Kochane Kobietki!
Postanowiłam napisać ten post, bo wiem jak ogromną stratą jest poronienie. Nie wiem, czy to coś zmieni, czy Wam pomoże, bo z pewnością tak wielkiej straty nie na się niczym wytłumaczyć.
Poroniłam dwukrotnie, starając się o ukochane dziecko. Pierwszy raz w 6 tygodniu. To był prawdziwy szok i ogromnie traumatyczne przeżycie. Po powrocie ze szpitala napisałam list do swojego nienarodzonego Słonka z wyrazami ogromnego smutku i przytłaczającego żalu. Nie pomógł mi on jednak się otrząsnąć. Wszystkimi zmysłami wierzyłam, że życie toczyć musi się dalej i jakoś to wszytsko będzie. Po roku ponownie zaszłam w ciąże. Po raz kolejny ciążę upragnioną i wyczekaną. Po 8 tygodniach pojawiły się plamienia i wyrok zapadł. Zanlazłam się w szpitalu. Miałam bóle porodowe. Niestety opieka szpitalna była żadna i czując parcie udałam się do toalety, gdzie po raz pierwszy i ostatni widziałam moje kochane maleństwo. Brzmi to strasznie, ale tak właśnie było. Własnymi siłami, bez pomocy lekarzy, którzy wydawąło by się, że po to byli na oddziale patologii ciąży, by pomóc mi jakoś przez to przejść (fizycznie) tj. usunąć obumarłą ciąże, pożegnałam swoje marzenia o dziecku. Po powrocie do domu łzy rodziców i męża dopełniły czary i straciłam wszelką nadzieję na urodzenie swego Skarbu.
Minęły kolejne dwa lata i ponownie zaszłam w ciążę. Z lękiem i strachem, którego nie da się zmierzyć żadną miarą szłam przez kolejne miesiące. W trzecim pojawiły się plamienia i kolejny raz pojawiła się tak straszna myśl, że słowami jej nie sposób wyrazić. Jednak udało się i po dwutygodniowym pobycie w szpitalu wróciłam do domu i tym razem nie sama! Nadal było nas dwoje i to było dla mnie największym szczęściem. Mimo oromnego strachu, który objawiał się m.in. przyglądaniem się papierowi toaletowemu przed i po każdej wizycie w toalecie, po dokładnym oglądaniu bielizny i wkładek mijały kolejne dni. W krótce pojawiły się drobniutkie ruchy mojego Skarba i to od czasu do czasu dawało mi pewność, że wszystko jest w porządku. Niestety nie pojawiały sie one tak, często bym mogła być spokojna. Według “poradnikowych” zaleceń piłam gorące mleko i kładłam się w bezruchu by zmobilizować swój Skarb do aktywności, a tym samym do dania mi znaku, że wszystko u niego gra. Kolejne miesiące płynęły. Regularnie raz w miesiącu mąż fotorafował mi brzuszek, co pomagało mi uwierzyć w to, że nasz Dziubek tam jest i rośnie.
Najwyraźniej podobało się mu u mamusi w brzuszku bo pojawił się na świecie 2 tygodnie po planowanym terminie porodu, który był piękny i zwieńczony największym cudem, jakiego może doświadczyć kobieta… Ale to już temat na inny wątek:-)
Kochane Przyszłe Mamusie!
Warto jest wierzyć, warto być silną, bo cuda na prawdę się zdarzają i są to cuda, które pielęgnuje się przez całe życie.
Mój synek ma dzisiaj prawie półtora roku. Jest zdrowy i silny, nie choruje (odpukać). Kocham go z całych sił. I mnie i całej rodzinie zawrócił w głowach i wszyscy zwariowaliśmy na jego punkcie.
Wierzę, że skupia w sobie wszystkie najpiękniejsze cechy moich dwóch młodszych synków, którzy nie są “tam” sami bo mają siebie i z którymi spotkam się kiedyś i powiem im wszystko to, czego mi nie dano…
Momisia
2 odpowiedzi na pytanie: Pocieszenie dla wszystkich po poronieniu
Re: Pocieszenie dla wszystkich po poronieniu
Bardzo sie ciesze, ze kolejna mama opisala swoja radosc i wczesniejszy ogromny strach, ktorego i ja doswiadczylam… Takich postow jak Twoj powinno byc tu jak najwiecej. Kiedy mi brakowalo juz sil wyszukiwalam wlasnie takie informacje i szukalam w nich nadziei dla siebie.
Bardzo sie ciesze, ze i Ty jestes juz po tej drugiej stronie:) I dziekuje za kolejna nadzieje dla innych.
Ninka, Agatka (04.06.99) i Martynka (12.03.05)
Re: Pocieszenie dla wszystkich po poronieniu
aż się popłakałam ze szczęścia, ja bardzo mocno wierzę, że i my będziemy szczęśliwymi rodzicami
Znasz odpowiedź na pytanie: Pocieszenie dla wszystkich po poronieniu