Do niewyobrażalnej tragedii doszło w czwartek po południu w Zabierzowie w województwie małopolskim. Czteroletnie dziecko wpadło do studni znajdującej się na terenie placu zabaw przy jednym z przedszkoli. Mimo wysiłku ratowników i podjętej reanimacji chłopca niestety nie udało się uratować.
Tragedia w Zabierzowie. Czteroletnie dziecko wpadło do studni
Tragiczne wydarzenia rozegrały się na na terenie przedszkola i żłobka, który znajduje się przy ul. Leśnej w Zabierzowie, niedaleko Krakowa. Po południu nauczycielki zauważyły nieobecność jednego z dzieci. Natychmiast rozpoczęły się poszukiwania czterolatka, a chwilę później okazało się, że chłopczyk wpadł do zbiornika z wodą. Pracownicy od razu zawiadomili odpowiednie służby.
Po przybyciu na miejsce funkcjonariuszy i ratowników rozpoczęła się akcja ratunkowa. Niestety jak informuje młodszy brygadier Paweł Majda, zastępca dowódcy jednostki ratowniczo-gaśniczej nr 3 w Krakowie, do zbiornika był utrudniony dostęp.
Okazało się, że to był zbiornik na wodę, coś w rodzaju zbiornika retencyjnego wypełnionego wodą, wkopanego w ziemię. Nie wiemy dlaczego był na terenie przedszkolnego placu zabaw. Wiadomo, że był zabezpieczony od góry, ale nie mamy informacji w jaki sposób dziecko mogło wpaść do tego zbiornika
mł. kpt. Hubert Ciepły, rzecznik prasowy małopolskiego Komendanta wojewódzkiego PSP w Krakowie
Zgłoszenie o wypadku dotarło do służb o godzinie 15.00, a o 15.30 ratownicy wydobyli chłopca ze zbiornika. Natychmiast rozpoczęła się reanimacja, która trwała niemal godzinę. Mimo wysiłków chłopca niestety nie udało się uratować. Zdaniem policji i ratowników dziecko mogło być w zbiorniku kilkadziesiąt minut.
Jak mogło dojść do tak tragicznego wypadku?
Wiadomo, że czterolatek uczestniczył w zajęciach na placu zabaw na terenie przedszkola. Ze wstępnych informacji wynika, że osoba dorosła nie mogła swobodnie się dostać do zbiornika, ale niestety nie był on wystarczająco szczelnie zabezpieczony.
To zbiornik, który kiedyś służył do gromadzenia cieczy. Ma 5-6 metrów średnicy, a woda około 3 metrów głębokości. Na środku pokrycia zbiornika jest nieduży właz, kwadrat o szerokości 40 cm, który był zabezpieczony czymś w rodzaju komina.Pod nim było jednak przejście, którym drobna osoba mogła dostać się do zbiornika.
młodszy brygadier Paweł Majda, zastępca dowódcy jednostki ratowniczo-gaśniczej nr 3 w Krakowie, wypowiedź dla PolsatNews
Sprawdź też:
- Mieli pomagać chorym dzieciom, a okazali się oszustami? Pieniądze ze zbiórek nie trafiły do rodziców
- Niskie pensje w oświacie? Oto rada rządu dla nauczycieli: pracuj więcej, wyprowadź się z miasta
- Zaginięcie Krzysztofa Dymińskiego. Najnowszy trop wiedzie do Wielkopolski. Czy to poszukiwany jest widoczny na nagraniu? Rodzice mają podejrzenia