Witam Was,
chcialabym opowieścią o mnie i o mojej walce o dziecko wlać nieco otuchy w te z Was, którym wydaje się, że nigdy nie zostaną matkami. Też tak kiedyś myślalam, a od 1,5 tygodnia jestem szczęśliwą mamą najcudowniejszej Oleńki:-)
Dlugo trwalo, nim udalo mi się szczęśliwie donosić ciążę. Wiele wcześniej musiałam się nacierpieć, glównie psychicznie, gdyż o cierpieniu fizycznym człowiek jest w stanie szybko zapomnieć. Trzykrotnie poroniłam, w lutym br zaszlam w ciążę po raz czwarty. W duchu powiedziałam sobie, że to już ostatnia próba, więcej psychicznie nie będę w stanie znieść. Ale to samo mówiłam tez wczesniej, w każdej z nas drzemie potrzeba bycia matką, więc próbujemy do skutku. Czwartą ciążę na początku traktowałam z dużą dozą ostrożności, tj nie obiecywałam sobie zbyt wiele. Liczyłam dni, tygodnie, byle do 12 tygodnia, potem do 14, a gdy minie 16 tydzień, odetchnę nieco z ulgą. I tak czas sobie płynął, nie powiem, by obylo się bez strachu: 9 tydzień krwawienie, jak przy poprzednich ciążach. Odpowiednia interwencja lekarza, prawie 80 zastrzyków progesteronu, leżenie przez jakiś czas i udalo nam się pokonać magiczną dotąd granicę 16 tygodnia ciąży. Potem, nadal pelna obaw, ale już z większą wiarą, odliczałam kolejne tygodnie ciązy. W 18 tygodniu ciąży pozwoliliśmy sobie z mężem na pierwszy zakup dla maleństwa: nosik. Potem w internecie spodowal nam się wózek na promocji, który też zakupiliśmy. Kolejne tygodnie i powolutku kompletujemy wyprawkę: mebelki, pościel, przewijak, ubranka, pieluszki, akcesoria dla noworodka. Trudno opisać, jaką frajdę obojgu nam sprawialy te zakupy, odpowiednio dawkowaliśmy je sobie (także ze względów finansowych). Oczywiście obawa o maleństwo i ciążę towarzyszyla nam do samego końca, zwłaszcza ja stale zamęczałam swojego lekarza tysiącami pytań, czy aby na pewno ciąża przebiega prawidłowo. Z uwagi na wcześniejsze przeżycia lekarz zapytal, jak chciałabym rodzić. Po konsultacjach i z mężem, z sobą samą oraz innymi osobami, które przeżyly zarówno poród naturalny jak i cięcie, zdecydowałam się rodzić naturalnie. Na cztery tygodnie przed terminem spakowałam torbę do szpitala. Kolejna wizyta i slysze od lekarza, że jego zdaniem w mojej sytuacji bezpieczniejsze byloby rozwiązanie przez cięcie. Wracam do domu i wszystko leci mi z rąk, przecież to operacja, boję się niesamowicie, bylam przygotowana na poród naturalny. Ale skoro, jak twierdzi lekarz, minimalizujemy w ten sposób ryzyko jakichkolwiek komplikacji dla tak z trudem uzyskanej kruszynki, zgadzam się. Wyznaczamy datę zabiegu: wtorek 26-go października, a w poniedziałek mam się stawić na izbie przyjęć do szpitala. W niedzielę udzielamy się towarzysko caly dzień, ale o 19.00 udajemy się do domu: musimy jeszcze przygotować kilka rzeczy do szpitala: przede wszystkich chcę, by to mąż mnie już wygolil (przy cc trzeba), zmywam lakier z paznokci (wymóg przy cc), pakuję drobne pieniążki do torby i kilka ostatnich drobiazgów, które miałam wrzucić na ostatnią chwilę do torby. Kładziemy się do lóżka o 20.30, chwilę rozmawiamy, mąż przytula się do brzuszka i mowi do córeczki: Olusiu, jeszcze tylko jutrzejszy dzien i będziesz na świecie. I w tym momencie gdy to wypowiedział, słyszymy odgłos: trzask suchej gałęzi. Mówię, że chyba coś się dzieje, a on: nie, to moje kości strzelają. Ja jednak wiem, ze to coś ze mną: czuję lekki, niebolesny skurcz w dole brzucha, po kilku sekundach coś cieplego cieknie między nogami. Mówię do męża: to odeszly wody plodowe, dzwoń do lekarza. Decyzja mojego gina: jedźcie do szpitala. Spokojnie jedziemy pustymi już o 22.00 ulicami, w końcu odejście wód to jeszcze nie powód do pośpiechu. W samochodzie zastanawiamy się, jak będę rodzić (jaka decyzja lekarza) i czy córeczka będzie na świecie jeszcze dzisiaj (ale chyba raczej nie, dzień dobiega końca). Żartujemy sobie, że mala wszystkich przechytrzyla: sama zadecyduje sobie, kiedy się urodzi. Dojeżdżamy do szpitala: formalności, badanie, przejście do sali przedporodowej. Decyzja mojego lekarza: na stól od razu, nie czekamy. Z przerażeniem patrze, co robią wokół mnie: atmosfera jest spokojna, ale ja przerażona, nie wiem co mnie czeka, jak wyląda tak w rzeczywistości takie cięcie. Cierpliwie wszystko znoszę, ale trząść zaczynam się coraz bardziej. Trafiam w końcu na stól operacyjny, robię koci grzbiet (wklucie znieczulenia zewnątrzoponowego), kladę się, nie czuję nóg, robią mi parawan, wchodzą lekarze: oni rozluźnieni, żartują, ja przerażona, trzęsę się ze strachu. Pielęgniarka trzyma mnie za rękę, bo moja ręka cala się trzęsie ze zdenerwowania, trudno zmierzyć mi puls. Slysze od anestezjologa: już panią przecieli (moje zdziwienie: przeciez nic nie czulam), za 10 sekund słyszę: już widać glówkę. Pytam: czy są wloski? Odpowiadają że jest dużo czarnych wlosków, po chwili unoszą JĄ do góry: czy widzi Pani, co urodzila? (to chyba taka formalność). Odpowiadam, że tak, jest dziewczynka, kladą mi ją na chwile przy buzi (z uwagi na zzo nie mogę ruszać glową), potem zabierają. Jest 23.15, niedziela (ja też urodziłam się w niedzielę, podobno to szczęśliwy dzień). Lekarze wyciągają łożysko, szyją brzuch i pytają: jakoś się Pani nie cieszy. A ja ciągle jestem po prostu przerażona, cudnie ze dziecko jest, ale ciągle się boję. Nie potrafię pokonać tego strachu. Po chwili mówią: już kończymy, a ja się cieszę, że zaraz będzie po. Zdejmują mi parawan sprzed nosa, przerzucają na drugie lóżko, jadą ze mną korytarzem, mój mąż podchodzi do mnie, idzie przy mnie do sali pooperacyjnej. Zostajemy sami na sali, mąż caluje mnie i mówi: dziękuję Ci żoneczko. Opowiada, że był przy mierzeniu Oleńki, ważeniu, gdy podawali jej pierwsze szczepienia, potem ubrali i zostawili go w pokoju razem z nią. Nosil ją na rękach i uspakajal, bo płakała. Pytam męża o jej parametry: pamięta tylko, że 10 punktów i 3400 g wagi. Nie pamięta, ile cm długości. Do sali pooperacyjne wchodzi pielęgniarka, by podać mi kroplówkę. Mąż pyta, czy może pokazać mi dziecko; ona na to, że nie ma problemu. Wychodzą razem z sali, po chwili mąż wjeżdża z dzieckiem; pokazuje mi ją. Siedzimy tak sobie sami w trojkę, cieszymy się tymi chwilami. Mąż dzwoni do jednych i drugich dziadków poinformować ich krotko o narodzinach wnuczki. Po 24.00 niestety musi już kończyć wizytę u mnie, dziecko odwozi na noworodków, caluje mnie na pożegnanie, zostaję sama w sali. Dopiero teraz się uspakajam, wiem, ze już najgorsze za mna, mala jest cala i zdrowa. Znieczulenie schodzi powolutku, czuję już swoje nogi, ale za to trochę boli brzuch, proszę więc o środek przeciwbólowy (wstrzykują mi go do kroplówki). Do rana nie śpię, o 8.00 przychodzi mój mąż, idzie na noworodków po córeczkę i znowu jesteśmy w trójkę, szczęśliwi jak chyba nigdy dotąd. O 12.00 przychodzi pielęgniarka i mówi, że pora wstawać. Wstaję z jej pomocą, z mężem idę pod prysznic, pomaga mi się umyć. Nie powiem, pierwsze podniesienie się z lóżka i poruszanie się to jak stawianie pierwszych kroków od dawna, troche boli, trudno się poruszać, ale z godziny na godzinę staję się coraz sprawniejsza, aż sama jestem tym zdziwiona. Wieczorem tego dnia, gdy mąż idzie do domu, odwozi malą na noworodków. Ja wytrzymuję tak do 24.00, potem nie mogę spać, zwlekam się więc z lóżka powolutku i po raz pierwszy robię tak daleki spacer: idę samodzielnie na noworodków po swoje dziecko. Przyjeżdżamy razem do sali, noc spędzamy wspólnie. I tak już będzie przez caly pobyt w szpitalu. Gdy wychodze w 6 dobie, poruszam się tak, jakbym wcale nie miala żadnego cięcia cesarskiego. Aż sama jestem zdziwiona tak szybki powrotem do formy. Oczywiście przez te 6 dni wiele przeszlyśmy z Olusią: najpierw przez 2 dni ja walczyłam z bólem (tj stale prosilam o srodki przeciwbólowe). Gdy ja już wydobrzałam, nie miałam pokarmu do karmienia. Stosowałam się do zaleceń polożnych i w 3 dobie pojawil się pokarm, ale w 4 dobie znowu okazalo się, że mam nawal pokarmu, piersi cieżkie jak kamienie, grozi mi zastoj i zapalenie piersi. Okladam się znowu za namową polożnej zimną kapusta z lodówki, mąż odciąga mi pokarm laktatorem. W 5 dobie sytuacja z piersiami opanowana, ale mala od 4 doby nocami nie śpi, boli ją brzuszek, przeraźliwie placze a ja razem z nią, bo moje dziecko cierpi. Tak spędzamy 3 noce w szpitalu, w ogole nie śpiąc nocami. Nawet pielęgniarki niewiele są w stanie nam pomóc, daja malej kropelki na odgazowanie, ale malo pomagają. Pokazują, jak ja masować. Bole brzuszka u Olusi pojawiają się codziennie o 1.00 w nocy i trwają do rana, zasypia zmęczona zwykle ok. 5.00 nad ranem, ja więc spie tylko godzinę, bo o 6.00 szpitalna pobudka: temperatura, badania, prysznic, wizytacja lekarzy. W 6 dobie nareszcie do domku; a tam czeka na nas cudowne powitanie: w pokoiku malej mnóstwo czerwonych baloników, wstążeczek, a na stoliku dla mnie bukiet czerwonych róż, szampan i pierścionek. Powitanie, jakiego się nie spodziewałam i jakiego życze każdej z Was.
A teraz o mojej córeczce: oboje z meżem jesteśmy w niej ZAKOCHANI. Tak cudowna istotka, tyle wniosła do naszego życia szczęścia, radości, tysiące cudownych uczuć. Ma najcudowniejszy uśmiech na świecie, w ogole jest najpiękniejszym dzieckiem, jakie widziałam. Potrafimy oboje stale na nią patrzeć, glaskać ją, tulić, trudno nam się z nią rozstać nawet na kilka minut. I to nic, że niewiele śpimy w nocy, że telewizja przestala dla nas istnieć (nic nie wiem, co się dzieje na świecie), obiadu nie jedliśmy od tygodnia. I tak jesteśmy NAJSZCZĘŚLIWSZYMI RODZICAMI ŚWIATA !!!!! I nic więcej do szczęścia nam nie brakuje, może tylko, żeby doba nieco się rozciągnęla, abyśmy jeszcze więcej czasu mieli dla Olusi i żeby nasze maleństwo było zdrowe.
Tak więc chcialam każdej z Was powiedzieć, że musicie walczyć o swoje szczeście, nie poddawać się, szukać przyczyny, dobrych lekarzy, którzy Wam pomogą w zostaniu matką.
Kiedyś musi się udać !!!
Pozdrawiam
Ewa
32 odpowiedzi na pytanie: Urodzilam dziecko po 3 poronieniach
Re: Urodzilam dziecko po 3 poronieniach
Moje GRATULACJE!!!!
Twoja opowiesc jest piekna. Uronilam niejedna lze. Rozczulam sie tym bardziej, ze moj przypadek jest podobny do Twojego. No z jedna roznica….. u mnie brak jeszcze happy endu. Ja mam anty TPO na poziomie 56,3 przy normie 35 i jestem po dwoch poronieniach, ale Twoja historia dodala mi wiele otuchy (szkoda, ze wczesniej nie przeczytalam o Twoich przejsciach). Dzieki Tobie wiem co robic. Musze sie leczyc nie wazne co powie moj lekarz (spotkalam sie z tym ze lekarze to lekcewaza)! Dziekuje Ci!
Jeszcze raz GRATULUJE i pozdrawiam caly Wasz szczesliwy trojkacik.
papa
fala
Prośba
To jeszcze raz ja. Mam wielka prosbe. Gdybys znalazla czas i checi prosze napisz mi na czym polegala kuracja na przeciwciala i po jakim czasie mozna zaczac kolejne starania. Dziekuje.
fala
Re: Urodzilam dziecko po 3 poronieniach
Dziękuję!
Jest we mnie sporo wiary w sukces między innymi dzięki Tobie.
Ewa AmelkAniołek2.04.04
Re: Prośba
Witaj,
mnie cala kuracja kosztowala coś w granicach 10 zl:-), gdyż tyle wlasnie kosztują tabletki Euthyrox, które przepisal mi ginekolog-endokrynolog. Tabletek jest 30, ja bralam codziennie pol tabletki, wystarczylo więc na 2 miesiące. Mialam mieć kurację przez 3 miesiące, ale po pierwszym miesiącu kuracji wystąpily u mnie krwawienia z nosa, ginekolog kazal odstawić leki, ponownie sprawdzić przeciwciala, byly już w normie, więc od razu kazal zachodzić w ciążę.
Tabletki bralam codziennie rano na czczo, ok 1/2 godz przed posilkiem. W czasie ciąży do 16 tygodnia także musialam je brać.
Trzymam kciuki za powodzenie u Ciebie
Ewa
Re: Urodzilam dziecko po 3 poronieniach
Ewo…to jest po prostu P I Ę K N E ! ! Wzruszyłam się przeogromnie…
Po tylu trudach i cierpieniach macie w końcu swój Maleńki Cud i to o jakim ładnym imieniu 🙂
Niech Wam się zdrowo chowa Oleńka i same radości przynosi 🙂
…
Jeszcze raz G R A T U L A C J E ! !
PS. Dziewczyny!!! Rzadko tu zaglądam… Ale wiem o Waszej prośbie na temat zdjęć maluchów…jednakże pomyślałam sobie, że to taki radosny wątek i że fotka mojego synka może nie będzie tu bardzo nie na miejscu…jeśli jednak się mylę i jeśli kogoś uraziłam…dajcie znać…zaraz wykasuję fotkę…
Pozdrawiam serdecznie.
Beata i Maciek (9 miesięcy)
Re: Urodzilam dziecko po 3 poronieniach
Ewa,
Serdeczne gratulacje :-)) to naprawdę dodaje wiary!
Trzymajcie się ciepło, cała wasza trójka.
Marti z aniołkiem i wielką nadzieją
Re: Urodzilam dziecko po 3 poronieniach
Ja rowniez z serca gratuluje ! NIe tylko efektu koncowego ;-), ale rowniez odwagi, cierpliwosci, wytrwalosci i konsekwencji w dazeniu do celu.
Mam nadzieje, ze szybko pozwolisz nam zobaczyc zdjecie Olenki!
Nati
GRATULCJE 🙂
Ewa kochana, ściskam Cię mocno i całą Twoją rodzinkę. Ryczę jak bóbr, cieszę się Waszym szczęściem i mam nadzieję, ze kiedyś, kiedyś i ja napiszę tutaj coś takiego…
Całuję z całych sił, Agata
Re: Urodzilam dziecko po 3 poronieniach
Gratuluję Wam najmocniej jak potrafię i dziękuję Ci z całego serca za taką dawkę optymizmu !!!
Re: Urodzilam dziecko po 3 poronieniach
ryczałam czytając twoją hisorię, przepiękny finał
GRATULCJE I WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO
Re: Urodzilam dziecko po 3 poronieniach
Ewuniu tak sie ciesze, ze juz jestescie w domku RAZEM!!!!!!!! Czekalam na Twoja opowiesc i baaaaardzo mnie wzruszyla!!!!!!!!!!
Buziaki dla Was
Moniś z Aniołkami
Re: Urodzilam dziecko po 3 poronieniach
Moniś jakie śliczne zdjęcie!!!! Masz gdzieś cały zestaw dla Ciekawskich?
Pamiętaj, ze czekam na dobre wieści i od Ciebie
Pozdrawiam gorąco
ika z Igor 01.04.2004
Re: Urodzilam dziecko po 3 poronieniach
Ewuś już odpisałam i składałam gratulacje Ale zawsze gdybyś miała jakieś pytania, zastanawiała sie nad czymś albo po prostu chciała pogadać jak mama z mamą To jestem do Twojej dyspozycji. Ucałuj Oleńkie od nas
ika z Igor 01.04.2004
gratuluje 🙂
Gratuluję Ewa i ciesze sie Twoim szcześciem 🙂
Agata
Re: Urodzilam dziecko po 3 poronieniach
Ewuniu, nie muszę pisać co znaczą takie posty jak Twój właśnie w tym kąciku :o) Dziękuję…
Życzę powodzenia i dużo, dużo zdrówka dla całej Twojej rodzinki :o)
NUŚKA + dwa Aniołki
Re: Urodzilam dziecko po 3 poronieniach
Ikkuniu jak milo, dziekuje!!! Czesc zdjec zamiscilam niedawno w galerii zdjec slubnych na forum zdjeciowkowym………
Co prawda jest to bardzo mala probka (mamy ich ponad 900), ale nie chcialam “zasmiecac” forum.
A co do wiesci, to ja tez CZEKAM!!!!!!!!!!!!
Buziaki dla Ciebie i Twojego Sloneczka
Moniś z Aniołkami
Re: Urodzilam dziecko po 3 poronieniach
to super że Wam się udało!!!
Aż mi łezki w oczach stanęły…
ja miałam jedno poronienie a w drugiej ciąży połowę przeleżałam i wciąż były jakieś problemy. U mnie również skończyło się cięciem.
Chciałabym by innym Dziewczynom też się udało i w to wierzę.
Powodzonka!
Re: Urodzilam dziecko po 3 poronieniach
Gratulowalam Ci juz i w kaciku poronienie i na oczekujacych, ale tak mnie cieszy to co Cie spotkało że jeszcze raz skladam Ci serdeczne gratulacje!!!!
Cieszę się, ze wbrew swoim obawom nie wspominasz tak źle cesarki.
I juz nie mogę sie doczekać kiedy mnie pokroja i kiedy zobaczę mojego Szymcia po drugiej stronie brzuszka….
ucałuj Oleńkę i męża
asia i grudniowy szymuś
Re: Urodzilam dziecko po 3 poronieniach
Łzy szczęścia i radości płyną mi po policzkach. Wszystkiego naj… Naj… Naj Ewuniu, aby kazdy Wasz dzień był cudowny. Ucałuj Oleńkę :))
Edyta i Aniołek 16.06.2004r
Re: Urodzilam dziecko po 3 poronieniach
Bardzo, bardzo się cieszę z Twojego szczęścia i mam nadzieję niedługo do Ciebie dołączyć. Oczywiście jak czytałam Twojego posta to ryczałam jak bóbr… ale przynajmniej tym razem były to łzy radosci i wzruszenial.
Pozdrawiam cieplutko
Agnieszka
Znasz odpowiedź na pytanie: Urodzilam dziecko po 3 poronieniach