy miało na to wpływ. Samolot do Tokio miał pełnie obłożenie. W drodze powrotnej trzecie miejsce w naszym rzędzie było wolne. Najczęściej załoga samolotu pozwala dziecku na swobodne wykorzystanie wolnego miejsca. Tak było także u nas.
Uwaga! W przypadku samolotów typu Dreamlinear, które latają w liniach LOT, najwygodniejsze miejsca znajdują się w rzędach 7. i 20. Dodatkowo w tych dwóch rzędach jest możliwość przymocowania specjalnej „kołyski”. Jeżeli chcemy z niej skorzystać (maluch może w niej spać lub odpoczywać), to dziecko nie może ważyć więcej niż 10 kg. Nasza Zuzia waży około 9, ale za to jest dość wysoka i zdecydowaliśmy wspólnie z obsługą, że lepiej będzie jej się spało na fotelu lub „w nogach”, gdzie było dużo miejsca.
Jeśli macie wybór między 7., a 20. rzędem, wybierzcie 7. Przy 20tym znajdują się toalety, które są dość głośne. Jak już uda Wam się uśpić dziecko po kilku godzinach „walki”, to dźwięk spłuczki w toalecie może Wam przysporzyć kilka dodatkowych siwych włosów.
Sprawdź: Jakie miejsca w samolocie są najlepsze dla ciężarnej?
2. Na lotnisku zjawcie się znacznie wcześniej
Łatwo powiedzieć, a trudniej zrobić. Jest jednak w tym sporo prawdy. Na lotnisku w Warszawie rodzice z małym dzieckiem mogą liczyć na wiele przywilejów. Między innymi osobna odprawa i specjalne bramka przy kontroli osobistej. W naszym przypadku oszczędność wyniosła minimum godzinę.
W Tokio już tak dobrze nie było. Tam natomiast nie musieliśmy wyjmować Zuzi z wózka podczas kontroli. W Polsce okazało się to niezbędne. Nie pomógł fakt, że córka spała. Musieliśmy ją obudzić, a wózek złożyć i przepuścić przez skaner.
Mimo zaoszczędzonej godziny przy odprawie i kontroli, warto na lotnisku zjawić się wcześniej. Mniejszy stres rodziców, to mniejszy stres dziecka. Nadwyżkę czasu lepiej spędzić na placach zabaw, których jest kilka na większości lotnisk (u nas były na obydwu). To czas, żeby dziecko się wyszalało i wyciszyło. Tutaj także może nawiązać nowe, bardziej lub mniej orientalne znajomości.
3. Zabierz ze sobą lizaki lub coś do żucia
Tę poradę zlekceważyliśmy w drodze do Tokio. Byliśmy pewni, że kupimy je w którymś z kiosków na lotnisku. Ku naszemu zdziwieniu jedyne lizaki jakie znalazłem, to te pakowane po kilkadziesiąt sztuk w dużych opakowaniach.
Lizaki (podobno) sprawiają, że w czasie zmian wysokości, a co za tym idzie ciśnienia, uszy dziecka mniej się zatykają. Nie wiemy do końca czy to działa, ale Zuzi taka forma walki z zatkanymi uszami bardzo się podobała.
4. Spakuj przekąski i wodę
Oczywiście najlepsze jest to, co zabronione, czyli słodycze. W naszym przypadku tylko one były w stanie na dłuższą chwilę posadzić córkę w fotelu.
Jeżeli zabieracie w podróż dziecko, to podczas kontroli na lotnisku możecie mieć ze sobą jedną małą wodę (o pojemności większej niż 100 ml). Wodę możecie kupić także już po kontroli.
Warto ją mieć ze sobą, żeby nie biegać po samolocie i nie prosić o nią obsługę za każdym razem, gdy dziecko będzie wołało „piciu”. W samolocie jest suche powietrze, które w połączeniu ze słodyczami powoduje wzmożone pragnienie.
5. Duuuużo chusteczek nawilżanych
O tym, żeby je zabrać powinniście się domyślić po punkcie trzecim. Lojalnie jednak o nich przypominam. Obsługa w samolocie rozdaje chusteczki nawilżane, ale uwierz mi – potrzebujesz całej paczki.
6. Pozwól dziecku się wybiegać
Dorosłemu człowiekowi ciężko spędzić tyle godzin w jednej pozycji. Nie ma więc nic dziwnego w tym, że dziecko wyrywa się do biegania. Przejdź z nim kilka długości samolotu.
W przypadku spacerów po samolocie należy mieć dziecko cały czas na oku. Wystarczy chwila nieuwagi, ktoś wystawi łokieć lub nogę i może być potrzebne zakładanie szwów.
Mała turystyka po samolocie najczęściej owocuje wieloma nowymi znajomościami, a także regularnymi dostawami słodyczy.
7. Bajki, bajki, bajki
Niestety nie zdążyliśmy przygotować Świnki Peppy w wersji offline, ale z pomocą przyszły ekrany w samolocie. O dziwo oferta filmowa LOT jest w miarę na bieżąco. W jedną stronę próbowaliśmy obejrzeć „Vaianę: Skarb Oceanu”, a w drugą „Sing”, czyli całkiem nowe tytuły.
Najczęściej zainteresowanie Zuzi oglądaniem bajek kończyło się maksymalnie po 15 minutach, ale to były i tak zbawienne kwadranse.
8. Zabierz ze sobą ulubione lub nowe zabawki
Najlepiej, żeby nie były to grzechotki lub inne głośne zabawki. Zlituj się nad współpasażerami, którzy i tak na widok Twojego dziecka będą mieli gęsią skórkę.
U nas nie sprawdziły się pluszaki, którymi na co dzień bawi się nasza córka. Strzałem w dziesiątkę natomiast okazały się książeczki z naklejkami. Hitem była również tablica magnetyczna do rysowania.
W drodze powrotnej, pod koniec lotu, niezwykle angażujące okazały się buteleczki z sosem sojowym. W połączeniu z kubeczkami po herbacie stały się najlepszą zabawką.
Czy warto dziecko zabrać w taką podróż?
Zdecydowanie tak. W naszym przypadku było prościej, niż się spodziewaliśmy. Co prawda powrót z wielu powodów był bardziej komfortowy, ale nawet w drodze do Tokio uważam, że poradziliśmy sobie całkiem nieźle.
Najgorsze było to, że Zuzia prawie wcale nie spała. Problemem był to, że lecieliśmy w dzień.
Dziecku ciężko wytłumaczyć, że przyciemnienie szyb oznacza, że trzeba spać.
Następne podróże będziemy planować tak, żeby jak największa część lotu odbywała się w nocy. Niestety tym razem tego nie przewidziałem.
355 komentarzy